14

29.3K 1.2K 181
                                    

Budzi mnie zapach szarlotki roznoszący się po domu. Nareszcie. To jest właśnie to czym mama nauczyła mnie zadamawiać się w każdym nowym miejscu. Niby taki drobiazg, ale nie dla mnie. Wyskakuję z łóżka i idę do łazienki na poranną toaletę. 

-Cześć córciu. -Mama wita mnie gdy pojawiam się na dole.

-Witaj mamusiu. -Podchodzę i całuję ją w policzek. -Pachnie cudownie, tylko czemu nie poczekałaś na mnie?

-Nie mogę spać. Trochę denerwuję się jutrzejszym dniem. Pierwszy dzień w nowej pracy jest strasznie stresujący. Ty masz jutro pierwszy dzień szkoły ja pracy. Nie martwię się o ciebie, bo wiem ze sobie poradzisz, ale kompletnie nie wiem co będzie w pentagonie.

-Dasz radę, jesteś wspaniałą kobietą. -Podchodzę i przytulam się do jej pleców.

-A jak wczorajszy wieczór? -Mama spogląda na mnie ciepło.

-No cóż, nie dowiedziałam się nic, czego bym nie wiedziała wcześniej. No może oprócz tego, że teraz mamy ochronę.

-Co? -Mama jest zaskoczona.

-No tak, dorwanie mnie jest najszybszą droga do skrzywdzenia Marka, więc dostałyśmy ochronę. Mają być dyskretni, ale wyczułam ich od razu jak tylko wysiadłam z samochodu.

-Niedobrze. Nie pobiegasz teraz w wilczej skórze.

-Wiem, i to mnie martwi. Przez jakiś czas będzie mi musiało wystarczyć siedzenie w domu.

-A jak McKayowie?

-Dobrze, otrząsnęli się i pogodzili z tym że świat nie jest taki jak myśleli. A mamusiu rodzice Marka zaprosili mnie dzisiaj na kolację.

-To pójdziesz, tylko nie wracaj zbyt późno, bo jutro pierwszy dzień szkoły.

-Nie tym się przejmuję. Wejście do jaskini lwa trochę mnie przeraża. 

-Dasz radę jesteś silną kobietą. Czy nie to samo mówiłaś mi wcześniej?

-Bardzo śmieszne. Dobra, w czym mogę ci pomóc? 

-W niczym. Wszystko przygotowane. Ciasto się piecze, mięso przygotowane, ziemniaki obrane, sałatka zrobiona. Teraz tylko wstawić wszystko o odpowiedniej porze i gotowe. Choć wyjdziemy na ogród i wypijemy kawę. 

Wychodzimy i siadamy na świeżym powietrzu. Wyczuwam wilki ale ich nie widzę. Rozmawiamy z mamą o pierdołach związanych z jutrzejszym dniem. Przez ogród w naszą stroną zmierza Di.

-Witam dziewczynki. -Zza ciemnych okularów wita się z nami

-Cześć Diano, czyżby ciężki poranek? -Mama uśmiecha się serdecznie.

-Następnym razem zostanę przy soku. Nie wiedziałam że jedno piwo może zrobić takie spustoszenie w mojej głowie.

-Widać masz niską tolerancję na alkohol. Nie przejmuj się, mam to samo. -Mama też zawsze miała słabą głowę.

-Kate ja przyszłam z prośbą. Kris zaprosił mnie dzisiaj na obiad. Pomożesz mi wybrać w co się mam ubrać?

-Jasne, daj mi wrzucić jakieś buty i idziemy. -Zostawiam dziewczyny na tarasie i idę na górę po buty.

-To co idziemy? -Pytam gdy po chwili jestem z powrotem.

-Tak, ale muszę ci powiedzieć , że zapach unoszący się z waszej kuchni jest fantastyczny.

-To jest właśnie to czym ma pachnieć dom. Dla mnie to taka kotwica. W każdym nowym miejscu zawsze piekłyśmy. Zdarzyło się nam że jeszcze nie rozpakowałyśmy kartonów a już było ciasto w piecu. Tym dla mnie jest dom, nie budynkiem a zapachem.

Biały wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz