Przepraszam.

809 67 11
                                    

 Od kilkunastu tygodni Nadia budziła się w nocy. Ból, którego nie umiała wytłumaczyć, atakował każdy centymetr jej ciała. Złote pioruny, które zazwyczaj były przyjemne teraz piekły niemiłosiernie. Sparaliżowana bólem, zwijała się na łóżku, cierpiąc w ciszy. Speed Force przechodził z niej na wszystkie elektryczne przedmioty w pokoju. Nadia nauczona doświadczeniem, odpinała wszystkie kable. W ten sposób elektryczność nie przechodziła dalej i nie włączała alarmu na korytarzu tak jak za pierwszym razem. Nie mogąc znaleźć drogi wyjścia Speed Force, w postaci złotych piorunów, błądził po podłodze, ścianach suficie i meblach.

Winchesterowie mieli sprawę w stanie obok Kansas. W pewnym mieście podejrzewali, że znajduję się Wendigo. Gotowi na wyjazd, czekali tylko na Nadię.

Brunetka weszła do kuchni w celu zjedzenia śniadania.

-Hej, mamy sprawę w Nebrasce. Podejrzewamy wendigo, także pakuj się i jedziemy-powiedział Dean, stojąc oparty o framugę drzwi.

-Ja sobie daruję-odparła.

-Co jest?-zapytał.

-Źle się czuję, wiesz, babskie sprawy-uśmiechnęła się niewesoło.

-Ah, rozumiem. Wendigo może poczekać-powiedział, siadając naprzeciwko niej.

-Nie, nie. Jeźdźcie-pokręciła głową.-Jesteście tam potrzebni. Ja sobie zostanę, pooglądam seriale, powzdycham do przystojnych aktorów... zjem tone lodów. I to dosłownie. Na szczęście, chwalić Boga, mam szybki metabolizm-zaśmiała się krótko.

-Na pewno? Mogę zostać i robić to wszystko z tobą. Oprócz wzdychania do aktorów.

-I zostawisz Sama samego? Nie. Jeszcze coś mu się stanie-westchnęła.-Na prawdę sobie poradzę. Mogę zadzwonić do Sava, jeśli cię to uspokoi.

-Tak będzie najlepiej-przyznał.

Godzinę później bracia Winchesterowie byli w drodze do Nebraski, a Nadia została w bunkrze. Siedziała w bibliotece, a przed nią na stole leżał jej telefon. Ostrożnie go dotknęła. Ekran od razu zgasł a urządzenie się wyłączyło.

-Cholera-mruknęła poirytowana.

Odetchnęła głęboko i skupiła się. Spróbowała włączyć telefon, ale się nie udało. Wydała z siebie zduszone warknięcie.-Nie po dobroci?

Wstała i z szafki wyjęła gumowe rękawiczki. Naciągnęła je na swoje palce i odszukała jeszcze rysik do tabletu Sama. Wróciła do stołu i wzięła telefon w dłoń. Nacisnęła odpowiedni przycisk i uśmiechnęła się usatysfakcjonowana gdy ekran rozbłysł. Położyła urządzenie na stół. Rysikiem wybrała numer Savitara i włączyła na głośnomówiący, obawiając się, że telefon w kontakcie ze skórą jej ucha znowu się wyłączy.

-Hej Naduś!-usłyszała, jak zwykle radosnego przyjaciela.

-Sav, zaczęło się.

Nie musiała mówić nic więcej. Savitar przestał się uśmiechać i w tępię natychmiastowym pobiegł do bunkra. Zdyszany wpadł do środka po pięciu minutach. Nadia dalej siedziała przy stole mając na dłoniach gumowe rękawiczki. Kiedy tylko zobaczyła przyjaciela, wpadła mu w ramiona i cicho załkała.

-Cii, już jestem.

Brunetka zrelacjonowała mu ostatnie miesiące. Jak telefon przestawał jej działać, jak traciła kontrolę nad Speed Forcem i o nocach, podczas których zwijała się z bólu. Tom ponuro kiwał głową.

-Muszę Cię stąd zabrać. Jak najdalej Deana i Sama.

-Zanim się na dobre rozkręcę?-zapytała posępnie.

-To co przeżywasz to tylko początkowe stadium...

-Potem będzie gorzej?

-Sto razy gorzej. Dobrze, że szybko to zauważyłaś-przyznał.

-Jak długo to potrwa?

-To zależy od speedstera.

Nadia spuściła wzrok. Po jej policzku spłynęła łza. Kiedyś wiele słyszała o Odrodzeniu. Wiedziała też, że każdy speedster prędzej czy później go doświadcza. Nie było to miłe doświadczenie. Niektórzy nawet umierali podczas tego procesu.

-Musisz się spakować-powiedział, patrząc na nią uważnie.

-Musisz się spakować-powiedział, patrząc na nią uważnie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pokiwała głową, zgadzając się z nim. Poszła do swojego pokoju i spakowała swoje rzeczy; nie miała ich wiele.

Winchesterowie wrócili do Bunkra następnego dnia wieczorem. Sprawa z wendigo okazała się bardzo prosta i przy tym krótka. Zadowoleni z siebie rzucili torby na podłogę w bunkrze.

-Wróciliśmy!-zawołali. Nie dostali odpowiedzi.

Zdziwieni spojrzeli na siebie i razem zawołali imię speedsterki.

-Pewnie śpi. Ostatnio się nie wysypia-powiedział Sam.

-Tak, pewnie tak. Zobaczę co u niej.

Dean wolnym krokiem ruszył w stronę pokoju Nadii. Cicho zapukał w drzwi i nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Pokój Nadii był w typowym dla niej chaosie. Książki walały się po kątach, gitara oparta o krzesło... i list na poduszce. Dean otworzył szerzej oczy. Przez chwilę stał jak posąg po czym, jak rażony piorunem, rzucił się w stronę łóżka. Wziął kartkę między palce i otworzył.

Dean,

pewnie nie rozumiesz co oznacza ten list. Z powodu pewnych okoliczności, w które nie mogę cię mieszać, musiałam odejść. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć, ale tym razem nie możesz mi pomóc. Sama muszę uporać się z problemem.

Przepraszam.

Nadia


Let me be your shelterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz