Minął już miesiąc od ostatniego spotkania Nancy z Lucyferem. Dziewczyna odczuła w pewnym sensie ulgę, lecz nadal czuła niepokój. Wiedziała, że diabeł nie opuści od tak. To nie w jego stylu. Przez ten okres czasu zdążyła zbliżyć się do Micka. Nie spodziewała się, że mężczyzna może okazać się być wspaniałym bratem. Dowiedziała się o nim bardzo dużo, a on o niej także. Lecz tajemnica, że szatan ją nawiedza nadal pozostała. Bo kto by uwierzył, że sam Lucyfer nęka tak słabą osobę. Przecież to abstrakcja, a jednak prawda. Nie wszystko co wydaje się nam dziwne nie istnieje naprawdę. Całe nasze życie składa się z to mniej niezrozumiałych rzeczy, a to większych. Czy jest sens naszego istnienia? Niektórzy rzekną, że tak, ale znajdą się tacy, że nie. Do tych drugich zalicza się Nancy. Bo jaki jest sens naszej egzystencji na Ziemi? Ciągle rozczarowanie, upadki oraz nieszczęścia? Kto nie zaznał goryczy ni razu, ten nigdy nie zazna słodyczy w niebie- jak pisał Mickiewicz w Dziadach, jednak czy to ma sens? Niby dlaczego musimy cierpieć katusze za życia, aby potem pójść do nieba? Przecież to absurd. Być pobożnym, grzecznym i żyć w niewiedzy, czy może raczej naginać zasady, być ciekawskim oraz czasem pokazać swą demoniczną stronę? Nad tym ostatnim czasem rozmyślała McKing. Dlaczego nazywamy Lucyfera tym złym? Bo tak zostało nam przekazał? Ponieważ sprzeciwił się woli Ojca? Dlaczego niby miał się ukłonić Adamowi? Przecież został zrobiony z błota. Jak istota zrodzona ze światła może ukorzyć się człowiekowi? Bunt diabła jest zrozumiały, bo to jemy niegdyś Bóg poświęcał dużo uwagi, lecz z stworzeniem ludzi został zesłany na drugi tor. Utożsamianie go ze wszelkim złem jest śmieszne, bo jak niby miał być za to odpowiedzialny siedząc w klatce? Nie mógł. To człowiek jest za to odpowiedzialny. Sami nawzajem robimy sobie krzywdy, a zganiamy to na dusze nieczyste.
Od tygodnia Lucyfer ponownie nawiedza McKing. Jednak te odwiedziny nie są już takie jak przedtem. Dziewczyna prawie nie sypia, gdyż szatan zaszczyca ją swoim talentem muzycznym. Diabłem potrafi całymi dniami śpiewać blondynce nad uchem. Bez przerwy. Nancy nie może normalnie przez to funkcjonować, żyć. Ciągły krzyk doprowadza ją do bólów głowy, który czasem prowadził nawet to płaczu. Jednak nie chciała się poddać, chciała być silna. Zielonooka mogła liczyć na chwilę snu, lecz ponownie został on przerwany. Nancy przysnęła przy biurku z głową w szkicowniku. Lucyfer pojawił się obok niej i wprost do jej ucha krzyknął:
- Good Morning Vietnam!- dziewczyna od razu poderwała się z miejsca. Spojrzała na niego z przerażeniem w oczach. Szatan widząc reakcję blondynki zaśmiał się pod nosem. Wiedział, że niedługo się złamie. Tylko na to czekał.
- Przestań.- szepnęła zielonooka na granicy płaczu. Była zmęczona. Prawie nie sypiała, bo diabeł za każdym razem ją budził. Zawsze w inny sposób, lecz jego krzyki były najskuteczniejsze.
- Mówisz, abym zaśpiewał? Chętnie.- uśmiechnął się szeroko blondyn. Chwilę się zastanowił, czym by ją tutaj zaszczycić. Jednak po chwili zaczął śpiewać piosenkę Good Morning.-
Good mornin', good mornin'
We've talked the whole night through
Good mornin', good mornin' to you
Good mornin', good mornin'
It's great to stay up late
Good mornin', good mornin' to you- Poddaje się.- szepnęła McKing wycierając łzy z policzka. Nie potrafiła dłużej przeciwstawiać się mu. Jest stan psychiczny pogorszył się przez ten tydzień. Diabeł stał się do niewytrzymania i zawsze do tego uśmiechał się ironicznie.
- Przepraszam, co? Możesz głośniej?- oczywiste było, że słyszał, ale chciał to usłyszeć jeszcze raz. Oparł się ręką o biurko i spojrzał na blondynkę, która była roztrzęsiona.
- Poddaje się. Nie mogę dłużej. Uwolnię ciebie.- rzekła głośniej ze spuszczoną głową. Nie chciała patrzeć mu w oczy. Było to upokarzająca z jakiejś strony, ale do przewidzenia.
- Tak jak mówiłem. Spotkamy się, gdy mnie uwolnisz.- z uśmiechem na twarzy rozpłynął się w powietrzu zostawiając ją.
Nancy przetarła drżącą dłonią twarz, na której były krople łez. Poddała się. Wiedziała, że to musi nastąpić, ale ten fakt jednak boli. Zawsze boli. Przez całe życie się poddaje. Spojrzała na szkicownik, na którym był napisany list do brata, Castiala oraz Winchesterów. Była na to przygotowana i wiedziała, że nastąpi to dzisiaj. Podniosła się za pomocą biurka i dostrzegła księcia piekła, który o dziwo miał białą koszulę zaplamioną krwią, lecz na pewno nie jego. McKing spojrzała na niego i nic się nie odzywała.
- Wybacz za krew na koszuli. Praca wymaga poświęceń.- skrzywił się nieznacznie patrząc na swoje ubranie i pstryknął palcami, a koszula ponownie była śnieżnobiała.- O wiele lepiej. Jak moje źródło informacji mówi muszę ciebie zabrać.
- Gdzie? Dlaczego?- Nancy cofnęła się nieznacznie od demona. Nie rozumiała o co mu chodzi. A po ostatnim tygodniu większość rzeczy ją przerażało.
- Nie bój się. Nic nie zrobię tobie.- czarnowłosy wolnym krokiem podszedł do blondynki.- Musimy Lucyfera uwolnić, nieprawdaż?
- Prawda.- przytaknęła niepewnie McKing uważnie obserwując mężczyznę.
- Więc zamieszkasz w moim domu.- bez odpowiedzi dziewczyny przeniósł ich do swojego mieszkania. Zielonooka rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym znajdowali się i był to obszerny salon w bogatym stylu oraz ciemnych barwach. Na fotelu siedział Mark, lecz nie zwrócił na nich uwagi, gdyż miał słuchawki na uszach oraz korzystał z laptopa. Nieopodal niego stał drewniany stolik kawowy i skórzana kanapa, a na jednej ze ścian wisiała duża plazma. W drugim końcu pokoju stał czarny fortepian, który połyskiwał nowością.- Na niego nie zwracaj uwagi. Zwykły debil.
- Słyszałem to cioto.- mruknął pod nosem młodszy demon nawet nie odwracając się do nich.
- Ee młody nie zapominasz się, hmm? Kultura nadal obowiązuje.- rzekł Martez kręcąc głową na zachowanie czarnowłosego. Młody mężczyzna jedynie prychnął w odpowiedzi, lecz nic nie odpowiedział. Książe piekła spojrzał na dziewczynę.- Chodź za mną.
Zielonooka nic nie odpowiadając niepewnie ruszyła za demonem. Rozglądała się po całym mieszkaniu jakby szukała drogi ucieczki. Nie chciała tam teraz być pomimo, iż nic się jej nie działo. Czuła niepokój, gdy obok stał Martez. On był tego źródłem. Jemu akurat to się uśmiechało, gdyż nie musiał używać zbytnio ostatecznych środków. Wystarczy strach. Po paru minutach weszli do pokoju, którym okazała się dość niemała sypialnia w szarych barwach. Po środku stało duże, drewniane łóżko z czarną pościelą, a obok dwie szafki nocne. Naprzeciwko stała obszerna szafa z lustrem, a pod oknem stało biurko z fotelem biurowym. W pomieszczeniu były również drugie drzwi prowadzące do łazienki. Nancy niepewnie przekroczyła próg sypialni rozglądając się.
- Masz tutaj wszystko co trzeba. Za godzinę przyjdę i przyniosę ci coś do jedzenia. Ale powiem, że od naszego ostatniego spotkania wyglądasz lepiej.- uśmiechnął się znacząco, lecz widząc minę blondynki zaśmiał się.- Spokojnie, nic ci nie zrobię. Nie jesteś w moim typie. Wolę brunetki.
- Dlaczego tutaj jestem?- zapytała nieśmiało kierując się w stronę łóżka, na którym usiadła. Przejechała dłonią po pościeli czując jej miękkość.
- Szukasz Księgi Ciemności, prawda? A posiadam informacje gdzie się znajduje. A po za tym przyda powiedzieć tobie o twoich mocach, nieprawdaż?- demon oparł się o plecami o biurko i założył ręce na wysokości klatki piersiowej.
- Moce?- spojrzała na niego zdziwiona. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem widząc, że zaciekawił ją.
- Za godzinę tobie opowiem.- ruszył w kierunku drzwi poprawiając przy okazji marynarkę jak miał w zwyczaju.
- Czemu nie zostawią mnie w spokoju? Chcę odpocząć, to wszystko, odpocząć i trochę się przespać, a może trochę umrzeć.- spuściła głowę i zakryła dłońmi twarz. Chciała przerwy.
- Cytat z Gry o Tron.- zatrzymał się w prog czarnowłosy odwracając głowę w stronę dziewczyny.-Człowiek może być dzielny tylko wtedy, kiedy się boi.
~*~
Lotty Winchester
CZYTASZ
Nancy McKing ||Supernatural [PL] ✅
Fanfiction,,Dzięki temu, co czynimy, dowiadujemy się tylko, czem jesteśmy"~ Arthur Schopenhauer ~~~~ Mrok ogarnia mnie, a w tej ciemności widzę czerwony blask oczu. Strach związał moje struny głosowe, nie potrafię nic powiedzieć, krzyknąć ani się poruszyć. Ch...