39

20.1K 857 16
                                    

Różne dźwięki dochodzą do mnie, lecz nie jestem w stanie rozróżnić wyrazów. Znów ogarnia mnie ciemność.

-Kate, kochanie wróć do mnie. -To pierwsze co słyszę, gdy mój mózg zaczyna rozróżniać słowa. -Najdroższa, otwórz oczy. Nie zostawiaj mnie. -Słyszę łkanie, lecz nie mogę podnieść powiek. Odpływam.

-Mark, musisz dać się opatrzyć. -Dociera do mnie głos Mike. -Nie zaczniesz się goić, dopóki masz kulę w ramieniu.

-Nie ruszę się stąd. Nie zostawię Kate. -Czuję, że trzyma mnie za rękę, ale nie mam siły by mu odpowiedzieć.

-Musisz dać wyjąć kulę.

-To niech lekarz przyjdzie tutaj, ja zostaję. -Rejestruję pocałunek na mej dłoni.

-Co za uparte stworzenie. -Mike wkurwiony próbuje przekonać Marka.

-Po tobie, więc nie marudź. -Słyszę zamykające się drzwi.

-Rosa. -Udaje mi się wypowiedzieć słowo, ale mam bardzo sucho w buzi. -Pić.

-Kate, kochanie otwórz oczy. Spójrz na mnie. -Staram się otworzyć oczy, lecz światło strasznie razi mnie w oczy.

-Za jasno. 

-Już słońce, zasłonie rolety. -Tak szybko wstaje, że przewraca krzesło na którym siedzi. Głośny brzdęk rani moje uszy. -Już jest półmrok, spójrz na mnie, proszę. -Udaje mi się uchylić powieki.

-Pić. -bardzo boli mnie gardło, choć nie wiem dlaczego.

-Proszę. -Podaje mi kubek wody i przez słomkę biorę łyka. To raj dla mojego podniebienia.

-Co z Rosą? -Udaje mi się wypowiedzieć zdanie.

-Wszystko w porządku. Nic jej nie jest. -Mark gładzi mnie po włosach.

-Co z innymi? Wszyscy cali?

-Nie przejmuj się teraz. -Odwraca głowę i wiem, że coś jest nie tak.

-Powiedz.

-Musisz zdrowieć. Tym zajmiemy się później.

-Powiedz mi teraz. -Próbuję się podnieść, lecz mi się to nie udaje.

-Alex jest mocno ranny, jest na stole operacyjnym. Dostał trzy kulki, z tego jedną w głowę. Nie wiemy czy przeżyje. -W jego glosie słychać smutek.

-Czy ktoś nie przeżył? -Cholera, to ciężkie pytanie, ale muszę wiedzieć.

-Gareth. Dostał prosto w serce. 

-O kurwa. Co teraz? Co ze stadem?

-Stado przejmie Eryk. Będę musiał pojechać na pogrzeb.

-Kiedy?

-Na pewno w przyszłym tygodniu. Trzeba będzie załatwić transport ciała.

-Pojadę z tobą. 

-Tylko jeśli lekarz pozwoli. Jesteś po operacji.

-Co mi było? -Przynajmniej dowiem się, czemu jestem taka obolała.

-Wpadł na ciebie rozpędzony motocykl. Masz połamane żebra, a jedno z nich przebiło płuco. Byłaś operowana. Do tego masz złamaną nogę w dwóch miejscach i wstrząs mózgu. Tak się bałem. -Po jego policzkach płyną łzy. 

-Wyjdę z tego. -Trzymam jego rękę w swojej dłoni. -Kiedy mnie wypuszczą?

-Nie denerwuj mnie. Będziesz leżała, póki lekarze nie powiedzą inaczej.

-To zawołaj lekarza, jeśli jest jakiś wolny.

-Daj mi się tobą zaopiekować, proszę. Mało cię nie utraciłem.

-Dobrze, ale chciałabym porozmawiać z lekarzem. -Patrzę na Marka, i widzę że najchętniej nie wypuścił by mnie stąd do wiosny. Przerywa nam pukanie.

-Proszę. -Mark krzyczy nie odwracając ode mnie wzroku.

-Alfo, muszę obejrzeć twoją rękę. - Facet w błękitnym kitlu wchodzi do pokoju. -O luna się obudziła, jak się czujesz? -Świeci mi w oczy latarką i sprawdza puls na nadgarstku.

-Trochę boli mnie gardło, i ogólnie jestem obolała. Kiedy będę mogła stąd wyjść. -Mark warczy z frustracji, a gdy podnosi ręce widzę ranę w jego bicepsie. -Ty też dostałeś?

-To nic, ty jesteś ważniejsza. -Mark opuszcza ręce.

- Gardło cię boli od rurki, którą włożyliśmy do operacji. -Lekarz przysiada na łóżku by mi wytłumaczyć co się stało. -Reszta ciała powinna zagoić się dosyć szybko. Jeśli wszystko będzie w porządku, wieczorem wypuścimy cię do domu. Może nie na nogach, bo ortezę będziesz nosiła jeszcze przez dwa tygodnie, by kości porządnie się zrosły. Ale na wózku wieczorem pojedziesz do domu. Co do alfy, to nie pozwolił dojść do siebie, póki byłaś na stole. Później cie nie opuszczał, więc przyszedłem do niego.

-Mark musisz dać się opatrzyć. -Mój głos jest coraz mocniejszy. -Jak chcesz się mną opiekować, skoro sam jesteś poszkodowany?

-No dobrze. -Wstaje i ściąga koszulę. Przez czarny kolor nie było widać jak bardzo jest poszkodowany.

-Weszły dwie, wyszła jedna. -Lekarz ogląda rękę. -Muszę usunąć pocisk, byś mógł spokojnie się zagoić. Kule nie uszkodziły kości, tylko weszły w mięsień. -Ostrzykuje ranę w koło i szczypcami wyciąga kulę z ręki. Sprawnie oczyszcza miejsce i owija bandażem. -Za dwie godziny będziesz jak nowy. -Ściąga rękawiczki i wyrzuca je do kosza.

-Co z Alexem? -Pytam bo jestem ciekawa, czy coś wie.

-Jest w śpiączce farmakologicznej. Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by  żył. Kula nie przebiła czaszki, ale i tak najbliższe godziny będą decydujące. -Szykuje się do wyjścia. -Zajrzę do was za dwie godziny.

-Mama. -Widzę, że siedzi przy ścianie gdy lekarz otworzył drzwi. -Mamusiu. -Krzyczę a ona podnosi zapłakane oczy. Momentalnie zrywa się z podłogi i podbiega do mnie.

-Córeczko. -Łzy kapią na mnie. -Moje kochanie. -Głaszcze mnie po policzku. -Tak się bałam.

-Wszystko będzie dobrze. -Uśmiecham się nieśmiało. -Złego licho nie bierze.

-Czy ty chcesz bym przez ciebie osiwiała? -Mama na mnie krzyczy. Przecież ona nigdy nie krzyczała.

-Wyluzuj. Wieczorem stąd wyjdę. Może nie na własnych nogach, tylko wyjadę na wózku, ale będzie dobrze.

-Coś potrzebujesz? -Mama wraca na opiekuńcze tory. -Coś ci przynieść?

-Tak. Potrzebuje ubrania, bo swoje straciłam i koszulkę dla Marka. -Chłopak przypatruje mi się z powagą. -Jeśli nie zmienisz miny, to cię stąd wygonię. -Mówię całkiem poważnie.

-Spróbuj. -Rozsiada się wygodnie na krześle.

-Jak Lidia się trzyma? -Patrzę na mamę. -Jak daje sobie radę Eryk?

-Dają radę. -Mama wzdycha. -Wiesz z własnego doświadczenia, jak boli utrata bliskiej osoby. John zaopiekował się Margaret, Lena wspiera Lidię jak może, a Eryk stara się być twardym.

-Mark, może idź do niego. Niech wie, że nie jest sam. -Patrzę na chłopaka.

-Nie. -Jest stanowczy. -Nie wyjdę stąd bez ciebie. Evo jak ludzie zareagowali na wilka Kate?

-Różnie. -Mama wzdycha. -Okazuje się, że nikt nie pamięta tak białego wilka. Okazałaś się wyjątkowa. -Uśmiecha się do mnie. -Teraz wszystkie alfy spotkały się w gabinecie Mike i debatują na temat jak pomóc nie tylko Benowi ale i Erykowi. 

-Będzie potrzebował wsparcia. Nie mówię o pomocy finansowej, ale o wsparciu moralnym. -Patrzę na Marka.

-To silny chłopak. Da radę. -Moje kochanie wspiera głowę o moje łóżko. -Jesteś zmęczony. -Przeczesuję palcami jego włosy. -Prześpij się.

-Dobrze. -Zamyka oczy.

-Proszę mamuś, przynieś mi ciuchy. Nie chcę stąd wychodzić w szpitalnym wdzianku.

-Co ci przynieść?

-Jakieś dresy, by zmieścił się gips. A dla Marka koszulkę, bo tamtą upaćkał we krwi.

-Przyniosę, a ty też odpocznij. -Całuje mnie w czoło i wychodzi. 

Biały wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz