Rozdział 24

253 21 0
                                    

Za dwie godziny wybije północ. Ciemność już na zewnątrz zapanowała. Płatki śniegu opadały na ośnieżoną ziemię. McKing stała przy dużym oknie w salonie. Zielonooka z założonymi rękoma wpatrywała się w widok za oknem. Czuła zdenerwowanie oczekując na Marteza. To dzisiaj Lucyfer zostanie uwolniony. Będzie wreszcie wolny. Na zawsze. Dziewczynę zjadał ogromny stres. Nie wiedziała co zrobi diabeł, gdy stanie naprzeciwko niej. Ta myśl najbardziej napawała ją strachem. Wielka niewiadoma. Nawet zapewnienia księcie piekła nie pomagały.

- Już czas.- demon pojawił się za blondwłosą. Był zdeterminowany, aby jego dobry przyjaciel był wolny. Obiecał mu to.

- Rozumiem.- odparła odwracając się w jego stronę. Teraz nie było odwrotu. Za późno. 

Czarnowłosy bez słowa przeniósł ich do piekła. Ten obszar nie był odwiedzany przez żadnego demona. Łatwo się tutaj zgubić oraz są miejsca, gdzie pałętają się piekielne ogary, których nie sposób okiełznać. Martez jednak dobrze znał te miejsce, tak samo jak Lucyfer. Dziewczyna poczuła otaczający ją chłód. Rozejrzała się nerwowo po pomieszczeniu, w którym się znaleźli. Panował tutaj mrok oświetlany jedynie pochodniami wiszącymi na ścianach. To one podkręcały klimat, który i tak był już mroczny. Dała się wyczuć w powietrzu śmierć. Było duszniej niż się spodziewała. Atmosfera była ciężka. Można było dostrzec kamienny stół, na którym znajdowały się odpowiednie składniki do zaklęcie oraz księga Libro delle tenebre. Demon poprawił czarną marynarkę i spojrzał na dziewczynę. Wyczuł jej strach co spowodowało, że uśmiechnął się pod nosem. Nancy podeszła do stołu i otworzyła księgę na odpowiedniej stronie. Spojrzała na widniejący w niej okrąg z symbolami. Musiała to samo narysować na ziemi. Własną krwią.

- Musisz to narysować.- odezwał się książe piekła stając obok niej. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki czarne ostrze, po czym położył je na blat.

- Własną krwią.- dodała zielonooka biorąc broń do dłoni. Nie bardzo chciała ranić się, lecz wiedziała, że nie ma wyboru.

- Tak. To prawda.- przytaknął uważnie obserwując jej zachowanie. Widział, że się wahała, ale miał pewność, że się nie rozmyśli.

Podsunął w jej stronę czarne naczynie. McKing spojrzała na nie, a potem na ostrze. Wzięła głębszy oddech i chwyciła broń w dłoń. Zamknęła oczy i powoli zrobiła nacięcie ręki. Syknęła czując ból, nie była przyzwyczajona do ranienia się. Otworzyła oczy, aby zobaczyć jak szkarłatna ciecz spływa do naczynia. Dopiero teraz zorientowała się, że jej oddech jest przyspieszony. Jednak nic nie zrobiła z tego. Podniosła wzrok na demona, który stał w ciszy przypatrując się. Dziewczyna ponownie skupiła się na płynącej krwi z rany. Z każdą chwilą miska napełniała się większą ilością cieczy. Gdy była już połowa naczynia zapełniona poczuła dłoń Marteza na swoim ramieniu. Mężczyzna odciągnął ją i bez słowa przyłożył do zranionego miejsca białą szmatkę, który w szybkim czasie stawała się czerwona. Dziewczyna zrobiła sobie prowizoryczny bandaż i przetarła zdrową dłonią twarz. Bez słowa chwyciła naczynie, z którym zrobiła parę kroków w przód. Ukucnęła po czym zamoczyła dwa palce w krwi, która była jeszcze ciepła. Wzdrygnęła na to. Wzięła głębszy wdech i zaczęła rysować odpowiednie kształty. Widok szkarłatnej cieczy nie pomagał. A jedynie przez to czuła się słabiej. Jednak takie ujęcia to nie dla niej. Czuła na sobie wzrok demona, lecz nic się nie odezwała. Po paru minutach podniosła się i dumna z siebie spojrzała na symbole. Były takie same jak w księdze. 

- Bardzo dobrze. Wyglądają identycznie jak w księdze.- usłyszała pochwałę ze strony księcia piekła.- Ale musisz zrobić coś jeszcze.

- Co takiego?- spytała zaciekawiona podchodząc bliżej demona. Dopiero teraz dostrzegła, że za nim leży jakiś związany mężczyzna. Zmarszczyła brwi.

- Musisz go zabić.- rzekł przesuwając się na bok, aby zrobić jej lepszy widok. 

- Słucham?

- Masz go zabić.- ponownie powiedział, lecz jego ton stał się ostrzejszy. Nie był jak przedtem miły i sympatyczny. Dziewczyna słysząc to wzdrygnęła. Teraz zdała sobie sprawę, że nie tylko Lucyfer jest stanowczy, ale również Martez.

- A...ale dlaczego?- niepewnie spytała unikając jego wzroku. W tym momencie bała się go bardziej niż Lucyfera. Może i nie zrobił niczego godnego postrachu, lecz ton głosu i sposób w jaki na ją patrzy mówi sam za siebie.

- Ponieważ potrzeba nam krwi do zaklęcia, nieprawdaż? A teraz bez dyskusji. Masz go zabić.- popchnął blondwłosą w kierunku ofiary. Nie miał czasu ani ochoty wysłuchiwać jej lamentu.

Nancy chwyciła ostrze w dłoń i niepewnym krokiem podeszła do człowieka. Na trzęsących nogach ukucnęła przed nim. Biła się z myślami. Nie chciała tego robić, ale z drugiej strony Martez był przerażający w tym momencie. Czuła jak jego wzrok przewierca ją na wylot. Z trudem przełknęła ślinę i skierowała ostrze do szyi mężczyzny. Spojrzała w jego oczy, w których można było dostrzec błaganie oraz strach. Pewnie jakby nie to, że miał knebel, błagał by. Jednak nie mógł tego zrobić. Zielonooka trwała w bezruchu nie mogąc zrobić tego cholernego nacięcia.

- Ja nie mogę.- wydusiła z siebie siadając na podłodze. Ostrze upadło z głuchym hukiem na ziemię. Przetarła dłonią twarz czując krople potu na niej.

- Mam gdzieś czy nie możesz. Bierzesz te ostrze i go zabijasz! Przestań bić się z głupim sumieniem. To ty teraz decydujesz o życiu i śmierci. Koniec mazgajenia.- głos demona był jeszcze ostrzejszy, ale teraz także głośniejszy.

Nancy w tym momencie odczuwała ogromny strach. Niepewnie spojrzała na niego i od razu pożałowała. Demon był na maksa wkurzony. To nie był ten sam miły mężczyzna, którego spotkała pierwszy raz. Teraz pokazał swoją prawdziwą naturę. McKing przełknęła ślinę i chwyciła ostrze. Zamknęła oczy i szybkim ruchem przecięła gardło mężczyzny. Można było usłyszeć dławienie się ofiary co spowodowało łzy u dziewczyny. Niepewnie spojrzała na umierającego i widząc tą scenę zakryła usta dłonią. Jednak podsunięte naczynie przez księcia piekła zmusiły ją do zdjęcia ręki. Trzęsącą dłonią chwyciła miskę i przystawiła mężczyźnie do gardła. Odwróciła wzrok, aby tylko nie patrzeć na trupa. Źle się czuła z tym, że go zabiła, ale jednak z jednej strony czuła jakąś radość. Jednak nie wiedziała dlaczego. Przecież zrobiła coś złego i to bardzo. Z trudem opanowała oddech, który był mocno przyspieszony. Gdy naczynie było napełnione podniosła się czując, że jej nogi są jak z waty. Z trudem dotarła do stołu. Oparła się rękoma o blat i spojrzała na Marteza, który się uśmiechał. Nancy jednak tego nie skomentowała. Spojrzała na księgę i wzięła głębszy oddech. Nie czekając na komentarz czarnowłosego zaczęła wymawiać zaklęcie oraz dorzucać odpowiednie składniki. Słowa były dziwne, lecz idealnie je wymawiała. Nie był to znany księciu piekła język, lecz nie przejął się w tym. Wiedział, że nie oszuka go. Cały rytuał był wyczerpujący, a dziewczyna z każdym zdaniem traciła coraz więcej siły. Kończąc można było poczuć jak ziemia się trzęsie. McKing wypowiadając ostatnie zdanie upadła na ziemię. Poczuła ogromny chłód i spojrzała przed siebie. 

- Król wrócił.- rozległ się głos Lucyfera. Nie był to rozbawiony ton, lecz pewny siebie. 

~*~
Lotty Winchester

Nancy McKing ||Supernatural [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz