XXX

1K 88 11
                                    

Jonathan

Gdy podszedłem do drzwi, by w końcu zakończyć to koszmarne spotkanie stali już przy nim dwaj mężczyźni. Złapali mnie za ręce i poprowadzili tym samym korytarzem, którym szliśmy tu jakiś czas temu. W pewnym momencie z oddali dostrzegłem idących z przeciwnej strony tak samo ubranych, trzymających jednak postać drobniejszą ode mnie z czarną rozczochraną burzą włosów. Rozpoznałem w niej Taię. Musieli ją w końcu wypuścić i pewnie teraz nadeszła jej kolej na przesłuchanie. Mijając ją, jej dzikie spojrzenie na moment utkwiło w mojej twarzy. Poczułem frustrację i wściekłość bijącą od niej. Wcale nie musiała przejść tortur, ona po prostu była porządnie wkurwiona, bo ktoś postanowił postawić się wyżej niż ona i zabrać jej możliwość wyboru.

Ponownie trafiłem do swojego pokoju. Kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi Michael, który wcześniej siedział na swoim łóżku oparty o szczyt, na mój widok podniósł się na równe nogi.

— Schrzaniłem to — odparłem załamany. — Po prostu zaczął mówić o mojej przeszłości, o mojej matce i... pękłem — wyrzuciłem z siebie.

— Spoko koleś, rozumiem. — Mike położył swoją rękę na moim ramieniu w geście pocieszenia. — Przy takiej kanalii to nawet ja bym nie wytrzymał.

— Ty? Coś ty, ty masz nerwy ze stali — zaśmiałem się, czując, że poprawia mi się humor.

— Nie mam nerwów ze stali, po prostu staram się myśleć pozytywnie i nie martwić się tym na co nie mam wpływu.

— Pod tym względem właśnie się różnimy. Gdy ja nie mam na coś wpływu, to zmieniam to.

— Więc to zmień. Nie siedź tu i nie marudź, zrób coś.


♤♤♤


Nie wiedzieć czemu po pogadance z Michaelem poszedłem prosto do Lucy. Omijając strażników, prześlizgnąłem się do niej, chowając się w każdym cieniu, pokoju, czy zakręcie. Próbowałem zrozumieć, dlaczego podjąłem właśnie taką decyzję. Prawda była taka, że miałem dość grania jeden na jednego. Całe moje życie polegało na planowaniu, intrygach, kombinowaniu. A przez to, że nie miałem z kim dzielić mojej tajemnicy, zawsze byłem sam. Nawet kiedy otaczali mnie ludzie.

Przyzwyczaiłem się do tego, że miałem tylko siebie. Teraz jednak było inaczej.

Trafiłem do tej samej klatki, do której jeszcze dzisiaj nas zaprowadzono, żebyśmy na własne oczy zobaczyli, co stało się z blondynką. Teraz leżała skulona na brzuchu. Ręce wykorzystała jako poduszkę pod głowę, mimo iż pod ścianą miała małe łóżko.

Na dźwięk moich kroków, które rozbrzmiały echem w pustym pomieszczeniu, dziewczyna podniosła głowę, a dostrzegając mnie, podniosła się do pozycji siedzącej.

— Co tu robisz? — Jej głos wydawał się zmartwiony.

— Nie mogłem się skupić — wydusiłem z siebie trochę nieobecnym głosem, spoglądając przy tym w podłogę. — Najwyraźniej nie jestem już w stanie działać w pojedynkę.

— Nie rozumiem o, co ci chodzi.

— Chodzi o to, że choć przez długi czas nie chciałem tego przyznać, jesteś moją przyjaciółką.

PlagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz