ROZDZIAŁ 5

3.8K 152 35
                                    

            Po lekcjach w szkole udałam się prosto do domu. Stiles i Scott wybierają się dzisiaj na imprezę urodzinową do przyjaciółki tego pierwszego. Moim zdaniem taka rozrywka dobrze im zrobi. Chociaż przez chwilę poczują się jak zwykli nastolatkowie. Dodatkowo Scott może chociaż na chwilę zapomni o Allison. Ta dziewczyna nieźle namieszała mu w głowie. Ale co się dziwić. Była jego pierwszą miłością, a taką pamięta się przez całe życie.

          Mogłam spokojnie odpocząć. Dzisiaj miało nic się nie wydarzyć. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i miałam zamiar włączyć jakiś film, ale zadzwonił mój telefon. Tylko nie to, proszę. Spojrzałam na ekran i odetchnęłam z ulgą.

- Co tam, Klaus? - powiedziałam uśmiechnięta do telefonu.

- Witam pięknego mieszańca – zaśmiałam się. On nigdy się nie zmieni. - Jak tam sprawy na froncie?

- Klaus, palancie. Jestem w mieście.

- Wiem - parsknął śmiechem. Już mi go brakuje.

- Po co dzwonisz? - zapytałam zaciekawiona.

- To już nie mogłem stęsknić się za najlepszą przyjaciółką? Jesteś okropna.

- Nauczyłam się tego od Ciebie, słońce.

- Wiem, uczeń przerasta powoli mistrza. Mogę umierać.

- Powodzenia życzę – oboje się zaśmialiśmy. - Umrę z Tobą.

- Razem za życia i po śmierci?

- Dokładnie tak, wasza wysokość. Jak tam Nowy Orlean?

- Powiem Ci, że na razie jest spokój. Nieźle wszystkich wystraszyliśmy ostatnio.

- I dobrze. Nie dałabym rady chronić Beacon Hills i jeszcze was jednocześnie.

- Nie masz klona?

- Mam. Dobrze ją znasz. Mam ją przysłać do Ciebie?

- Nie! - krzyknął Klaus, a ja się zaśmiałam. - Nawet nie próbuj. Zabiłbym ją szybciej niż zdążyłaby mrugnąć.

- Ej, jestem jej sobowtórem.

- Tym lepszym. Zdecydowanie. Co prawda macie podobne charaktery, ale i tak wygrywasz .

- Tak? Ciekawe jakie. Dziękuję Ci bardzo.

- Obie jesteście wyszczekane, wredne, podstępne, pomysłowe. Ale Ty jesteś do tego przyjazna, sprytna i silniejsza od niej, zawsze chętna do pomocy, chociaż czasami aż za bardzo.

- O proszę. Dziękuję za docenienie.

- Zawsze do usług, kochanie .

- Wiem na kogo liczyć - zaśmiałam się.

- A tak serio to dzwonię w pewnej sprawie.

- Ha! Wiedziałam. Wy wszyscy dzwonicie do mnie w pewnej sprawie.

- Przepraszam. Ale to serio pilne i tylko Ty mi możesz pomóc.

- Dobra, jaka to sprawa?

- Chodzi o wiedźmy. Mamy z nimi mały problem. Od jakiegoś czasu coś kombinują. Wiesz dobrze, że słuchają tylko Ciebie. Mogę liczyć na Twoją pomoc?

- Pewnie. Kiedy mam przyjechać?

- Na razie się wstrzymaj. Spróbujemy rozwiązać to sami. Będziesz naszą ostateczną bronią.

- O matko! Co za zaszczyt! - złapałam się za serce, chociaż on tego nie widział.

- Nina, to poważna sprawa.

Old City, Old Life { Teen Wolf }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz