Rozdział 15

4.5K 325 108
                                    

Louis

Właśnie zaczął się koszmar wszystkich rodziców i ich dzieci. Zmora, przez którą staje się żywym trupem, z powodu nieprzespanych nocy. A mianowicie... Kolki.

Miałem cichą nadzieję, że nas to ominie, ale niestety los nie był dla nas taki łaskawy. Pamiętam jak bliźniaczki miały kolki, a ja pomagałem mamie się nimi zajmować. Gdyby nie ja, mama została by z tym sama, bo tata nigdy nie pomagał jej przy opiece nad domem i dziećmi.

Ja na szczęście miałem Harry'ego. Alfa pomagała mi jak tylko mogła. Jean na ogół spał już u siebie w pokoju, ale gdy dostał kolke, ponownie zabraliśmy go do siebie. Tak było prościej.

Szczerze sam już nie wiedziałem jaka jest nasza sytuacja. Moja i Harry'ego. Mieszkaliśmy razem, spaliśmy w jednym łóżku, wychowywaliśmy razem dziecko, a mimo wszystko nie byliśmy w związku. Żaden z nas nigdy o tym nie mówił, po prostu omijaliśmy ten temat.

W połowie byłem już w krainie snów, gdy po pokoju znów rozniósł się głośny płacz, a wręcz krzyk. Otworzyłem szybko oczy i zacząłem przyglądać się synkowi. To tak bardzo łamało mi serce, fakt że on cierpi, a ja niewiele mogę dla niego zrobić.

Zacząłem masować jego napięty brzuszek, przy okazji cichutko mrucząc mu do uszka. Harry również się obudził.

-Louis, pójdźmy z nim jutro do Nialla. -powiedział zaspany.

-Nie, poczekamy aż Liam wróci. -powiedziałem stanowczo, bo mimo, że Niall był moim przyjacielem, to w tym kontekście bardziej ufałem Payne'owi.

-Ale nie wiadomo kiedy oni wrócą. Będą tam pewnie jeszcze z tydzień.

-Ugh, nie mógł poczekać? -fuknąłem zdenerwowany.

-Miał poczekać aż naszemu synkowi minie kolka? -zaśmiał się, a ja spojrzałem na niego szeroko się uśmiechając.

-Powtórz to. - zażądałem, opierając się na jednym łokciu, drugą wciąż masując brzuszek kruszynki.

-Ale co? -uniósł jedną brew, patrząc na mnie niezrozumiale.

-Czyjego synka?

-No twojego. -strącił moją dłoń, samemu biorąc się za masowanie brzucha malutkiej Alfy.

-Niee, Hazz powiedziałeś co innego.

-Och tak, a co takiego powiedziałem?

-Naszego. -stwierdziłem uśmiechając się. - To urocze.

-Jean jest dla mnie jak syn. -przyznał, spoglądając mi w oczy. -Kocham go.

-Cieszę się. Jesteś dla niego dobrym tatą. - dotknąłem dłonią jego lekko zarośniętego policzka. -No proszę, Harry jesteś czarodziejem. -zaśmiałem się, zauważając, że dzięki brunetowi chłopiec powoli się uspokaja.

-No wiesz, tak naprawdę nie jestem Harry Styles. Jestem Harry Potter. -powiedział poważnym tonem, szczelnie przykrywając małego kołderką.

-Niedługo będę musiał zająć jakieś stanowisko.-powiedziałem po dłuższej chwili ciszy- Nie chcę być darmozjadem.

-Louis, teraz musisz zająć się tygrysiem. Poza tym znajdziemy coś razem, w końcu ja całe życie nie będę się utrzymywał z faktu bycia synem przywódcy. -westchnął.

-Harry... Mogę ci się do czegoś przyznać?

-Pewnie.

-Mam takie jedno marzenie. -przyznałem niepewnie, lekko przegryzając wargę, bo było to dla mnie dość krępujące.

coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz