(Bardzo was proszę o to żebyście obejrzeli zwiastuny, które są na dole i wyrazili swoją opinię)
Louis
Cieszyłem się chwilą spokoju, która nastała tylko dzięki temu, że Jean zmęczony przez ciągły płacz w końcu zasnął.
Nie mam pojęcia, czy chodzi o zmianę miejsca, czy coś innego ale moja kruszynka cały czas płacze i jest marudna. Próbowałem wszystkiego, aby go chociaż trochę rozweselić i jedynie śpiewanie dawało chwilowe rezultaty.
Przetarłem rękoma twarz, opadając na czarny, skórzany fotel stojący w salonie. Byłem cholernie zmęczony, ale musiałem jeszcze zrobić kolację dla mnie i dla Adama, jak na dobrą Omegę przystało.
-Mówiłeś, że on jest grzeczny. -burknął i odpalił papierosa, na co się skrzywiłem
-Bo jest, nie wiem co mu ostatnio jest. Prosiłem cię żebyś nie palił.
-To jest mój dom Louis, mam prawo robić to co mi się podoba.
- To jest szkodliwe dla dziecka.
Alfa przewróciła oczami, po czym bardzo niechętnie zgasiła papierosa. Popielniczkę odłożył na stolik od kawy, by następnie wstać i powolnym krokiem się do mnie zbliżyć. Spojrzałem na niego i nie mogłem powstrzymać tego, że zacząłem porównywać go do Harry'ego.
Adam był przystojny, ale to od patrzenia na Harry'ego moje serce zaczynało bić szybciej. Na twarzy Senna brakowało tego pięknego, promiennego uśmiechu, który witał mnie codziennie rano przez ostatnie jedenaście miesięcy.
Mężczyzna położył dłonie na podłokietnikach, pochylając się nade mną w taki sposób, że jego twarz była na równi z moją. Mozolnie oblizał swoje usta, które w następnej chwili złączył z moimi.
Przez dłuższą chwilę tego nie odwzajemniałem, ale w końcu niechętnie również zacząłem poruszać swoimi wargami. To było dziwne. Takie obce i nie takie, jakie chciałem żeby było.
Gdy ponad tydzień temu zobaczyłem go po raz pierwszy od tak długiego czasu, przez krótką chwilę te wszystkie uczucia wróciły. Ale to była bardzo krótka chwila. Gdy tylko go pocałowałem, mój umysł dał mi do zrozumienia, że to nie to.
Gdy ręka blondyna wsunęła się pod moją koszulkę, wiedziałem, że muszę to przerwać. Odsunąłem się od niego, chwytając go również za nadgarstek, by odsunąć jego dużą i zimną dłoń.
-Co znowu Louis? -zapytał sfrustrowany
-Nie jestem gotowy. - powiedziałem pierwszą lepszą rzecz, która przyszła mi do głowy
-Gotowy na co? Przecież my już mamy dziecko!
-Ostatnio gdy prosiłem cię o to abyśmy poczekali, to nie miałeś nic przeciwko.
-Ale wtedy faktycznie był do tego jakiś powód.
Ponownie usiadł na kanapie, tym razem dodatkowo włączając telewizor. Zamknąłem oczy, chcąc chwilę odpocząć, ale nie było mi to dane, gdyż usłyszałem jak Jean zanosi się głośnym wręcz histerycznym płaczem.
-Adam, błagam idź do niego na chwilę.
-Kurwa, Louis, ja cały dzień pracowałem jestem zmęczony.
-Myślisz, że ja nie jestem?
Niechętnie wstałem i skierowałem się do pokoju, który był na razie prowizorycznym pokojem Jeana. Podszedłem do łóżeczka turystycznego, w którym stał chłopiec, cały zalany łzami i zasmarkany.
Gdy mnie zauważył, na moment przestał płakać. Jego podbródek drżał, a oczy mimo, że zaczerwienione miały intensywniejszy, niebieski kolor.
-Tata- powiedział, po czym znów się rozpłakał
CZYTASZ
coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔
Fanfiction#21 w ff Harry od zawsze wiedział, że będzie zmuszony do przejęcia stanowiska jego ojca który jest przywódcą watahy. Jego marzenia są jednak zupełnie inne, założenie szczęśliwej rodziny z Omegą którą by pokochał, od zawsze było dla niego priorytetem...