Rozdział 5

528 33 2
                                    

Zmrok zapadł już dobrą godzinę temu. Cichy stukot butów odbijał się echem po pustej ulicy. Brak jakichkolwiek innych istot, tylko Nancy. Kobieta musiała sobie to wszystko przemyśleć w zacisznym miejscu jakim jest miejska biblioteka. Bycie otoczonym zakurzonymi książkami może i nie wpływa dobrze na płuca, lecz myślenie tak. Mało kto odwiedza takie miejsca, bo przecież jest internet. Blondynka nie rozumiała dlaczego wilkołaki istnieją, przecież to nonsens. Jednak federalni wydawali się być pewni swych słów. Życie, które nas otacza nie do końca jest zrozumiałe. 

McKing poprawiła czarną torebkę, w której znajdowały się przeróżne przybory do rysowania, od zwykłych ołówków kończąc na rysowniku, w który znajdowały się najróżniejsze rysunki. Kobieta rysuje, lecz wszystko zawdzięcza latom nauki, a nie zwykłemu talentowi. Niegdyś nie umiała narysować zwykłego domu, a teraz potrafi rysować realistycznie. To dzięki ciężkiej pracy zyskała taki stopień. Rysowanie to nie jest prosta rzecz jak myśli dużo osób to jest proces, który wymaga czasu. Nad jedynym dziełem można spędzić parę godzin, aby dopracowywać detale. Aby było idealne. 

Nancy poczuła, że nie jest sama na pustej drodze. Wyczuła obecność nieznajomego. Odwróciła się i dostrzegła mężczyznę ubranego w czarny garnitur. Blondynka przełknęła ślinę. Miała złe przeczucie. Obcy zrobił krok w jej stronę, a ona automatycznie dwa do tyłu. Próbowała zachować kamienną twarz co w tym przypadku było trudne.

- Czego chcesz?- spytała zbierając w sobie wszelką odwagę, której w tym momencie nie posiadało. Jej głos nie brzmiał jak chciała. Był słaby i łamliwy jak ona sama.

- Król ciebie chce. Pójdziesz po dobroci albo zaciągnę ciebie siłą.- rzekł zbliżając się do kobiety. McKing wiedziała jedno. Musi uciekać. 

Blondynka odwróciła się na pięcie i rzuciła się w ucieczkę. Nie myślała za wiele. Liczyło się tylko uciec. Tym razem nie czas na poddanie się jak miała to w zwyczaju. Poczuła nagły przypływ energii. Adrenalina. To przez nią biegła najszybciej jak mogła. Nie odczuwała na początku zmęczenia, lecz po przebiegnięciu paru set metrów odczuła pieczenie w okolicy gardła. Nie była przyzwyczajona do ucieczki. Odwróciła lekko głowę, aby zobaczyć, czy nadal nieznajomy ją goni. Nadal. Usłyszała nagły pisk opon samochodu. Czarne auto zatrzymało się parę centymetrów od niej. Kobieta ujrzała federalnych, którzy byli w sprawie morderstwa. Mężczyźni wyszli od razu z pojazdu. Blondynka ujrzała tego nieznajomego, który stał parę metrów dalej. 

- Nancy, wszystko dobrze?- spytał z troską agent Moon, który podszedł do kobiety. McKing nie mogła nic powiedzieć. Jednym z powodów była trudność złapania oddechu.

- Winchester'owie.- warknął mężczyzna ukazując swoje prawdziwe oblicze. Jego oczy stały się czarne jak kawałki węglu. 

- Sam, demon.- oznajmił niższy mężczyzna. Doskonale wiedział jaka jest to istota. Mało myśląc zastrzelił go z pistoletu. Huk rozniósł się po okolicy, w której było cicho. Blond włosa kobieta spojrzała z przerażeniem na dwójkę mężczyzn. On właśnie zastrzelił to coś. Sam zauważył, że Nancy boi się ich. 

- Spokojnie. Nic tobie nie zrobimy.- uniósł w ręce do góry. Doskonale wiedział jak radzić sobie w takich sytuacjach.- Ja jestem Sam Winchester, a to mój brat Dean. Nie jesteśmy z FBI.

- Co? Ale jak? Kim wy jesteście?- spytała kobieta ze strachem w oczach. Nie rozumiała co się tutaj właśnie stało. Przecież rano jeszcze byli agentami.

- Jesteśmy łowcami. Polujemy na potwory, które kryją się pod łóżkiem, czy w szafie.- odparł Dean z głupim uśmiechem. Zawsze potrafił żartować, gdy sytuacja tego nie wymaga. Sam spojrzał na brata z politowaniem.

- Dean chciał powiedzieć, że zabijamy między innymi duchy, demony, wampiry, czy wilkołaki. To nasza praca.- sprostował młodszy Winchester, ponieważ widział wielkie zdziwienie w oczach kobiety. 

- Dlaczego gonił ciebie czarnooki dupek?- spytał bez ogródek starszy z braci. Nie chciał się zabawiać w ciuciu babkę wolał to załatwić szybko. 

- Nie wiem. Powiedział tylko, że jakiś król chce mnie. O co tutaj chodzi?- odpowiedziała szczerze kobieta, nie wiedziała co się dzieje. Wszystko wydawało się być dziwne i nierealne. 

- Crowley.- rzekł Sam wiedząc już co się święci. Ponownie szykuje się coś złego. 

- Czego ten dupek może chcieć od niej?- zapytał wkurzony Dean. Mężczyzna był zmęczony i jedynie o czym marzy to walnąć się na łóżko. 

- Nie wiem, Dean. Ale nie możemy ją zostawić. Musi pojechać z nami do bunkru.- postawił jasno do zrozumienia Sam. Wiedział, że Crowley nie może dostać w łapska tej kobiety. Jeżeli on coś od niej chce, to nie może być to zwykła sprawa.

- Aż dziwne, że to powiem. Zgadzam się z tobą. Dobra, wskakuj do auta i pokaż gdzie mieszkasz. Zabierzesz potrzebne rzeczy i wynosimy się stąd.- rzekł starszy Winchester i zaczął zmierzać w stronę swojej dziecinki. Nie chciało mu się kłócić z bratem, bo wiedział, że to nic nie da. 

- Ale co się dzieje?- spytała skołowana McKing. Nie rozumiała dlaczego ma jechać z nieznajomymi oraz co jej grozi. Ten dzień był jednym z najbardziej dziwacznych w życiu Nancy.

- W skrócie: Crowley to król piekła, który nie należy to zbyt milutkich osób. Będzie ciebie torturować jeżeli nie powiesz tego co chce wiedzieć. Nie wiemy czego od ciebie chce, ale się dowiemy. A teraz wsiadaj do auta, bo jestem zmęczony i nie chce mi się dyskutować z tobą. Jedziesz, czy ci się podoba, czy nie.

~*~

Bracia Winchester wraz z Nancy przekroczyli próg mieszkania kobiety, które wyglądało jakby nikt tutaj nie mieszkał. Wszystko stało na swoim miejscu. Zero wyciągniętych talerzy, czy kubków. Wszystko było pochowane. Jedynie przybory do rysowania były porozrzucane na stole, na którym znajdował się także tablet graficzny, na który blondynka oszczędzała długo. McKing poszła szybko spakować swoje ubrania, których i tak nie miała dużo. Dean z nadzieją zajrzał do lodówki, w której ujrzał pustkę. Tam prawie nic nie było. Mężczyzna zdziwił się jeszcze bardziej. Kobieta była chuda, ale myślał, że jest to powód choroby. Spojrzał na brata, który oglądał rysunki, które leżały na stole. Były piękne, lecz o smutnej tematyce. Wszędzie widniała śmierć. Wszędzie. Oboje już wiedzieli z kim mają do czynienia. 

- Z nią jest coś nie tak.- zagaił starszy Winchester do brata, aby zwrócić jego uwagę. 

- Dean, nie znamy jej i nie wiemy co się wydarzyło w przeszłości.- rzekł młodszy z braci odkładając rysunki na miejsce.

- Dużo się wydarzyło. Dużo złego.- oznajmiła kobieta pojawiając się w pomieszczeniu z torbą z ubraniami. Nie wydawała się być zła. Doskonale wiedziała, że mężczyźni się domyślą.- Nie chcę o tym rozmawiać.

- Rozumiem, przykro nam.- uśmiechnął się smutno Sam. Mężczyzna zawsze był bardziej uczuciowy niż brat.- Daj wezmę twoją torbę.

- Nie znam was, więc trudna mi zaufać wam. Jednak rozumiem, że uznajecie mnie za osobę z depresją. Jednak wolę to nazywać bólem istnienia. Rozumiecie, życie, sens i te sprawy.- mruknęła kobieta pakując swoje rysunki oraz kredki do swojej torebki. Na końcu włożyła jeszcze tableta. Szybkim krokiem chwyciła za czarny koc, który chwyciła w dłonie.- To wszystko.

- Dobra, daj telefon.- rzekł Dean odbijając się od ściany. Musieli zniszczyć urządzenie, żeby Crowley nie dowiedział się, że mają dziewczynę. Nancy niepewnie podała swoją własność mężczyźnie, który rzucił telefon o ścianę co spowodowało rozwalenie jego.- Teraz jest okey. Jedziemy, bo zaraz tutaj zakwitnę. 

~*~

Nie ma odwagi i nie ma lęku. Jest tylko świadomość i nieświadomość. Świadomość to lęk, nieświadomość to odwaga.

~*~

Lotty Winchester

Nancy McKing ||Supernatural [PL] ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz