Rozdział 16

4.1K 334 84
                                    

Harry

Louis przygotowywał właśnie kąpiel dla tygrysia. Ja w tym czasie miałem przygotować chłopca.

Tak więc zrobiłem. Położyłem go na przewijaku, by następnie odpiąć jego żółte śpioszki, które po chwili znalazły się w koszu na pranie. Teraz tygryś leżał jedynie w pampersie.

Chwyciłam rączki Jeana i zacząłem nimi machać. Dodatkowo cały czas powtarzałem fru fru fru. Musiałem wyglądać bardzo głupio, ale za bardzo mnie to nie obchodziło.

Maluch wpatrywał się we mnie tymi swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. Wytknął lekko swój język, cicho gaworząc i machając nóżkami.

-Jesteś ptaszkiem! -ucałowałem jego odkryty brzuszek. -Za chwilę mi odlecisz. Fru fru!

Jean zmarszczył delikatnie brwi, jednak po chwili szeroko się uśmiechnął, pokazując swoje dziąsełka.

Był to jego pierwszy uśmiech.

Otworzyłem szeroko usta, bo musiałem przyznać, że mały naprawdę mnie zaskoczył. Następnie jednak szeroko się uśmiechnąłem, całując jego nosek.

-Brawo Jean! Twój pierwszy uśmiech, jestem taki dumny.

Delikatnie trąciłem nosem jego mniejszy odpowiednik.

-A teraz ściągniemy pampera i pójdziemy się pochwalić tatusiowi. Co ty na to?

Jean w odpowiedzi jedynie cicho zapiszczał. Gdy już zrobiłem to, co zrobić powinienem, podniosłem chłopca, przytulając go do swojej klatki piersiowej. Główkę oparł na moim ramieniu, a w piąstkę złapał pukiel moich kręconych włosów, za które dosyć mocno pociągnął.

-Ała, Jean, nie wolno.

Ruszyłem w stronę łazienki, w której czekał już Louis. Gdy już się w niej znaleźliśmy, odłożyłem tygrysia na specjalną gąbkę, która umieszczona była w wanience wypełnionej ciepłą wodą.

-Jean się przed chwilą uśmiechnął. Tak prawdziwie uśmiechnął. -powiedziałem z dumą.

-Naprawdę?

-Yhym.

-Brawo kruszynko!- zawołał szatyn, głaszcząc jego główkę, pokrytą gęstymi włoskami, które niedawno zaczęły jaśnieć i teraz były w kolorze ciemnego blondu.

-Kto dzisiaj go myje?

-Ja to robiłem wczoraj, ale jeśli nie chcesz to...

-Chcę. -przerwałem mu- Za to zrobisz dla nas jutro obiad.

-Okej.

Chwyciłem myjkę w kształcie ośmiornicy i nalałem na nią nie dużą ilość płynu do kąpieli dla dzieci, który swoją drogą tak pięknie pachniał.

Delikatnie mydliłem brzuszek chłopca, któremu się to chyba nie spodobało. Ułożył usta w kształt małej podkówki, by po chwili zacząć płakać.

-Jean, kruszynko, nie płacz. -Louis uklęknął obok mnie. -Bądź dzielnym dzieciakiem dla tatusia i wujkotaty.

-Wujkotaty? -uniosłem jedną brew, uśmiechając się głupio na to dziwne określenie

-No bo jesteś czymś pomiędzy tatą a wujkiem. Jak mam o tobie mówić?

-Sam nie wiem. Narazie niech tak zostanie. Niech on sam kiedyś zdecyduje kim dla niego jestem.

XXX

XXX

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz