Trzydzieści pięć

764 86 4
                                    

Niall ciągle dużo jadł i spał. Jego zachowanie z dnia na dzień było coraz gorsze. Czasem nie dawałem sobie już z nim rady, ale nie potrafiłem na niego krzyknąć. Dzisiejszej nocy było najgorszej. Marudził i płakał bez powodu, nie chcąc usnąć. Wiedziałem, że powinienem wziąć go do lekarza, bo nie było to normalne. Niestety musiałem ciągle to odkładać w czasie przez formalności, jakie załatwiałem w sprawie założenia własnej kancelarii.

Potrzebowałem pieniędzy, aby móc utrzymać siebie i swojego narzeczonego, któremu, swoją drogą, kazałem zwolnić się z pracy, gdyż martwiłem się, że padnie z przemęczenia. Wolałem żyć w świadomości, że bezpiecznie siedzi w domu pod moją opieką. Zawsze byłem w pobliżu - jak nie obok to w innym pokoju.

Zdążyłem przykryć kocem mojego skarba, gdy po mieszkaniu rozległ się dzwonek. Szybko zerknąłem na Nialla, modląc się, aby ten hałas go nie obudził. Pocałowałem jego skroń i szybko poszedłem otworzyć te przeklęte drzwi.

- Wejdź, Louis. Tylko cicho, bo Nialler śpi. Miałem z nim naprawdę ciężką noc i dopiero teraz zasnął.

- Widzę, że nadal świętujecie zaręczyny.

- Chciałbym. Coś się dzieję i muszę z nim pójść do lekarza, ale raczej nie przyszedłeś tu, aby dowiedzieć się o samopoczuciu Nialla.

Louis popatrzył prosto w moje oczy, po czym wyminął mnie i poszedł do gabinetu. Nie zastanawiając się, ruszyłem za nim. Zamknąłem drzwi, aby nasza rozmowa nie obudziła Nialla. Wszystko to, co teraz robiłem, musiałem podporządkowywać pod mojego skarba, aby poczuł się lepiej. Był dla mnie najważniejszy.

Louis opadł z głośnym westchnięciem na mój fotel, zakładając nogi na biurko. Uśmiechnąłem się lekko, przyglądając się mu. On jednak nie odwzajemnił uśmiechu, tylko tępo się we mnie wpatrywał.

- Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć?

Zmrużyłem oczy, nie mając pojęcia, o czym on mógł mówić. Moja postawa musiała go rozwścieczyć, gdyż wstał z impetem, odkopując fotel na bok.

- Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć, że się zwolniłeś?

- Czy to takie ważne? Mam teraz Nialla, którym muszę się zaopiekować, a ta kancelaria nie kojarzyła mi się dobrze, ale mam plan.

- Tak, ważne. Cholera, przyjaźnimy się - sapnął, zatapiając dłonie w swoich włosach.

Podszedłem bliżej do Louisa, umiejscawiając dłoń na jego ramieniu, którą od razu zepchnął, fukając cicho.

- Masz rację. Przyjaźnimy się, dlatego jako przyjaciel chciałem zaproponować ci posadę, gdy skończę wszystkie formalności.

- Co? Zakładasz własną kancelarię?

- Tak, miałem ci o tym powiedzieć, gdy wszystko będzie gotowe, ale..

Nagle do pokoju wszedł Niall, który nie wyglądał najlepiej. Próbował podtrzymać się jedną ręką o drzwi, ściskając swój brzuch drugą. Nie zdążyłem do niego dobiec, gdy upadł na ziemię. Zacząłem panikować, ale resztkami zdrowego rozsądku kazałem Louisowi pobiec do auta, a ja w tym czasie nałożyłem na Nialla koc, aby nie przeziębił się dodatkowo przez to, że był w samych bokserkach i za dużej koszulce.

Po dziesięciu minutach byliśmy w szpitalu, gdzie Niall się ocknął. To jednak nie powstrzymało mnie od zaniesienia go do lekarza. Już jakiś czas coś się działo, a ja byłem na tyle nieodpowiedzialny, że zajmowałem się wszystkim innym, mówiąc, że było to dla niego i jego dobra, zamiast od razu przywieźć go tu. Miałem tylko nadzieję, że nie było za późno.

Otworzyłem pierwsze lepsze drzwi, nie interesując się, czy jest ktoś w środku. Posadziłem Nialla na kozetce, chwytając go za dłoń. Usłyszałem, jak lekarz za biurkiem cicho westchnął, jednak próbowałem na to nie reagować.

- Jeśli mam go zbadać, musi pan wyjść.

- Ale..

- Proszę - syknął, wskazując na drzwi.

- Jakby coś się działo, krzycz najgłośniej, jak tylko potrafisz, a zaraz będę obok - mruknąłem, całując jego dłoń.

Trudno było mi go opuszczać, tym bardziej że nie wyglądał najlepiej. Jego oczy nie były otwarte, mimo tego że odzyskał przytomność. Nic nie mówił, nie ruszał się. Cholernie martwiłem się, bo nie mogłem go stracić. Był, jest i będzie dla mnie wszystkim. To nigdy się nie zmieni.

Usiadłem w poczekalni obok Louisa, co chwilę wycierając twarz z kąpiących łez. Przyjaciel próbował mnie pocieszyć, ale nic nie było w stanie tego zrobić, oprócz informacji, że z moim skarbem było wszystko w porządku.

Ku mojemu zaskoczeniu obok mnie usiadła Mia, która wzięła moją dłoń w tę swoją. Lekko ją pocierała, próbując podnieść mnie na duchu tak samo jak Louis, co nadal było niewykonalne.

Dopiero po czterdziestu pięciu minutach drzwi gabinetu zostały uchylone, co od razu wykorzystałem, wchodząc tam. Nie reagowałem na krzyki Mii i Louisa za mną, bo w tamtym momencie ważny był tylko i wyłącznie mój skarb. Znajdując się w środku, ominąłem lekarza, który chciał się odezwać, podbiegając do Nialla, który siedział na kozetce o własnych siłach. Wyglądał trochę lepiej, co bardzo mnie cieszyło. Zdawało mi się nawet, że na jego twarzy tkwił uśmiech.

- Pacjent musi zażywać witaminy, jeść pełnowartościowe posiłki i nie przemęczać się. Zapomniałabym. Żadnego seksu przez jakiś czas.

- O to akurat nie trzeba się martwić.

- Nie powiedziałbym - odparł, otwierając drzwi na znak, że mamy już wyjść, co nie należało do najmilszych zachowań.

Nie zwracając uwagi na jego ostatnie słowa, wziąłem Nialla na ręce i wyprowadziłem go z gabinetu. Pożegnałem się z Louisem i Mią, pozwalając blondynowi zasnąć w moich ramionach. Z łatwością przeniosłem go do samochodu, gdzie ułożyłem jego ciało na tylnym siedzeniu.

- Wszystko będzie dobrze - szepnąłem sam do siebie, zerkając na Nialla w lusterku.

♡♡♡
Dziwnie mi z faktem, że to ff miało mieć góra dwadzieścia rozdziałów, a udostępniam właśnie trzydziesty piąty.. Zaszalałam trochę.😅
Dziękuję za #819 w fanfiction. 💕
All the love. X

Eighteen • Ziall✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz