ROZDZIAŁ 20

3K 140 27
                                    

          Wiedźmy z Nowego Orleanu są cholernie uparte. Ty chcesz dobrze, a one swoje. Mają świadomość przegranej, a i tak w dalszym ciągu chcą się kłócić. Tak trudno zrozumieć, z enie mają z nami żadnych szans?

- Dajcie już sobie spokój. I tak jej nie zabijecie – powiedziałam znudzona.

- Ty nic nie rozumies ! - krzyknęła jedna z nich. – Ona sprowadzi na nas zagładę!

- Nie krzycz. Na cmentarzu jesteś. Trochę szacunku do zmarłych.

- Nie będziesz mi dyktować, co mam robić!

- Zaczynacie mnie powoli irytować. Mówię wam, że nie warto z nami walczyć. Wszyscy dobrze wiemy, że nie zabijecie dziecka. A wy dalej uparcie drążycie temat. Dajcie sobie lepiej spokój, dobrze wam to wyjdzie.

- Bo co? - odezwała się jakaś inna wiedźma. Za cholerę nie pamiętam ich imion. - Zabijemy to dziecko i nikt nam nie przeszkodzi.

- Nikt? Jesteś tego pewna? - odezwał się Klaus.

- Zginiecie razem z tym potworem!

- Ej, tylko bez takich – powiedziałam i zbliżyłam się w stronę czarownic. - Jej ojciec jest potworem, ona jest aniołkiem w porównaniu do niego.

- Dziękuję , Nina. Na Tobie zawsze można polegać – powiedział Klaus ze słyszalnym sarkazmem.

- Do usług – ukłoniłam się. - Słuchajcie, nie mam zamiaru z wami walczyć, ale nie dajecie mi wyboru. Chcecie zginąć? Proszę bardzo, dla nas to żaden problem. Ale czy nie lepiej rozwiązać to ugodowo? Bez rozlewu krwi?

- Co proponujesz? - odezwała się najstarsza z wiedź.

- Ugodę. Wy nie atakujecie Hope Mikaelson, a my nie zabijamy was. Proste? Proste. Każdy jest szczęśliwy, nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Jest pokój na świecie.

- Po moim trupie!

           I tyle było z kulturalnej rozmowy. Ze starszymi można negocjować, ale młodsze są za bardzo wredne i uparte. Myślą, że wszystko im wolno. Nie zdają sobie sprawy z tego, ze z Pierwotnymi nie mają najmniejszych szans. Dodatkowo ja stoję po ich stronie, a te dalej uparcie chcą zabić małą. Szczyt głupoty, nic więcej. 

- Jak wolisz – wzruszyłam ramionami. - Nie radzę nas atakować, bo zabijemy was wszystkie.

- Nikt się was nie boi. To dziecko zginie!

- Nina, to nie ma sensu. Próbowałaś – odezwał się Elijah.

- Masz rację. Krew się poleje. Przykro mi.

           Moje kły wysunęły się, a pod oczami wyszły żyłki. Syknęłam głośno w stronę czarownic i przyszykowałam się do ataku. Nie chciałam ich zabijać, ale one nie dają mi żadnego wyboru. Nie moja wina, ze są tak cholernie uparte.

- Porozmawiajmy! - powiedziała starsza wiedźma.

- Za późno – powiedziałam.

           Rzuciliśmy się na czarownice i wyrywaliśmy im serca. Co prawda chciałam uniknąć takiej sytuacji, ale nie dali mi wyboru. Nie dam zabić dziecka. Hope jest niewinna, nic złego nie zrobiła. Zauważyłam, że młoda wiedźma próbuje uciec. Skoczyłam w jej kierunku i zatrzymałam ją.

- Wybierasz się gdzieś? - zapytałam. Ta próbowała rzucić na mnie jakiś czar. Zaśmiałam się . - Słońce, na mnie wasza magia nie działa.

           Doskoczyłam do niej i zatopiłam swoje kły w jej szyi. Wiem, miałam nie pić prosto z żył. Ale pokusa była silniejsza. Rozerwałam jej gardło i rzuciłam się na resztę. Podeszłam spokojnym krokiem do starszej wiedźmy i spojrzałam na jej wystraszony wyraz twarzy.

Old City, Old Life { Teen Wolf }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz