ROZDZIAŁ 47

2.4K 113 10
                                    

                 To wszystko jest jak zły sen, koszmar. Każdy stara się wpaść na genialny plan, który nas uratuje. Czeka nas wojna, jednak czy będziemy w stanie ją wygrać? Nie widziałam sensu w atakowaniu wszystkich, wystarczy pokonać dwie najważniejsze osoby, a reszta się posypie.

                 Z samego rana wyszłam z domu. Wczoraj każdy poszedł do siebie, dzisiaj mamy spotkać się ponownie u mnie. Nie udało mi się ich utrzymać. Dobrze, że zgodzili się na spotkanie dzisiaj. To będzie moja szansa na zamknięcie ich. Muszę chronić bliskich, to jest mój piorytet. Nie wybaczę sobie śmierci kolejnej osoby.

               A teraz? Chodzę sobie po lesie, a dokładnie kieruję się w miejsce spotkań stada Alf. Chcę przekazać komuś wiadomość o tym, że chcę się spotkać z Deucalion'em. Nie chcę tego robić osobiście, bo może nabrać podejrzeń. A Deucalion do głupich nie należy, wiedziałby, ze coś jest nie tak. Bo niby jakbym miała wytłumaczyć mu to, że chcę się spotkać gdzie indziej, a nie porozmawiać teraz?

               Derek powinien być własnie na spotkaniu z Jennifer. Ani trochę mi się to nie podoba. Dodatkowo, oni mieli ze sobą romans. Czy jestem zazdrosna o Dereka Hale'a? Jak cholera. Chociaż parą nie jesteśmy, jednak w moim sercu rozpaliło się coś, co ciężko mi nazwać. Wiem jedno, zależy na Dereku.

               W oddali zobaczyłam dwie Alfy. Poczułam ich intensywny zapach. Zaczęłam się skradać tak, aby mnie nie zobaczyli. Mogli by jeszcze mnie zaatakować. A tak? Będę miała zabawę. Zawsze to jakiś plus tej całej, durnej sytuacji. Najchętniej wpadłabym do gniazda Deucalion'a i powybijała wszystkie Alfy.

               Gdy byłam wystarczająco blisko , wyskoczyłam zza drzew i stanęłam przed nimi. Przyjęli bojowe pozycje, gotowi do ataku. Miałam ochotę zaśmiać się im prosto w twarz, jednak zrezygnowałam z tego pomysłu.

- Spokojnie – podniosłam ręce w geście kapitulacji. - Przyszłam pogadać.

- Niby o czym? - warknął jeden z nich.

- Albo raczej mam prośbę.

- Ty? Do nas? - jeden z nich się zaśmiał.

- A to aż takie dziwne? - zapytałam poważnie.

- Patrząc na to, że wybiłaś połowę z nas? Tak, to dziwne – odezwał się drugi.

- Dobra, nie mam zamiaru się kłócić. Poszukam kogoś innego.

- Czekaj – zatrzymałam się. - Co to za sprawa?

- Chcę się spotkać z Deucalion'em.

- W jakiej sprawie? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Obgadać warunki mojego dojścia do jego stada.

- Chcesz do nas dołączyć? - był zdziwiony, co wcale mnie nie dziwi.

- A co, głuchy jesteś? - odparłam złośliwie, wkurzali mnie.

- Uważaj na słowa – warknął na mnie wściekle pierwszy.

- Bo co? Zabijesz mnie?

- Spróbuję - pokazał swoje kły, a ja się zaśmiałam.

- Uspokój się – powiedział do niego drugi. - Co dokładnie od nas chcesz?

- Przekażecie mu wiadomość?

- Tak - kiwnął mi głową.

                Niby ten plan był proty, jednak sprawiał mi trudności. Jakie? A takie, ze miałam ochotę rzucić to wszystko i po prostu ich zabić, tak byłoby zabawniej. Podeszłam do nich bliżej i podałam im kartkę. Zdziwili się na jej widok.

Old City, Old Life { Teen Wolf }Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz