„Rzecz w tym, że nic nie jest mniej efektowne niż plaga; wielkie nieszczęścia, już dzięki swemu trwaniu, są monotonne".*
Czasami mam wrażenie, jakby to było wczoraj. Siedziałam w szkole. W ręku trzymałam iPhone'a. W momencie, gdy to wszystko się zaczęło, byłam typową czternastolatką. Telefon był dla mnie życiem, a to, co znajdowało się w nim, świętością. Trochę czasu minęło, zanim zrozumiałam, jak przyziemne było wtedy moje myślenie. Jak wielką wagę przywiązywałam do rzeczy, które w prawdziwym życiu stawały się jedynie kulą u nogi.
W takich chwilach ludzki umysł zmienia się, a instynkt nastawia się na przetrwanie.
Zaraza postępowała krok po kroku. Zaczęło się od małych etapów, a zanim się spostrzegliśmy, ulice zamieniły się w wielkie bagno, przez które kolejno próbowały się przecisnąć karetka, policja i straż pożarna. Praktycznie na każdym skrzyżowaniu miał miejsce jakiś wypadek. Jeden wypadek powodował drugi, aż w końcu nastała panika.
10 listopada 2016
Twój mózg powoli przyswajał to, co się działo. Stałaś na ganku, wpatrując się w ciało twojego sąsiada, do którego chodziłaś wymienić drobniaki w podstawówce.
Gdybym tylko mogła dostrzec tragedię, jaka się szykowała, może pożegnałabym się z rodzicami. Może opowiedziałabym siostrze ostatnią bajkę na dobranoc. Z perspektywy mojej aktualnej sytuacji raczej lepiej przygotowałabym się do samotnego życia i walki z żywiołem, ponieważ w tym momencie liczyło się tylko jedno — przetrwanie.
— Nazywam się Lucy. To jest najważniejsze. Nazywam się Lucy i jestem zdrowa. Reszta nie ma znaczenia.
♠ ♠ ♠
Od kiedy ostatni raz widziałam jakąkolwiek znajomą mi twarz, minęły dni, tygodnie, miesiące, a może i lata. Podczas samotnej wędrówki człowiek traci nie tylko zmysły, ale i poczucie czasu. Każdego dnia szłam, wytyczając sobie nowe cele. Jedynie to pozwalało mi nie zwariować. Chwilami ścigałam się sama ze sobą czy liczyłam ilość przebytych kroków. Potem dopadała mnie szara rzeczywistość. Tak bardzo pragnęłam pozostać zdrowa na umyśle, nie mogłam sobie pozwolić na takie zabawy. Tak było, przynajmniej gdy wierzyłam, że nie jestem sama. Przemierzałam kolejne kilometry, licząc na to, że za kolejnym drzewem spotkam kogoś, kto będzie taki jak ja. Że już nie będę musiała iść przed siebie, wsłuchując się w odgłos wiatru. Jednak wystarczyło dwadzieścia księżyców, dwadzieścia samotnych nocy i gorących dni, bym zrozumiała, jaka jest prawda.
Byłam sama. Tylko ja i krajobraz opustoszałej Ameryki.
Nie potrafiłam określić, gdzie dokładnie się znajdowałam, lecz w połowie mojej wędrówki minęłam znak „Witamy w Ohio". Kto by pomyślał, że będę szczęśliwa, znalazłszy się tam? Ten stan był nawet gorszy od Indiany, w której mieszkałam od urodzenia. Przeszłam przez kilka opustoszałych miast i trafiłam właśnie w to miejsce.
Kiedyś kpiłam z nauki geografii w szkole. Przecież każdy miał GPS i mapkę w telefonie. Wiedza jest nikomu niepotrzebna. Jednakże chyba nie mogłam przewidzieć, że będę siedzieć sama na stacji benzynowej pomiędzy pustymi półkami, gdzie niegdyś znajdowała się suszona wieprzowina. Ze szczytu gapiła się na mnie z chytrym uśmieszkiem kiwająca się hawajska lalka. Jej mała gitara i przerośnięta względem ciała głowa doprowadzały mnie do szału. Jednak to był mój jedyny kompan. Czasami nawet ktoś, za kim nie przepadamy, jest lepszy od samotności, jaką zgotował nam świat.
Bez wiedzy pod tytułem „gdzie jestem?" moja wędrówka polegała na losowaniu, w którą stronę iść. Jeśli trafiłabym dobrze, wróciłabym do domu. Położyłabym się w swoim łóżku i mogłabym udawać, że wszystko jest okej.
Śmieszne było to, że – przed Plagą – jedyne, czego chciałam, to wyrwać się z tego miejsca. Teraz dałabym wszystko, żeby wrócić tam choćby na moment.
Indiana znajduje się w regionie Midwest, zwanym również regionem Wielkich Jezior. Chyba nie ma tam miasta, które nie byłoby otoczone jeziorem lub rzeką.
Indiana była całkowicie zalana wodą i pokryta terenami równinnymi; w tamtym okresie w dodatku zaatakowana dużą ilością komarów. Pamiętałam irytację, gdy wracając wieczorem do domu, czułam, jakby moje ciało miało eksplodować, a moje dłonie były już przygotowane do walki z nieustępliwym wrogiem otaczającym mnie zewsząd.
Znałam wiele suchych faktów na temat Indiany, Stanów Zjednoczonych czy nawet mojego małego Portland. Nie chodzi o Portland w Oregonie. Byłam tam kiedyś i zdałam sobie sprawę z tego, że było to te lepsze Portland.
Moje miasto przypominało większość miast Ameryki Północnej czy też większość miasteczek tego stanu. Dało się je opisać jednym słowem: nijakie. Jedyne, co w tym miejscu potrafiło przywołać uśmiech na mojej twarzy, to mój dom. Gdy moi rodzice wprowadzali się tutaj, mieli plany, wizję. Spuścizną tego był nasz piękny domek. W porównaniu z jednopiętrowymi domkami z zepsutymi dachami to miejsce prezentowało się imponująco.
W momencie, gdy wybuchła zaraza, dom zamienił się w nasze schronienie. Całą rodziną zamknęliśmy się w piwnicy. Drzwi chronił zamek, a okna deski. Nikt nie był do końca pewien, co czeka nas na zewnątrz, ale tata wolał nie ryzykować. Nie dla siebie, a dla nas. Mama cały czas wędrowała z kuchni znajdującej się na parterze do piwnicy, zanosząc nam jedzenie. Przez cały czas powtarzała niczym mantrę ,,wszystko będzie dobrze''. Powtarzała to tak długo, że przejęłam tę mantrę. Wciąż, ukryta gdzieś pośrodku niczego, słyszałam dźwięcznie odbijający się od moich uszu głos matki. W tamtym okresie nie byłam w stanie do niej dotrzeć. To wszystko ją zmieniło. Z silnej, pełnej życia kobiety zmieniła się we wrak człowieka pozbawiony nadziei.
Świat przetrwał wiele tragedii, wiele rozłamów, wojen. Człowiek walczył przeciw człowiekowi. Broń przeciw broni. Technologie powoli opanowywały świat po to, by wywołać kolejne spory o coraz to nowym podłożu. Jednak chyba nikt nie spodziewał się przeciwnika, przed którym przyszło nam walczyć w ostatecznej walce.
Od Autorki:
Cieszę się, że w końcu mogę wam przedstawić moje nowe opowiadanie. Długo mnie nie było na Wattpadzie, ponieważ tym razem postanowiłam przyłożyć się porządnie do opowiadania. Piszę je od kilku miesięcy i mam już prawie 200 stron, więc mam na to jakiś konkretny plan. Pozostaje mi jedynie przedstawić wam tą historię.
* Fragment z książki "Dżuma" - Alberta Camusa
CZYTASZ
Plaga
Science FictionKiedy Plaga spustoszyła Ziemię, każdy musiał zadbać o siebie. Rodzina, przyjaciele, szkoła - To wszystko, co kiedyś było twoją codziennością, dziś przestało istnieć. To, co kiedyś wydawało się być przyszłością, straciło sens. Stoisz pośrodku niczego...