18

942 57 3
                                    

Zayn

Dwa dni temu wróciliśmy z Włoch. Mia była szczęśliwa, że poznała wujka Mike'a i jego mamę. Nie chciała wracać do domu, ja tym bardziej. Jednak, gdy przekroczyliśmy próg, okazało się, że Rose nie ma. Wyprowadziła się. Najzwyczajniej w świecie się wyprowadziła. Próbowałem się do niej dodzwonić, jednak na nic. Skontaktowałem się więc z jej matką, która dała mi do zrozumienia, że moja żona, znalazła sobie kogoś innego. "Kogoś, kto na nią zasługuje" Nie powiem, żebym cierpiał z tego powodu. Przecież nie będę jej tutaj trzymał na siłę. Żal mi tylko Mii. Nie była wielce związana z matką, lecz mimo wszystko... Mama to mama.

Po godzinnej gonitwie z Mią, zszedłem na dół, by posprzątać. Mała zasnęła, więc muszę to jak najlepiej wykorzystać. Wrzuciłem zabawki do pudła i wtedy usłyszałem szczęk przekręcanego zamka. Czyżby moja kochana żona wróciła? Po resztę rzeczy, czy przeprosić? Wszedłem do korytarza w sam raz, by ujrzeć jej twarz. Piękną twarz, muszę przyznać.

- Powrót marnotrawnej żony? - zapytałem z lekkim uśmieszkiem.

- Przyjechałam po rzeczy. - Wyminęła mnie i ruszyła na górę. Więc tak to ma wyglądać? Zostawia nas bez słowa wyjaśnienia? Pobiegłem za nią.

- Jakieś wyjaśnienie?

- Znalazłam kogoś innego, Zayn. Zakochałam się - rzekła, nie przerywając pakowania.

- Co z Mią?

- Zostaje z tobą - wzruszyła ramionami.

- Po tym wszys...

- Zamknij się - warknęła, zatrzaskując walizkę. - Przecież między nami nigdy nie było szczerej miłości. Tolerowałeś mnie, bo jestem matką Amelii. To było przyzwyczajenie, rozumiesz? Beznadziejny układ, zaaranżowany tylko po to, by zapewnić naszej córce namiastkę rodziny. Koniec z tym, Zayn. Życzę ci wszystkiego dobrego. Ułóż sobie życie. Oczywiście z Amelią, bo ja... przepraszam, ale... Patrząc w jej oczy, widzę twoje oczy, a... Nie chcę ich widzieć. Straciliśmy na siebie wystarczająco dużo czasu. Będę ją odwiedzać co jakiś czas... Niedługo dostaniesz papiery rozwodowe. - Układ. Z całego monologu Rose, w mojej pamięci zostało tylko to słowo. Już kiedyś je słyszałem, i to w bardzo podobnym kontekście. Ba! Sam go używałem. Widać, układy zawsze kończą się beznadziejnie. Nie jestem specjalnie zmartwiony odejściem Rosalie. Ostatnio naprawdę doprowadzała mnie do szału. Przyzwyczajenie. Trafnego słowa użyła. Widać, ja i Amelia, będziemy musieli poradzić sobie sami...


Louise


Dwa dni temu wróciliśmy. Od dwóch dni siedzę sama w domu, nie wiedząc, co robić. Mike wyprowadził się do matki, razem z chłopcami. Nie chce pozwolić mi zobaczyć się z nimi. Bezprawnie mnie od nich odseparował, a ja nie wiem nawet dlaczego.

- Mike! - krzyknęłam, waląc w drzwi. - Michael, wrócę tu z policją! Wiesz, że ze mną nie wygrasz!! Mike!!! - W jednym z okien pojawiła się zapłakana buźka Sammy'ego. - Samuel.. - zawołałam, a w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. - Synku...

- Czego chcesz?! - Drzwi gwałtownie się otworzyły. Michael wyszedł przed dom.

- Co ty odwalasz?! - krzyknęłam, łapiąc go za koszulę. - Czemu się wyprowadziliście, czemu... Mike, co ty robisz?!

- Po pierwsze, nie dotykaj mnie - Odsunął się ode mnie ze wstrętem. - Już o wszystkim wiem...

- O czym wiesz?!

- Nie udawaj głupiej, Lou... Wynająłem detektywa, rozumiesz? Wiem, że Zayn jest twoim bratem. że byliście kiedyś razem... To obrzydliwe - cofnął się.

- Ty nic nie rozumiesz - westchnęłam. - To nie jest prawda. Ja i Zayn... my nie... Posłuchaj. Jego ojciec nie jest jego ojcem... To... - poczułam, że sama gubie się we własnych myślach. - Matka Zayna zdradziła Andrew. Zayn nie zna swojego ojca. Malik jest tylko moim..

- Słyszysz siebie?! - roześmiał się. - To jakaś popieprzona telenowela! Z resztą... Nawet, gdyby to była prawda, nieważne... Nie chce już z tobą być. Mam ciebie po prostu po dziurki w nosie, Louise. - Szybko wśliznął się z powrotem do domu. - Acha, i dzieci zostają ze mną. Nie odbierzesz mi ich... - zatrzasnął drzwi. Oparłam się o nie, ciężko oddychając. Co tu się właśnie wydarzyło?! Michael... On.. On nie może mi zabrać chłopców! Przecież... Nie ma żadnych podstaw... On nie może...

Dzień później

Po ostrej wymianie zdań stwierdziłam, że Mike po prostu wypowiedział mi wojnę.

Przegra.

Nie odbierze mi Samuela i Anthony'ego. Co to, to nie. Odnalazłam w internecie numer człowieka, który mógł mi pomóc. Wydaje się, że jako jedyny. Nigdy nie znałam lepszego prawnika niż on. Jest mi coś winien, a teraz nie chodzi tylko o moje szczęście. Chodzi o moich synków. Wybrałam numer.

- Kancelaria prawna Andrew Malika, w czym mogę pomóc? - Przełknęłam ślinę.

- Cześć Charlotte, możesz dać mi szefa?

- Louise, to ty... Mój Bo...

- Charlotte, proszę. To pilne. Opowiem ci wszystko innym razem.

- Dobrze, już łączę. - Po chwili usłyszałam znienawidzony przez siebie głos.

- Słucham?

- Cześć, tato.


~***~

Bardzo Was przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale miałam trochę problemów i nauki więc.. sami rozumiecie. Obiecuje, że kolejny wstawię jak najszybciej, może nawet dziś, jeśli uda mi się go napisać.

Lawyer - Second Chance || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz