47

17K 809 24
                                    

Rozdział dedykuję LigtWolf, za stworzenie okładki do mojej książki.

*****

-Jak się czujesz? -Mark pyta mnie, gdy wróciliśmy do naszego pokoju.

-Jestem wściekła. -Patrze na niego ze smutkiem. -Jestem rozżalona i zła.

-Jak mogę ci pomóc?

-Napraw całe zło, które wyrządził ten kutas. - Patrzę mu prosto w oczy.

-Nie mogę kochanie. -Mark głaska mnie po twarzy. -Mogę spróbować rozproszyć cię byś o tym nie myślała, ale nie naprawię świata.

-Dlaczego ktoś kto powinien chronić, niszczy swoją społeczność? Jakim trzeba być potworem. -Po policzkach płyną mi łzy.

-Nie płacz serduszko. -Mark łapie łzy spływające po mojej twarzy.

-Nie mam pojęcia, jak pomóc Benowi. Nienawidzę tej bezradności. -Mark oplata mnie swoimi ramionami, a ja rozpadam się szlochając.

-Kochanie. -Jego dłonie wędrują po moich plecach w uspakajającym geście. -Jeśli będziesz chciała, to po ślubie polecimy na alaskę. Sama, na miejscu będziesz miała okazję się przekonać jak duże są zniszczenia i jaką pomoc zaoferujesz wilkom. Zgoda?

-A dlaczego musimy czekać do ślubu? -Podnoszę głowę i patrzę mu w oczy.

-Bo jutro mamy lekarza, który skontroluje postępy w twoim powrocie do zdrowia. Jeśli ci pozwoli to lecimy razem na pogrzeb Garetha, a jeszcze musimy przygotować się do ślubu.

-Przecież po pogrzebie możemy polecieć do Bena? -W moim głosie jest nuta nadzieji.

-Nie. -Mark brzmi stanowczo. - Nie zabiorę cię rannej na alaskę. Sama słyszałaś jakie warunki panują na miejscu. Nie będę ryzykował pogorszenia twojego zdrowia.

-Ale, przecież będziesz ze mną. -Patrzę mu w oczy błagającym wzrokiem.

-Musisz wyzdrowieć. -Mark jest uparty w swoim postanowieniu. -Nie mogę ryzykować.

-Przecież nie pozwolisz mnie skrzywdzić. -Patrzę błagalnie.

-Nie aniele, ktoś mógłby zaryzykować atak na ciebie. Jeśli się uprzesz by polecieć teraz, będę nalegał na największą możliwą ochronę, a sama słyszałaś jak boją się ci ludzie. Jeśli poczekasz, to zredukuję swoje żądania do kilku najlepszych, zgoda?

-No dobrze. -Zgadzam się, bo wiem ze go nie przekonam. -Nie będziemy dodatkowo straszyć tych biednych ludzi.

-Moja dziewczynka. -Mark całuje moją głowę. -Chodź pod prysznic, ładnie cię umyję i może rozproszę twoje smutne myśli.

-Ale wiesz, że musimy się wstrzymać z seksem? -Pytam, ale na mej twarzy pojawiają się rumieńce oczekiwania.

-Kochanie nie muszę cię pieprzyć by doprowadzić cie do orgazmu. -Uśmiecha się do mnie drapieżnie. -Mam dłonie, mam usta i znam kilka sztuczek, które mam ochotę na tobie wypróbować. -Podnosi mnie z wózka i niesie do łazienki.

-Siadaj. -W kabinie ustawione jest krzesełko bym spokojnie mogła wziąć prysznic. -To pomysł mamy. -Mark uśmiecha się szczerze. -W ten sposób mogę pomóc ci się umyć, nie bojąc się, że się przewrócisz.

-W końcu umyję włosy. -Jezu, nienawidzę samej siebie, gdy mam nieświeże włosy.

-Nie kochanie. -Mark szczerzy się do mnie. -Ja cię umyję, ty tylko siedź i relaksuj się. -Owija mój gips folią kuchenną.

-Robisz ze mnie kanapkę? -Śmieję się z min jakie pojawiają się na jego twarzy.

-Nie można go zmoczyć. -Starannie zawija moją nogę. -Albo folia, albo worek na śmieci. Wybrałem folię, bo wydawała mi się przyjemniejsza.

-Mój ty bohaterze. -Jak ja kocham tego faceta.

-Poczekaj aż będę mydlił twoje ciało. -Spogląda na mnie z pod przymrużonych powiek. -Będę się rozkoszował każdym centymetrem twojego ciała.

-Brzmi to całkiem ciekawie. -Uśmiecham się do niego.

-No pewnie. To będzie bardzo ciekawe. -Wstaje i zrzuca swoje ciuchy. Jego nagie ciało pręży się przede mną. Każdy węzeł mięśni jest widoczny pod aksamitem jego skóry. -Twoja kolej kochanie. Zrzucaj ciuchy.-Delikatnie mnie rozbiera.

-Co teraz? -Przebiegam dłońmi po sześciopaku. -Jestem naga.

-Uważaj. -Pierwsze krople spadają na nas z deszczownicy. -Głowa do tyłu.

-O matulu. -Opuszkami palców delikatnie masuje moją głowę.

-Nie za mocno? -Mark spogląda na mnie stojąc pomiędzy moimi nogami.

-Nie przestawaj. -Jego sterczący fiut ociera się o moje piersi. Łapię go w dłoń i masuję go w rytm jego masażu.

-Kochanie jeśli nie przestaniesz, to długo nie wyjdziemy z łazienki. -Jego głos jest niższy i warczący.

-Spieszy ci się gdzieś? -Uśmiecham się pod nosem. -Mi tu jest bardzo przyjemnie.

-Jak nie przestaniesz to tylko bardziej cię pobrudzę.

-To umyjesz mnie po raz kolejny. -Rozkosznie oblizuję usta patrząc mu w oczy.

-Jak ja cię kocham. -Opuszcza swoją głowę i połyka mnie w namiętnym pocałunku.

-No dalej tygrysie. -Uśmiecham się gdy jego ciało się napina, a z jego ust wyrywa się jęk. -Daj mi to. -Orgazm wystrzeliwuje z niego, a głośny ryk rozchodzi się po pomieszczeniu. Jego sperma miesza się z kroplami wody spływając po moim ciele.

-To ja miałem cię rozproszyć. -Klęczy przede mną i całuje mnie namiętnie.

-Nic nie stoi na przeszkodzie, byś mnie rozpraszał. -Uśmiecham się do Marka. -A on tak rozkosznie ocierał się o mnie, ze nie mogłam się powstrzymać.

-Jeśli sprawia ci to radość, to zawsze jestem do twojej dyspozycji. -Palcem rozsmarowuje swoją spermę po moich piersiach. -To cholernie seksowne.

-Nowy rodzaj balsamu do ciała. -Patrzę na moją klatkę piersiową.

-Niestety musimy go zmyć, bo jak zaschnie to już nie będzie takie przyjemne. -Bierze żel pod prysznic i delikatnie zmywa ze mnie efekty rozpraszania. -Teraz cię umyję, a jak wezmę cię do łóżka to pokaże ci z jaka rozkoszą mogę zadowalać twoje ciało.

-To ostrzeżenie?

-Nie kochanie. To obietnica.

Biały wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz