Jonathan
— Nie mów, że się brzydzisz — odezwała się dziewczyna spoglądając na mój wyraz twarzy.
— Nie — odparłem z oburzeniem — Po prostu nie pozwolę ci jeszcze bardziej tego schrzanić — warknąłem w jej kierunku.
Dziewczyna wywróciła oczami i spojrzała na mnie jakbym był największym durniem na świecie.
— Koleś, czy ci się wydaje, że ona ma duże szanse na przeżycie z kulą w ciele? Serio? Znałeś kogoś kto miał w ramieniu tak po prostu wszytą kulę i no nie wiem... żył?! Uwierz mi, nie widzi mi się dłubać w jej wnętrznościach, ale jeśli tego nie zrobimy to dla niej koniec. Kula trafiła ją powierzchownie, utknęła jej między kośćmi dzięki czemu nie uszkodziła żadnych ważnych organów. Ale większość zgonów następuje w wyniku wykrwawienia, a dla nas to nic dobrego. Musisz mi tylko zaufać.
Spojrzałem jeszcze raz na Lucy leżącą na ziemi, oddychająca powoli jakby jedynie zapadła w dość długi i niespodziewany sen i zaraz miała się z niego wybudzić wściekając się, że jej przerywamy.
— Śmiesznie jest słyszeć takie słowa z ust osoby, która ją postrzeliła. Ale... — Wziąłem głęboki oddech — mów co robić.
— Musimy wyjąć z rany kulę, najlepiej by było użyć coś przypominającego pęsetę, ale zgaduję, że nie regulujesz sobie brwi.
— To chyba nie jest dobry moment. Więc jaki masz pomysł?
Spojrzałem na nią oczekując jakiejś reakcji. Wyglądało na to, że zastanawia się nad tym co zrobić.
— Powiedz mi, przeprowadzałeś kiedyś jakąś operację? — zapytała w końcu.
— Nie — odpowiedziałem nie rozumiejąc o co jej może chodzić.
— Ja też — rzuciła zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej. Nie wiedziałem do czego zmierzała. — Ale jedno jest pewne, kula nie utknęła głęboko. Naprawdę nie jest źle. Szczęście, że miała na sobie tą kurtkę. Spowolniła pocisk kuli, która wylądowała w kości żebrowej, dzięki temu nie przebiła płuc. — Spojrzałem na nią ze zdziwieniem odmalowanym na mojej twarzy. Jak na kogoś kto wcześniej nie przeprowadzał żadnej operacji, wiedziała dość sporo.
— Co się tak gapisz? Oglądałam dużo Dr. House'a jak byłam dzieckiem. — Nie byłem pewien, czy jej wierzę.
— Mogę wyjąć kulę, ale przydałby się jakiś bandaż, plaster. Cokolwiek, żeby tak tego nie zostawiać. I tu wchodzisz ty. — Spojrzała na mnie.
— Co mam zrobić?
— Powtórzę po raz drugi, bo najwidoczniej raz to za mało: masz pójść poszukać czegoś czym będziemy mogli potem zakryć ranę, bandaż, plaster, cokolwiek. — Na jej twarzy dało się dostrzec odmalowaną irytację.
— I zostawić ciebie samą z nią? O nie, nie ma mowy — odparłem.
— Koleś rusz swój tyłek, bo twojej koleżance nie zostało za wiele czasu. Chcesz poczekać jeszcze chwilę i zobaczyć komu na niej bardziej zależy? Dla mnie okej.
Westchnąłem zrezygnowany. Musiałem zaryzykować i zaufać jej. Ważyło się przecież życie Lucy.
— Ile mam czasu?
— Dałabym ci osiem minut, ale takie mocno naciągane.
— Rozumiem, wrócę za pięć. — Pozwoliłem jej przejąć tamowanie krwi i podniosłem się na równe nogi, by po chwili zniknąć za zakrętem.
Taia
Chłopak zniknął, a my w końcu zostałyśmy same. Dziewczyna przede mną leżała spokojnie na ziemi. Wyglądała tak jakby nie zdawała sobie ze swojej aktualnie dość tragicznej sytuacji.
CZYTASZ
Plaga
Science FictionKiedy Plaga spustoszyła Ziemię, każdy musiał zadbać o siebie. Rodzina, przyjaciele, szkoła - To wszystko, co kiedyś było twoją codziennością, dziś przestało istnieć. To, co kiedyś wydawało się być przyszłością, straciło sens. Stoisz pośrodku niczego...