Kilka tygodni później Nadia zaczynała powoli kończyć stadium czwarte, które ledwo przeżyła. I to dosłownie. Po jednym ataku potrafiła leżeć w łóżku przez kilka dni i nawet wtedy, kiedy była na wyczerpaniu, ból jej nie odstępował. Podobnie jak Savitar, który był przy niej cały czas. Szczególnie wtedy, kiedy leżała obolała w łóżku, trzymał jej dłoń w swojej, chcąc dodać jej otuchy. Niestety, pozbawiona duszy Nadia mało o to dbała.
Tak jak bożek zauważył wcześniej, stadium czwarte połączyło się z piątym. Elektryczność na całej ulicy przestawała działać kiedy ból chwytał speedsterkę w swoje szpony. Chociaż nie tylko wtedy prąd wariował albo się wyłączał. Kobieta traciła kontrolę na kilka minut w najmniej oczekiwanych momentach. Savitar była tym bardzo zaskoczony. A jego zaskoczenie wychodziło poza granice zaskoczeniometru kiedy prąd wytwarzany przez Nadię kopał go boleśnie. Jako bóg Speed Forcu jakakolwiek elektryczność mu nie straszna. Jak to się mówi, elektryka prąd nie tyka, a Savitar jest właśnie elektrykiem. NIGDY nie kopnął go prąd. NIGDY.
Nadia powoli otworzyła oczy i spojrzała na poszarzały sufit motelu. Pierwszy raz od dawna miała pełną świadomość gdzie jest i kim jest. Ból, który odczuwała codziennie, nagle ustał.
Wypuściła powietrze ze świstem i wstała do pozycji siedzącej. Przeciągnęła się. Zero bólu. Jej usta rozszerzył się uśmiechu. Jej chichot szybko przerodził się w głośny śmiech, który obudził Savitara. Półprzytomny spojrzał na nią.
-Nie boli!-zaśmiała się szczęśliwa.
Tom szybko zrozumiał o co chodzi i dołączył do śmiechu kobiety. Z ulgą padł na łóżko i przeczesał palcami swoją grzywkę. Zaraz jednak sobie coś uświadomił i wyskoczył ze swojego legowiska. Z pędem uderzył o ścianę na drugim końcu pokoju.
-Sav? Co ty...?-przerwała. Po jej dłoniach zaczęły tańczyć złote pioruny, które doskonale znała.
-Stadium piąte-powiedział.
-Brak kontroli-szepnęła i z szeroko otwartymi oczami spojrzała na niego.
Dean od kilku miesięcy nie miał humoru. Wiązało się to z nieobecnością Nadii, którą dopiero odzyskał. Kiedyś myśl, że Nadia nie żyje, wydawała mu się najgorsza na świecie. Teraz, kiedy wiedział, że speedsterka w katuszach powoli umiera a on jest daleko, uświadomił sobie, że jest myśl gorsza. Świadomość, że gdzieś tam jest ona i cierpi, a on jej nie może pomóc, doprowadzała go do szaleństwa.
Właśnie dlatego Sam zabrał Deana na polowanie. Castiel odmawiał mu tego, mówiąc, że Dean jest zbyt rozkojarzony. Sam miał dopiero się przekonać, że anioł miał rację i zabranie Deana na polowanie w takim stanie nie było najlepszym pomysłem.
Wieczorem bracia jechali do Little Rock Arkansas. Dean siedział za kierownicą ukochanej Impali, słuchając głośno grającego radia. Był niezadowolony, że w ogóle musi gdzieś jechać. Najchętniej pojechałby do Nowego Orleanu żeby być jak najbliżej Nadii. Jednak wiedział, że zwariowałby do reszty.
CZYTASZ
Let me be your shelter
FanfictionDean poluje z Samem od momentu, w którym zabrał brata ze Stanford. Starszy Winchester jednego dnia postanawia, że chce wybrać się na samotną podróż przed siebie. Tylko on, jego impala i klasyczny rock w radiu. Aby na pewno? Co się stanie, kiedy pe...