4

1.3K 65 3
                                    

- Samuel, zostaw to! - warknęłam na syna, który po raz kolejny zaczął paradować w krawacie ojca. Oczywiści Mike musiał zostawić go w zasięgu chłopców. Nie dość, że podstępem zmusił mnie, bym poszła z nim na to cholerne spotkanie, to na dodatek opiekunka się rozchorowała i musimy podrzucić chłopców do matki Michael'a. - Mike! - krzyknęłam, orientując się, która godzina. Mężczyzna zbiegł po schodach, trzymając Tony'ego na rękach. O dziwo mały był już ubrany, wręcz gotowy do wyjścia, czego nie mogłam powiedzieć o moim malarzu.

- Sammy, oddawaj to tatusiowi - zwrócił się do bruneta, który z uśmiechem plątał krawat.

- Nie! - zawołał chłopczyk.

- Sammy...

- Michael, nie mamy czasu! - podeszłam do Sama i zdjęłam mu krawat z szyi, po czym rzuciłam w stronę Michaela. - Chłopcy do samochodu... - zarządziłam, zabierając z kanapy plecaki chłopców. - Mike, widzę cię za trzy minuty w aucie, inaczej sam spotkasz się ze swoim biznesmenem.

###

- Cześć mamo - uśmiechnęłam się do teściowej, lekko popychając chłopców w jej stronę. Anthony natychmiast przytulił babcię, a Sam stał, jak ta sierotka przy drzwiach, tuląc swojego misia. - Sammy... - kucnęłam, usiłując złapać spojrzenie synka. - Będziemy za kilka godzin. Bądź grzeczny i opiekuj się Tony'm - poprosiłam, po czym ucałowałam chłopca w czoło. Kiwnął głową i wszedł do mieszkania razem z bratem.

- Louise... - zaczęła starsza kobieta.

- Wiem, wiem... - przerwałam jej. - Nie tak się umawialiśmy, ostatnio chłopcy spędzają u ciebie dużo czasu, ale to nagły wypadek. Opiekunka się rozchorowała i...

- Nie o to chodzi. Kocham chłopców, dobrze o tym wiecie. Jednak gdyby Mike znalazł inną, normalną pracę...

- Przepraszam, ale nie mam na to czasu. Do zobaczenia... - podążyłam w stronę samochodu, zastanawiając się, po co ta kobieta mnie to mówi. Próbowałam już wiele razy zmusić mojego męża do zmiany pracy. Jak widać, bezskutecznie. W końcu jednak zrozumiałam, że Mike kocha malować, tworzyć.. Dlaczego mam pozbawić go pasji? Możliwości rozwoju? Nie mogę mu tego robić. Przecież go kocham...

Zayn

Dotarłem na miejsce spotkania pół godziny przed czasem. Rozsiadłem się wygodnie na fotelu i wyjąłem teczkę, którą przygotowała dla mnie Caroline. Było tam dosłownie wszystko. Zdjęcie malarza, data urodzenia, ukończone szkoły, zdjęcia obrazów, galerie, w których wystawiano jego prace, opinie biznesmenów, którzy korzystali z jego usług. Po prostu bajka! Gdy tylko wrócę do domu, będę musiał wysłać Caroline jakieś kwiaty, albo pomyślę nad premią. Ta kobieta to czyste złoto.

Rozejrzałem się po restauracji, jednak nic nie wskazywało na to, że mój gość się zbliża. Wyjąłem pierwszą z góry opinię i po prostu zacząłem ją czytać.

" Michael Campbell na pierwszy rzut oka wydawał się mało sumiennym pracownikiem. Na pierwsze spotkanie spóźnił się ponad godzinę, jednak wytłumaczył to żoną, która dopiero co urodziła bliźniaki. Korzystając z okazji, zaznaczyłem, iż jestem poważnym przedsiębiorcą i nie życzę sobie mieszania spraw prywatnych z zawodowymi. Pan Michael jeszcze raz przeprosił i zapewnił, że był to jednorazowy incydent. Przeszliśmy więc do interesów. Moja galeria jako pierwsza zainteresowała się pracami Campbella. Nie ukrywam, iż promowanie młodego, nieznanego artysty było ryzykownym posunięciem, jednakże prace malarza zrobiły na mnie nie małe wrażenie." W tym miejscu właściciel galerii rozpisał się na temat stylu owego Michaela, jego poczucia artysty, wrażliwości, co oczywiście ominąłem, gdyż po prostu nie znam się na tym. Potrzebuje jedynie obrazów, które ozdobią ściany mojego hotelu. " Pan Campbell zapewnił, iż jest w stanie..." Przerwałem, gdy poczułem wibracje w kieszeni. Szybko wyjąłem telefon. Szczerze mówiąc, to spodziewałem się, że dzwoni Campbell z informacją o swoim spóźnieniu. Niespodzianką było imię mojego przyjaciela na wyświetlaczu.

- Louis?

- Siemka, panie biznesmenie.

- Ale zabawne... - mruknąłem, chowając opinię do teczki.

- Wiem, wiem... Słuchaj, mam sprawę.

- Nie, Louis... Nie pożyczę ci pieniędzy, nie wyciągnę nikogo z pierdla, jedyne co mogę dla ciebie zrobić to umówić z dobrym adwokatem..

- Ale nie o to chodzi. Muszę wysłać Adama do szkoły i tak się zastanawiam... Czy gdzieś blisko ciebie jest dobra szkoła z internatem...

- Szkoła z internatem?! - warknąłem, uświadamiając sobie, co Louis chce mi przekazać. Kiedy cztery lata temu umarła Eleanor, Louis załamał sie. Mówiliśmy mu, że musi być silny dla synka. Niby się podniósł, ale często pije, pakuje się w kłopoty. Liczy, że ci dwaj agenci zawsze wyciągną go z bagna. Myli się. - Chcesz wysłać sześciolatka do szko... Powiedz, że żartujesz.

- No nie... Tutaj nie ma szkoły dla niego, pomyślałem że może wrócę do Anglii i wtedy...

- Jeśli wrócisz do Anglii, skażą cię...

- Wez chociaż Adama pod opiekę. On nie może tu zostać - poprosił. Przyznam szczerze, zaniepokoiłem się. Pewnie Lou znów co narozrabiał. Odruchowo zerknąłem na zegarek. Zostało pięć minut.

- Lou, mam teraz ważne spotkanie. Zadzwonie do ciebie, jak skończę. Może tak być?

- Wkurza mnie to twoje biznesmenowanie, wiesz?

- Louis.. - jęknąłem, rozglądając sie po restauracji. Dostrzegłem pewną parę stojącą tyłem do mnie. Mężczyzna miał jasne włosy, zupełnie jak ten na zdjęciu. Kobieta natomiast była brunetką, ubraną w piękną, granatową sukienkę. Czyżby to Campbell ze swoją żoną, która kilka lat temu urodziła bliźniaki? Wstałem i zapiąłem marynarkę. Ruszyłem w kierunku moich gości. - Kończę, Louis. Cześć. - Schowałem telefon do kieszeni.

- Oh, tam jest! - ochroniarz wskazał na mnie. Blondyn odwrócił sie pierwszy i uradowany podszedł.

- Witam, jestem Michael Campbell - uśmiechnął sie szeroko. Odwzajemniłem uśmiech, ściskając jego dłoń.

- Zayn Malik.

- A to moja żona... - uniosłem wzrok w sam raz, by spotkać oszołomione czekoladowe tęczówki, które już tak dawno znalazły specjalne miejsce w moim sercu. - Louise Campbell..

Lawyer - Second Chance || Z.M.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz