57

17.1K 776 60
                                    

-O czym myślisz? -Mark podchodzi do mnie, gdy stoję przy oknie i obserwuję krzątaninę na plaży. Lena wraz z konsultantką ślubną dyrygują ekipą przygotowującą nasz ślub.

-O tym jak zmieniło się moje życie wraz z przybyciem do Crossing. -Ramiona Marka obejmują mnie, a jego broda ląduje na moim barku.

-To był szalony czas. -Mark całuje mnie w magiczny punkt za moim uchem. -Jutro w południe zostaniesz moją żoną.

- Pięknie to wygląda, prawda? -Na samym brzegu plaży stoi altana przystrojona białymi kwiatami. Z samego rana zostaną ustawione krzesła i wazony z kwiatami. Drewniany parkiet do tańczenia rozstawiony jest z boku ogrodu. Dwa ogromne namioty chronią zarówno przed słońcem jak i przed deszczem.

-Ty jesteś piękna. -Mark odwraca mnie do siebie i całuje namiętnie. - A mama zrobiła kawał dobrej roboty.

-Jak Alex? -Gdy ja z Mike witałam zjeżdżających na nasz teren gości, Mark wyskoczył przetransportować przyjaciela ze szpitala do domu.

-Dał popalić personelowi. -Mark śmieje się cicho. -Wszyscy mieli go już dosyć. Od momentu jak wyciągnęli mu śruby z nogi, chciał jak najszybciej wrócić do domu. Wszystkie siniaki już zniknęły, ale o wypadku przypomina mu blizna na twarzy i problem w poruszaniu.

-Porusza się na wózku?

-Gdzie tam. -Mark przeczesuje palcami swe już i tak roztrzepane włosy. -Kazał przynieść sobie kule i sam przeszedł do domu.

-I nikt nie miał nic przeciwko temu? -Pytam sarkastycznie przypominając jak trząsł się nade mną.

-A kto by próbował przemówić mu do rozumu. Nie słucha się nikogo, nawet swego ojca.

-Niektórzy maja szczęście. -Wzdycham ciężko. -Jak przygotowania do kolacji? -Przyszłam się przebrać, gdy wszyscy goście zostali już rozlokowani na naszym terenie.

-Masz pół godziny. -Mark zerka na zegarek.

-Dziewczyny w kuchni radzą sobie ze wszystkim? -Pytam poprawiając makijaż.

-Nie martw się. -Stoi oparty o ramę drzwi i przygląda się temu co robię. -Dadzą sobie radę.

-O której chłopacy jadą po Bena? - Alfa z alaski w ostatniej chwili zdecydował się przyjechać na nasz ślub.

-Ben londuje o północy. Chcesz pojechać po niego? Możemy się stąd wyrwać i pojechać z chłopakami.

-Bardzo chętnie. -Kończę nakładać błyszczyk na usta. -Z chęcią pojadę po niego. Od czasu jak wróciliśmy z Kaliforni nie mam czasu spokojnie odetchnąć. Dziewczyny zwariowały z przygotowaniami, dzisiaj jeszcze uroczysta kolacja a jutro ślub. To może być ostatni moment, gdzie będziemy mogli się zrelaksować i odpocząć.

-Jesteś już zmęczona tym wszystkim, choć mama obiecała że nie będzie cię angażować.

-Okazuje się, że przed ślubem nie wszystkie decyzje mogła podjąć Lena. O niektórych rzeczach musiałam zadecydować ja. Weź do tego szkołę, obowiązki wobec stada i zabawianie naszych gości i okazuje się że doba jest za krótka.

-Na szczęście jutro zostanie nam tylko pojawić się przed urzędnikiem i wypowiedzieć przysięgę. -Mark staje za mną i przygląda mi się w lustrze. -Potem tylko przetańczymy wieczór i odeślemy gości w cholerę.

-To tak o nas myślisz? -Artur stoi w naszej sypialni i śmieje się z kuzyna.

-Przez was wszystkich moja kobieta nie ma czasu odpocząć, a to już wystarczający powód bym miał dosyć gości.

Biały wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz