Ciemny korytarz jedynie oświetlany był pochodniami wiszącymi na ścianach. Chłód bijący od zimnych ścian owiał pomieszczenie. Cisza emanowała w tym miejscu. Ściany jak i podłoga była wykonana prosto i bez żadnych zdobień. Dwójka czarnowłosych mężczyzn pojawiła się nagle w korytarzu. Młodszy z nich poprawił swój czarny płaszcz i rozejrzał się po miejscu pojawienia.
- Przypomnij po co tutaj jesteśmy?- zapytał Mark przeczesując dłonią włosy.
- Po Widły Lucyfera. Ile mam razy ci to mówić? Zapisać ci na tym zakutym ryju to?- Martez spojrzał na niego z ukosu. Młodszy demon cichym śmiechem odpowiedział.
- Ty nie obrażaj mnie, bo mi smutno się robi.- przybrał smutny wyraz twarzy. Zawsze lubił tak robić. Bawić się mimiką twarzy.
- Ojej jak mi przykro.- prychnął na słowa Marka. Czasem zastanawia się czemu nadal go nie zabił. To chyba najbardziej irytująca postać, a za razem bardzo przydatna.
- Powinno być.- rzekł ruszając przed siebie. Usłyszał jedynie ciche Spierdalaj ze strony starszego demona.
Martez minął młodszego demona uderzając go barkiem. Mark jednak nic na to nie powiedział tylko poprawił płaszcz. Szli w ciszy. Każdy z nich uważnie stąpał po gruncie, aby przypadkiem nie wejść w pułapkę. Ten tajemniczy korytarz oraz komnata została zbudowana przez anioły i dlatego też wszelakie napisy są po enochiańsku. Oczywiście nie jest to problem dla Marteza, a dla Marka może trochę większy, gdyż zna tylko podstawy tego języka.
Ściany pomimo tylu lat są nadal w dobrym stanie. Zero pęknięć, czy zarysowań. Magia dobrze zakonserwowała te miejsce. Pomimo, iż jest to dzieło aniołów można poczuć woń śmierci. Zapewne te miejsce nie jednej osobie zmroziło krew w żyłach. Niby zwykłe pomieszczenia, a jednak odczuwa się niepokój. Jednak dla dwójki demonów to normalna rzecz. W głębi piekła taki klimat, a nawet gorszy, panuje cały czas. Można rzecz, że jest to najgorsze i najlepsze miejsce za razem. Oczywiście dla silnych istot dobre, a dla niespokojnych dusz niezbyt przyjemne.
Po paru godzinach podróży po krętych korytarzach Martez zatrzymał się przed ścianą z enochiańskimi znakami. Mark od ponad godziny szedł z telefonem przed twarzą. Nawet przestał słuchać opowiadań księcia piekła o tym miejscu i o innych sprawach. Dlatego nic dziwnego, że wpadł na plecy mężczyzny.
- Jak łazisz?- spytał odwracając się w jego stronę Martez. Widząc, że trzyma urządzenie wyrwał mu je.- Jak mówię to słuchasz mnie, a nie bawisz się telefonem. A po za tym jesteś w pracy, więc się nie opierdalasz.
- Ależ ty sztywny, Marteziu.- mocno zaakcentował ostatni wyraz, aby bardziej zdenerwować demona. Oczywiście dostał za to z liścia w twarz.
- Ile razy mam mówić, że nie nazywasz mnie tak, debilu?- zrezygnowany przetarł dłonią twarz i schował jego telefon do kieszeni marynarki.
- Zawsze, koleżko.- uśmiechnął się wrednie chowając dłonie do kieszeni czarnych spodni.- Odzyskam telefon?
- Gdy stąd wyjdziemy.- rzekł mężczyzna i podszedł do ściany z symbolami enochiańskimi. Dłonią przejechał po fasadzie mrucząc zaklęcie pod nosem. Słowa zaczęły znikać, a przed ich oczami otworzyły się wrota. Młodszy z demonów ruszył przed siebie, ale dłoń Marteza go zatrzymała. Książe piekła pociągnął go do tyłu.
- Co jest?- zmarszczył brwi Mark wyrywając się z jego uścisku. Jak miewał w zwyczaju poprawił swój płaszcz.
- Hmm no nie wiem, może pułapka?- wyjął z kieszeni czarny woreczek i sypnął na grunt białym pyłkiem. Na podłodze zaczęły pojawiać się rozmaite wzory, które oczywiście były częścią zasadzki. Starszy demon uważnie zaczął przyglądać się białym symbolą przeczesując dłonią włosy.
- I co panie mądraliński? Nie wiesz co dalej?- spytał prześmiewczo mężczyzna patrząc na niego z wrednym uśmiechem. Czyżby Martez pierwszy raz nie wiedział co dalej?
- Oczywiście, że wiem. Wrzucę ciebie tam, a pułapka się uaktywni i pójdę sobie dalej. A co do ciebie? To najprawdopodobniej zdechniesz kretynie.- wywrócił oczami i przywołał sobie księgę, która miała czarną okładkę i złote napisy.- Zawsze wiem co zrobić jakbyś zapomniał. Czasem zastanawiam się, czy nie powinieneś brać lecytynę na pamięć? Co ty na to, abym zrobił tobie miksturkę?
- Wal się. Nie będę znowu pić twoje świństwa. Wszystko smakuje jak gówno.- skrzywił się na samą myśl o tym okropnym smaku. Może i robi przydatne mikstury, ale o walory smakowe to nie ma zielonego pojęcia lub robi to specjalnie co jest bardzo prawdopodobne.
- Adekwatnie dla konsumenta.- uśmiechnął się wrednie i otworzył księgę na odpowiedniej stronie. Zmarszczył lekko brwi i wyciągnął z kieszeni marynarki zielony woreczek. Wzruszył ramionami i zaczął wypowiadać zaklęcie po hebrajsku po czym rzucił granatowym proszkiem na podłoże. Znaki zaczęły palić się zielonym ogniem. Książe piekła zamknął książkę i podrzucił ją do góry po czym rozpłynęła się w powietrzu. Symbole pozostawiły po sobie jedynie czarne ślady swej dawnej działalności.- I voilà. Zapraszam, kolego.
- Ależ ty kulturalny.- prychnął pod nosem demon przekraczając próg pomieszczenia. Włożył dłonie do kieszeni i zaczął rozglądać się po komnacie.
- Nie, po prostu sprawdzam czy podziałało zaklęcie.- uśmiechnął się szeroko starszy demonem wchodząc do środka. Spojrzał na naczynie ustawione na środku pokoju. Podszedł do niego i przejechał dłonią po brzegu ujawniając napis, który przeczytał.- Sanguis.
- Krew.- przetłumaczył z łaciny Mark. Akurat ten język za bardzo dobrze, gdyż Martez nauczył go. Stare dzieje, o których mało się pamięta.
- Oczywiście. Widzę, że moje lekcje nie poszły w las.- książe piekła wyjął sztylet z kieszeni marynarki.
- Coś tam jeszcze zostało.- podrapał się po karku i oparł o zimną ścianę.
- Zaiste.- mruknął do siebie czarnowłosy. Przeciął dłoń ostrzem spuszczając szkarłatną ciecz do misy. Ścisnął dłoń, aby krew spływała szybciej. Po paru minutach naczynie było wypełnione do linii. Wyjął białą szmatkę i przyłożył do rany. Wypowiedział cicho zaklęcie, a rozcięcie zniknęło.
- Więc co teraz?- zapytał młodszy mężczyzna stając za starszym i wyglądając mu za ramienia.
- Teraz to ty się odsuniesz ode mnie trochę.- odwrócił się do niego i przepchnął go na bok.- A teraz tylko odpowiednie zaklęcie i Widły będą nasze.
- Tylko nie pomyl zaklęcia jak ostatnio. Nie widzi mi się zostanie wysadzonym do góry.- poprawił dłonią włosy po czym włożył ręce do kieszeni płaszcza.
- Ciebie zawsze mogę wysadzić.- uśmiechnął się wrednie spoglądając na demona, który jedynie wywrócił oczami. Niebieskooki wygrzebał z kieszeni kartkę z odpowiednimi słowami formuły. Szybko przeleciał je oczami i po chwili zaczął wypowiadać na głos. Po chwili im oczom ukazała się pojawiająca czarna skrzynia. Martez pewnym krokiem podszedł do niej i otworzył ją. Ujrzeli ciemne niczym nos Widły Lucyfera. Książe piekła chwycił je do dłoni i przyjrzał się nim.
- Zepsute?- zaciekawił się młodszy demon przyglądając się przedmiotowi. Nie widział w nim nic magicznego.
- Oczywiście, że nie młocie. Widły są przeznaczone tylko dla Lucyfera, więc tylko on może je używać. U mnie nie będą działać tak jak u ciebie. Mniejsza. O jeden przedmiot mniej i o jeden bliżej do uwolnienia szatana.
~*~
Lotty Winchester
CZYTASZ
Nancy McKing ||Supernatural [PL] ✅
Fanfiction,,Dzięki temu, co czynimy, dowiadujemy się tylko, czem jesteśmy"~ Arthur Schopenhauer ~~~~ Mrok ogarnia mnie, a w tej ciemności widzę czerwony blask oczu. Strach związał moje struny głosowe, nie potrafię nic powiedzieć, krzyknąć ani się poruszyć. Ch...