Louis
Dzisiaj postanowiłem, że zacznę dawać Jeanowi pierwsze normalne posiłki. O ile normalnymi posiłkami można nazwać papkę z marchewki czy jabłka. Uznałem, że 6 miesięcy to odpowiedni moment.
W ciągu tych ostatnich dwóch miesięcy moja relacja z Harrym znacznie się zmieniła. Przytulaliśmy się, całowaliśmy się i ogólnie zachowywaliśmy się jak para, mimo, że oficjalnie nią nie byliśmy.
Nie mogłem go nazwać swoim chłopakiem, ale czułem się tak, jakby on nim faktycznie był.
Cieszyłem się, że po tym małym incydencie z gorączka, on nadal się ze mną zadaje. Byłem wtedy tak strasznie zażenowany, miałem ochotę po prostu wyjść i nigdy więcej nie pokazać mu się na oczy.
Nie byłem jednak w stanie skorzystać z jego... propozycji.
Mam wewnętrzną blokadę przed spędzaniem gorączki z jakimiś Alfami. Bardzo długo zajęło mi zdecydowanie się na spędzanie ich z Adamem mimo, że go wtedy kochałem. A przynajmniej wydawało mi się, że tak było.
Ufam Harry'emu i wiem, że nie zrobiłby mi krzywdy, ale ja po prostu nie potrafię. Sam nie wiem dlaczego tak jest, ale nie potrafię tego zmienić.
Wyciągnąłem blender z szafki i odłożyłem go na blat. Pierś z kurczaka i marchew, którą wcześniej ugotowałem, pokroiłem na mniejsze części. Włożyłem je do miseczki i zacząłem blendować do momentu, aż nie miały one typowo kremowej konsystencji. Zrobiłem mu jeszcze specjalną herbatkę dla niemowlaków.
Gdy zaniosłem już wszystko do jadalni, poszedłem do salonu. Chłopiec leżał na ziemi, na puchatym kocyku i bawił się jakąś grzechotką, uśmiechając się szeroko do Harry'ego, który coś do niego mówił.
-Jedzenie gotowe, idzie mniam mniam. -powiedziałem podchodząc i biorąc Jeana na ręce.
-Przerwałaś nam bardzo ciekawą konwersacje. -powiedział Harry z udawaną powagą, ruszając za nami do jadalni.
-Oh przepraszam. Zapomniałem, że rozmowy na poziomie to dla ciebie rozmowy z sześciomiesięcznym dzieckiem. -zaśmiałem się, sadzając synka w krzesełku do karmienia, które ostatnio kupiliśmy.
-Ej! Przepraszam bardzo, ale z pięciolatkami też się dogaduje!
-Oczywiście.
Złapałem za butelkę z herbatką i podałem ją Jeanowi, który od razu zaczął ją pić. Na szczęście je lubił i nie musiałem ich w niego wmuszać, za co byłem cholernie wdzięczny.
-To co kruszynko? Głodny? Zarobisz ładnie mniam mniam? -nabrałem na małą, zieloną łyżeczke papkę i przybliżyłem ją do jego ust. -Otwórz buziaka.
Przejechałem łyżeczką po jego wargach, samemu otwierając buzie, by Jean mógł szybciej zrozumieć o co mi chodzi.
Gdy chłopiec już otworzył buzię, więc wykorzystałem okazję. Większa część pierwszej łyżeczki została jednak wypłata, co jednak wcale mnie nie dziwiło.
-Czekaj! -Harry szybko podszedł do Jeana, zaczynając zakładać mu silikonowy śliniaczek. -Zapomniałeś o śliniaczku.
-Dziękuję.
Z czasem Jean zaczął już normalnie zjadać swoją pierś z marchewką, która najwidoczniej bardzo mu smakowała. Jego cała buzia była umorusana jedzeniem, więc dokładnie wytarłem ją mokrą chusteczką. Na koniec podałem mu jego herbatkę, by mógł ją dopić, by następnie zabrać go z powrotem na kocyk.
XXX
CZYTASZ
coronet of flowers || larry stylinson (ziam) ✔
Fanfiction#21 w ff Harry od zawsze wiedział, że będzie zmuszony do przejęcia stanowiska jego ojca który jest przywódcą watahy. Jego marzenia są jednak zupełnie inne, założenie szczęśliwej rodziny z Omegą którą by pokochał, od zawsze było dla niego priorytetem...