Rozdział 3

570 36 2
                                    

Ponownie rozgrywa się ta sama sceneria. Ciemność, w której znajduje się klata, nie zna granic. Chłód panujący muska skórę Nancy wywołując przy tym nieprzyjemne dreszcze. Jej wzrok rozgląda się z niepokojem. To nie możliwe, aby ponownie miała taki sam sen. Coś musi być na rzeczy. Jej spojrzenie pada na blondyna, który odepchnął się od żelaznych krat i kieruje swoje kroki w jej kierunku. Kobieta spina wszystkie mięśnie. Towarzystwo nieznajomego wywołuje wielki dyskomfort i poczucie niestabilności. Kobieta zebrała w sobie odwagę i spojrzała prosto w oczu blondynowi, który stał o niespełna metr od niej. Zgromadziła w sobie całą pewność siebie, aby wreszcie dowiedzieć się kim jest. Mężczyzna patrzył na nią bez emocji z założonymi rękoma.

- Kim ty jesteś?- głos McKing wydawał się być pewny i niedopuszczający sprzeciwu. Jednak dobry słuchać mógł dostrzec w wypowiedzi nutkę strachu i niepewności. Każdy człowiek w nieznanej mu sytuacji nie jest pewny na sto procent.

- Jedną z osób, w które nie wierzysz.- odparł tajemniczo robiąc krok do tyłu. Nancy zmrużyła oczy, nie wierzy w wiele rzeczy. Począwszy od Boga skoczywszy na własnej osobie. Jednak jak można funkcjonować po tych wszystkich przeżyciach, które tylko prowadziły do upadku. Upadku, z którego nie ma możliwości podniesienia się. 

- W nic nie wierzę. Świat, który mnie otacza jest zbyt nierealny, aby wierzyć. Ból towarzyszący mi całe życie jest zbyt wielki. Zbyt wielki.- rzekła smutno, bo takie było jej istnienie. Niepotrzebne, zbędne. Nieznajomy spojrzał na nią z przymrużonymi oczami. Dobrze wiedział jakie życie toczy blondynka. Nie można jednak rzec, że współczuł jej. On nikomu nie współczuje.- Rozczarowanie rośnie w miarę istnienia. 

- Świat od zawsze był pełen rozczarowania. Twoje życie miało się tak potoczyć. Było to zaplanowane już dawno temu. Jednak miałaś się poddać, jednak walczysz. Nie dostrzegasz tej walki, bo widzisz tylko kolejny marny dzień na tej planecie. Rozumiem ciebie.- rzekł po chwili mężczyzna. Jego głos był spokojny jak morze podczas bezwietrznego dnia. Patrzył prosto w oczy kobiety, która nie potrafiła oderwać wzroku. Widział, że jest bliska uronienia łez. Nienawidziła życia, które poniewiera ją jak bezwartościową rzeczy. To co On zaplanował nie powinno nigdy wejść w życie. Nigdy. Mężczyzna obrócił się dookoła własnej osi unosząc ręce ku górze i rzekł.- Co mogę powiedzieć ja? Siedzę tutaj całą wieczność. Zamknięty, samotny i pełen chęci dopełnienia zemsty. Niegdyś byłem Jemu bliski, a teraz uważa mnie za najgorsze zło jakie stworzył.- McKing zmrużyła oczy. Nie była pewna o czym mówi nieznajomy, ale jej podświadomość znała prawdę. Wiedziała kim jest, ale nie bardzo mogła to sobie przyswoić. 

- Lucyfer.- szepnęła pełna obaw, że stoi przed osobą, której istnienia nie uznawała. Doskonale wie kim jest Diabeł, ponieważ nie jest zwyczajnym ateistą, który po prostu powie, że nie wierzy. Nancy dużo czytała o Bogu, aniołach, demonach, świętych, czy właśnie o Lucyferze. Jednak wiadomość, że on właśnie stoi przed nią, nie uśmiechało się. Mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem, bo w dość szybkim czasie udało się jej odgadnąć jego imię. 

- Zgadza się, Nancy.- uśmiechnął się pod nosem i zaczął zbliżać się do kobiety. Zielonooka automatycznie zaczęła się cofać, aż poczuła zimną stal za sobą. Przełknęła ślinę, gdy blondyn stał od niej niecałe pół metra. Nawet nie zdała sobie sprawy, że on zna jej imię.- Jesteśmy tacy sami, Nancy. Oboje pokrzywdzeni przez Niego. Samotni z chęcią zemsty na wszystkich którzy nas skrzywdzili. Wszyscy muszą ponieść karę.

- Nie pragnę zemsty. Czy to coś mi da? Zwróci moich rodziców? Zwróci mi ten zmarnowany czas przez który zastanawiałam się kiedy przerwać te żałosne życie? Nie. Nic to nie da. Powinnam już dawno temu skoczyć z mostu, powiesić się lub przedawkować. Świat nie ucierpiałby bez jednej osoby, która nic nie znaczy. Nie mam przyjaciół, rodziny, czy drugiej połówki. Zrozum nie mam nikogo. Codzienne koszmary mnie męczą. Nie chcę tak żyć. Wkrótce popełnię samobójstwo i zakończę te marne życie. Na zawsze.- słowa, które wychodził z ust kobiety był szczerą prawdą. Wiele łez popłynęło, które tylko wyrażały ból i nie chęć do wszystkiego. Życie to największa rzecz, która zaszkodziła kobiecie. Patrzenie na swoje porażki potrafi zmęczyć. 

- Nie możesz się zabić. Potrzebuję cię. Jedynie ty możesz mnie uwolnić stąd. Razem możemy zrobić wiele. Jeżeli mi pomożesz to przywrócę twoich rodziców.- ostatnie słowa Lucyfera spowodowały nagłą reakcję McKing. Spojrzała na niego zdziwiona. Nie wiedziała co pomyśleć. Bardzo pragnęła spotkać ponownie swoich bliskich. Jednak to nie może być prawdziwe. On musi kłamać. Przecież to Diabeł symbol kłamstw.

- Kłamiesz! Ich nie da się przywrócić. Nie żyją! Nie da się ich przywrócić. Nie dam się zmanipulować!- krzyczała przez łzy dławiąc się przy tym. Cała sytuacja wyglądała żałośnie. Zapłakana kobieta, która wygląda bardzo marnie, krzyczy na wyższego mężczyznę, na którym to nic nie robi. Lucyfer wiedział, że nie pójdzie z nią tak łatwo. Jednak zawsze warto spróbować. Na pewno uwolni się stąd i to Nancy McKing będzie tą osobą, która do tego się przyczyniła. Znajdzie księgę. Musi. Inaczej nie da jej spokoju. Każdego człowieka da się złamać. Tym bardziej kobietę z depresją.

~*~

  Rewolta Lucyfera nie jest rewoltą zła przeciwko dobru, lecz dobra przeciwko istnieniu.


~*~

Lotty Winchester

Nancy McKing ||Supernatural [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz