Pojedynek

246 12 3
                                    

Dzisiaj nie planowała się spóźnić, nastawiła budzik wcześniej niż zawsze by zrobić wszystko na spokojnie. Stała przed lusterkiem w łazience i poprawiała szatę, na jej nieszczęście musiała założyć spódnice, w której się nie za dobrze czuła, na dodatek okazało się, że sprzedawczyni dała jej za duże podkolanówki, a raczej teraz były zakolanówkami. Wyszła parę minut przed śniadaniem i kierowała się do wielkiej sali razem z innymi uczniami. Przez otwarte drzwi było widać, że cześć uczni już siedziało i rozmawiało między sobą. Przekroczyła próg wielkiej sali, po jej głowie na ramie zaczęła powoli spływać zielona maź, nie minęła chwilą jak całe wiadro śluzu wylało się na nią.
-" Cudownie, ciekawe czyja to sprawka. Nawet z rana nie mam spokoju " - prześlizgnęła spojrzeniem po stole Gryfonów by w końcu napotkać twarz Syriusza ,która jak zawsze zdobił uśmiech. Obok niego siedział James z przepraszająca mina, a Remus i Peter nie dawali po sobie nic poznać. Śmiech na sali trochę zmalał, Elaina wzięła parę wdechów by się uspokoić. Przeszła powoli przez sale i stanęła obok Blacka, który się do niej odwrócił.
- Cudownie z tym wyglądasz. Pasuje Ci ten zielony - zaświergotał Syriusz.
- Och naprawdę ,wydaje mi się że do mnie nie pasuje, a raczej do ciebie - zbliżyła się do niego bardzo blisko i zaczęła ruszać energicznie głową jak pies ,który właśnie wrócił z spaceru i jest cały mokry. Śluzowata maź latała wszędzie ,ale najwięcej z niej osiadło na Blacku ,który próbował się osłonie przed atakiem. Kiedy skończyła większość zieleni była na Huncwotach niż na niej.
- Bardzo ładnie się prezentujesz z tą zielenią, musisz częściej tak chodzić - oznajmiła mu najmilszym głosem jakim się dało. - A teraz wracam do swojego stołu.
Odwróciła się na pięcie w między czasie wyjęła różdżkę i stukając się nią w głowę. Nie wypowiedział żadnego zaklęcia, a cała maź zniknęła nie zostawiając po sobie nic. Black był trochę zdezorientowany tym, że niby ta szara myszka zaczęła mu się stawiać, już wcześniej go zaciekawiła swoją niezdarnością, ale teraz jeszcze bardziej go ciekawi.
Elaina delektowała się tym jak potraktowała Blacka, który na to zasłużył, kątem oka zerknęła na Huncwotów. James zaczął się śmiać w niebo głosy ,a Lunatyk i Glizdogon mieli skwaszone miny. Syriusz nawet nie wytarł się z mazi, tylko śledził ja wzrokiem. Li przyspieszyła kroku by jak najszybciej dotrzeć do stołu. Zobaczyła ,że już siedzi przy stole Severus, przysiadła się koło niego.
- Mówiłem Ci ,że z nimi będziesz miała problemy - zaczął posępnie.
- Faktycznie miałeś rację – westchnęła.
- Ale jestem pod wrażeniem, że się nie dajesz - pochwalił się ją.
- Dzięki.
- Zaraz idziemy na pojedynki, ciekawe dlaczego nam je zrobili przecież one odbywają się w drugiej klasie.
- Wiesz ja jestem powodem – westchnęła.
- Jak to?
- W Beauxbatons nie zaliczyłam pojedynków i latania, teraz mam latanie po lekcjach, a na dzisiaj Slughorn zorganizował pojedynek bym mogła to zaliczyć.
- Nie spodziewałem się tego, dlaczego tego nie zrobiłaś tego wcześniej?
- Miałam małe problemy, ale to długa historia.
- Rozumiem.
Przez większość śniadania rozmawiali o eliksirach, bardzo dobrze się dogadywała z Severusem, jednym ślizgonem, nawet w spół lokatorki czasami zamieniały z nią słowo. Dość długo siedzieli przy stole, jako ostatni wyszli, pokierowali się do dużej sali od zajęć z obrony przed czarna magia. Jeszcze nie mieli w niej lekcji ,ale nie było żadnych ławek, jedynie był ustawiony długi wąski podest, na którym leżał purpurowy dywan.
- Dobrze, niech uczniowie domów staną przy podejście - rozkazała McGonagal.
Gryfoni i Ślizgoni zaczęli się przepychać między sobą by stanąć bliżej podestu by lepiej widzieć.
- Zacznijmy pojedynki. Elaino proszę stan po tej stronie - wskazała profesorka miejsce po prawej ręce.
Brzuch zawiązał jej się wielki supeł, nogi zaczęły się trząść. Przypomniała sobie jak pierwszy raz stała na takiej samej platformie tylko w Beauxbatons, powróciło do niej to samo uczucie ,że ktoś może strzelić jej w plecy zaklęcie.

- Dobrze, a teraz kto pierwszy chce się pojedynkować ? 

Z tłumu wyszła jej w spół lokatorka, której imienia nie poznała jak dotąd. Spojrzała na nią spod łba i w celowała w nią różdżkę. Elainie zaczęły trząść się ręce, nogi miała jak z waty, a wzrok szalał na wszystkie strony by nie dać się zaskoczyć. McGonagal machnęła ręką na znak by zaczęły. Brunetka uśmiechnęła się złośliwie, a z jej różdżki wystrzeliło zaklęcie. Li nie mogła pojąć co się stało, w jednej chwili czuła się jak galaretka, a w drugiej odparła nie świadomie zaklęcie jednocześnie rzucając swoim w przeciwnika, dziewczyna nie zdążyła uchronić się przed magia i wyleciała poza podest.

LiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz