Rozdział 22

3.7K 267 54
                                    

Zayn

Był już późny wieczór, a ja siedziałem na skale, obserwując samotnie płynącą łódkę. Ostatnimi czasy moim ulubionym zajęciem było właśnie siedzenie na tej skale i obserwowanie fiordów. Było w nich coś magicznego, co sprawiało, że najchętniej siedziałbym tam całymi dniami, obserwując tę wodę o pięknym, błękitnym kolorze.

Na początku mieszkaliśmy w małym, jednopokojowym mieszkaniu w centrum, ale gdy tylko zrobiliśmy odpowiednią sumę pieniędzy, przeprowadziliśmy się. Teraz mieszkamy w małym, drewnianym domku na obrzeżach Trondheim, a z okna naszej sypialni doskonale widać fiordy oraz skałę, na której często spędzałem wolny czas.

Przez te parę miesięcy zdążyłem pogodzić się z rodzicami. Zrozumiałem, że przyjechali tutaj, bo od zawsze było to marzeniem mojej mamy, a mój tata robił wszystko, aby sprawić, by była ona szczęśliwa. A ja po prostu ich wtedy nie słuchałem i robiłem awantury.

Żyło nam się tu bardzo dobrze. W końcu mogliśmy być normalną, kochającą się parą, a to tego tak bardzo potrzebowaliśmy. Układało nam się również pod innymi względami. Praca Liama była dobrze płatna, a dodatkowo Beta naprawdę lubiła do niej chodzić. Ja też nie mogłem narzekać.

Jedyne czego mi brakowało to przyjaciele. Tęskniłem za Harrym, Gemmą, Louisem, Anne, Desem, a nawet za Niallem. Ich w żaden sposób nie dało się zastąpić.

-Dzień Dobry panie Malik. -usłyszałem bardzo dobrze znany mi głos.

Obróciłem się, by zobaczyć, jak parę metrów ode mnie stoi Liam, przytulający do siebie gruby, czerwony koc. W jednej dłoni trzymał termos, a w drugiej dwa kubki.

-Dzień Dobry panie Malik. -przywitałem się z szerokim uśmiechem.

Mój mąż usiadł obok mnie, dając mi do ręki kubki. Termos położył na skalę, by następnie okryć nas ciepłym kocem. Nalał nam do kubków gorącą czekoladę.

Podałem mu jego napój, obejmując go szczelnie ramieniem.

-Kocham to miejsce. -powiedział cicho, kładąc głowę na moim ramieniu, a ja wykorzystując okazję i pocałowałem czubek jego głowy.

-Ja też. -zacząłem głodzić dłonią linię jego szczęki.

-A chciałbyś tu zostać na zawsze?

-Chciałbym żebyś był szczęśliwy.

-Teraz nie chodzi o mnie, a o nas. Jesteśmy małżeństwem, jesteśmy połączeni... Ale widzę, że nie jesteś szczęśliwy.

-To nie tak, że nie jestem. -wyszeptałem, spoglądając w jego oczy.

-Ja też za nimi tęsknie.- powiedział, domyślając się o co chodzi- Wiem, że chciałbyś do nich wrócić, więc jeśli tylko chcesz, możemy tam pojechać.

-Nie Liam, jest okej.

-Mi wystarczy to, że jesteśmy małżeństwem. To sprawia, że jestem szczęśliwy, a nie miejsce, w którym nim jesteśmy.

-Liam, kochanie. Zrozumiesz a końcu, że chcę, żebyśmy tu zostali? Zawsze możemy wejść do samolotu i polecieć ich odwiedzić, tak? Albo zaprosimy ich tutaj, by mogli zobaczyć to piękne miejsce.

-Tak... Masz rację.

Dopiłem czekoladę i odstawiłem kubek obok. Położyłem się, przymykając powieki. Po chwili poczułem, jak Liam siada na mnie okrakiem, więc szybko otworzyłem oczy.

Szatyn złapał moją twarz w dłonie, oblizał powoli swoje usta, następnie lekko przygryzł dolną wargę. Uśmiechnąłem się szeroko, łapiąc go za kark i przyciągając do pocałunku.

coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz