Budzi mnie zapach szarlotki roznoszący się po domu. Nareszcie. To jest właśnie to czym mama nauczyła mnie zadamawiać się w każdym nowym miejscu. Niby taki drobiazg, ale nie dla mnie. Wyskakuję z łóżka i idę do łazienki na poranną toaletę.
-Cześć córciu. -Mama wita mnie gdy pojawiam się na dole.
-Witaj mamusiu. -Podchodzę i całuję ją w policzek. -Pachnie cudownie, tylko czemu nie poczekałaś na mnie?
-Nie mogę spać. Trochę denerwuję się jutrzejszym dniem. Pierwszy dzień w nowej pracy jest strasznie stresujący. Ty masz jutro pierwszy dzień szkoły ja pracy. Nie martwię się o ciebie, bo wiem ze sobie poradzisz, ale kompletnie nie wiem co będzie w pentagonie.
-Dasz radę, jesteś wspaniałą kobietą. -Podchodzę i przytulam się do jej pleców.
-A jak wczorajszy wieczór? -Mama spogląda na mnie ciepło.
-No cóż, nie dowiedziałam się nic, czego bym nie wiedziała wcześniej. No może oprócz tego, że teraz mamy ochronę.
-Co? -Mama jest zaskoczona.
-No tak, dorwanie mnie jest najszybszą droga do skrzywdzenia Marka, więc dostałyśmy ochronę. Mają być dyskretni, ale wyczułam ich od razu jak tylko wysiadłam z samochodu.
-Niedobrze. Nie pobiegasz teraz w wilczej skórze.
-Wiem, i to mnie martwi. Przez jakiś czas będzie mi musiało wystarczyć siedzenie w domu.
-A jak McKayowie?
-Dobrze, otrząsnęli się i pogodzili z tym że świat nie jest taki jak myśleli. A mamusiu rodzice Marka zaprosili mnie dzisiaj na kolację.
-To pójdziesz, tylko nie wracaj zbyt późno, bo jutro pierwszy dzień szkoły.
-Nie tym się przejmuję. Wejście do jaskini lwa trochę mnie przeraża.
-Dasz radę jesteś silną kobietą. Czy nie to samo mówiłaś mi wcześniej?
-Bardzo śmieszne. Dobra, w czym mogę ci pomóc?
-W niczym. Wszystko przygotowane. Ciasto się piecze, mięso przygotowane, ziemniaki obrane, sałatka zrobiona. Teraz tylko wstawić wszystko o odpowiedniej porze i gotowe. Choć wyjdziemy na ogród i wypijemy kawę.
Wychodzimy i siadamy na świeżym powietrzu. Wyczuwam wilki ale ich nie widzę. Rozmawiamy z mamą o pierdołach związanych z jutrzejszym dniem. Przez ogród w naszą stroną zmierza Di.
-Witam dziewczynki. -Zza ciemnych okularów wita się z nami
-Cześć Diano, czyżby ciężki poranek? -Mama uśmiecha się serdecznie.
-Następnym razem zostanę przy soku. Nie wiedziałam że jedno piwo może zrobić takie spustoszenie w mojej głowie.
-Widać masz niską tolerancję na alkohol. Nie przejmuj się, mam to samo. -Mama też zawsze miała słabą głowę.
-Kate ja przyszłam z prośbą. Kris zaprosił mnie dzisiaj na obiad. Pomożesz mi wybrać w co się mam ubrać?
-Jasne, daj mi wrzucić jakieś buty i idziemy. -Zostawiam dziewczyny na tarasie i idę na górę po buty.
-To co idziemy? -Pytam gdy po chwili jestem z powrotem.
-Tak, ale muszę ci powiedzieć , że zapach unoszący się z waszej kuchni jest fantastyczny.
-To jest właśnie to czym ma pachnieć dom. Dla mnie to taka kotwica. W każdym nowym miejscu zawsze piekłyśmy. Zdarzyło się nam że jeszcze nie rozpakowałyśmy kartonów a już było ciasto w piecu. Tym dla mnie jest dom, nie budynkiem a zapachem.
![](https://img.wattpad.com/cover/125952492-288-k31211.jpg)
CZYTASZ
Biały wilk
WerewolfSiedemnastoletnia Kate ukrywa swoje wilcze wcielenie. Czy można uciec przeznaczeniu? A może znajdzie się ktoś, kto przebije się przez jej uczuciową barierę. Bardzo proszę o szczere opinie, bo to moje pierwsze opowiadanie :)