IV

4K 316 24
                                    

,,Nigdy nie ma się drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie.''

— Ręce do góry! — powtórzyłam.

Stałam z wyciągniętymi rękoma. Nogi trzęsły mi się jakby były z waty. Ostatni raz tak się czułam kiedy nauczycielka wybrała mnie do szkolnego konkursu poezji. Stałam przed wszystkimi tymi ludźmi, a mój wiersz brzmiał jakbym zjadała co drugą literkę. Pędziłam z każdą linijką szybko i niezgrabnie chcąc jak najszybciej mieć to z głowy. Widziałam po oczach wszystkich zgromadzonych, że nie szło mi najlepiej, ale nie potrafiłam zmotywować siebie, by wziąć się w garść i zrobić to jak należy.

Podejrzewam, że tak musiałam się prezentować teraz. Trzęsąca się, ze spuszczonym wzrokiem i małym pistoletem, którego nawet nie umiałam użyć.

Spojrzałam na swojego przeciwnika. Stał przede mną wysoki chłopak, na oko może na metr siedemdziesiąt wzrostu. Z początku nie zareagował na mój desperacki akt kontroli nad obecną sytuacją. Gdy wybiegłam na ulicę krzycząc te trzy słowa stał przodem do mnie przechylony odrobinę na bok jakby przed chwilą rozglądał się za czymś.

Dopiero, gdy odwrócił głowę w moim kierunku powolnym ruchem jednocześnie poruszając ciemną grzywą, która opadła mu na twarz, która mimo zmiany pozycji nadal pozostawała w cieniu. Zajęło to kilka sekund, kilka sekund podczas, których dostrzegłam uśmiech na tej widocznej części twarzy. Jego usta wykrzywiły się w coś na kształt kpiny. Na pewno nie to chciałam wywołać moim nagłym aktem heroizmu.

Próbowałam sobie przypomnieć każdego Zarażonego, którego jak dotąd przyszło mi spotkać. Żaden nie zdawał się odznaczać takim zachowaniem jak ten osobnik, z resztą nie spotkałam jak dotąd nikogo takiego w ciągu całego mojego życia.

Był chudy, wysoki, a jego grzywa z pewnością zapewniłaby świetny materiał do reklamy jakiegoś ekstrawaganckiego szamponu. Tyle mogłam powiedzieć do momentu, gdy lekkim ruchem, prezentującym się dość naturalnie, chłopak odgarnął włosy z twarzy. Wtedy mogłam z pewnością stwierdzić: patrzył na mnie z czystą kpiną. Zauważyłam również orzechowe oczy świecące w słońcu i bladą cerę. Wyglądał jak typ chłopaka, który w czasach licealnych zawsze siedział sam gdzieś na uboczu, może czasem się zdarzyło, że miał swoją własną grupkę kujonów, albo motocyklistów. Na pewno nie był to typ kogoś z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. To jeszcze raz obudziło moją czujność. Spojrzałam na jego bladą skórę, która przywodziła mi na myśl tych Zarażonych rozcinających sobie gardło.

— Lepiej odłóż tą broń, bo się zranisz — odezwał się i w tym jednym momencie doznałam większego szoku niż w jakimkolwiek momencie Plagi. Gdyby ktoś powiedział mi, że ten głos należy do tej postaci uznałabym, że żartuje. Patrząc na chłopaka przede mną widziałam lód. Widziałam lód i mgłę, strach i samotność. Jego głos był natomiast ciepły niczym słońce i nie to, które smaży cię na skwarka, tylko te, które wydostaje się niewinnie przez burzowe chmury i tańczy w deszczu w letnie dni. Brzmiał jak nadzieja.

Dało się też dosłyszeć, że próbuje nadać swojemu głosu takiego charakteru jaki pasował mu do wyglądu. Jednak wychodziło mu to dość marnie.

— Uważaj, trupy głosu nie mają. — Zebrałam całą istniejącą we mnie odwagę, by wypowiedzieć te słowa nie opuszczając broni. Trzymałam ją teraz na poziomie jego czaszki. Jak strzelę w mózg to długo nie pożyje.

— Patrzcie no patrzcie, myślałam, że ty z tym pistoletem to tylko do jakiegoś magazynu pozujesz. Już chciałem cię ominąć, żeby nie zabierać ci światła.

— O czym ty mówisz? Jesteś Zarażonym. To dlatego mówisz takie brednie?

— Jeśli ktoś tu gada brednie to ty kochaniutka. Idealny materiał na Zarażoną. — Machnął rękami jakby rysował w powietrzu nieistniejącą tęczę, a potem złożył palce tak jakby robił mi zdjęcie.

Opuściłam pistolet odrobinę niżej, na poziomie jego szyi i zdjęłam z niego jedną dłoń.

— Słuchaj, po co my w ogóle rozmawiamy? Ja mam broń, a ty nie. Do tego jesteś Zarażony, więc dla mojego dobra, ludzkości, a nawet własnego po prostu daj się zabić.

Podczas, gdy mi wydawało się, że zabrzmiałam dosyć groźnie, on najwidoczniej w ogóle nie przejął się moimi słowami.

Zamiast tego powoli ruszył w moją stronę. Ja natomiast ponownie zacisnęłam obie dłonie na pistolecie i wbiłam podeszwy w ziemię. Chwilę później zanim zdążyłam się zorientować chłopak znalazł się tuż obok mnie, wytrącił mi broń z ręki i rzucił ją gdzieś na bok.

— Gdybyś chciała mnie zabić dawno byś to zrobiła. Przynajmniej wtedy kiedy jeszcze miałaś broń. — Uśmiechnął się do mnie w sposób, który świadczył, że był dumny ze swojej pracy. — Teraz jesteśmy w tej samej pozycji. Ty nie ufasz mi, a ja nie do końca również ufam twojemu ,,zdrowemu rozumowi''. Ale nie wyglądasz mi na kogoś zarażonego. Myślę, że w tych okolicznościach ty nie masz innego wyboru jak dostrzec we mnie to samo.

— Myślałam, że jestem jedyna. — Zdołałam z siebie wydukać oszołomiona.

— Już nie jesteś.

PlagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz