5. Goście, goście

2.8K 197 218
                                    


 Lily 

     Dziwnie było znów śnić. Dziwnie było wędrować w tym drugim świecie, skoro przez siedemnaście lat nie istniało nic, poza nieprzeniknioną ciemnością. W przeciągu tej jednej nocy prześledziłam całe swoje życie ponownie, jakby śmierć próbowała ze mnie zakpić, jakby nie wiedziała, że przecież nie ma dnia z przeszłości, którego bym nie pamiętała pomimo tego, co się wydarzyło. A pamiętałam. Prześlizgując się przez sny, pamiętałam dzień, w którym poznałam Severusa i gdy dowiedziałam się, że magia naprawdę istnieje, dzień, w którym rozmawialiśmy o Hogwarcie, dzień, w którym pokłóciłam się z siostrą, dzień, w którym stanęłam w progu tego niezwykłego zamczyska, dzień, w którym poznałam Jamesa – chłopca, którego przecież tak nienawidziłam, a który stał się całym moim światem. Pamiętałam wszystkie te lata nauki, wszystkie przygody, jakie przeżyłam z przyjaciółmi, wszystkie próby Jamesa mające na celu zaproszenie mnie na randkę, potem jego oświadczyny. Czułam swoją niewyobrażalną radość, gdy chwycił mnie w ramiona i zaczął śmiać się jak wariat. Widziałam moment, w którym oboje wraz z pozostałymi Huncwotami dołączyliśmy do Zakonu Feniksa, widziałam siebie w objęciach Jamesa, widziałam jego orzechowe oczy wpatrujące się we mnie z miłością, widziałam, jak mój brzuch rośnie i rośnie, a pod sercem zaczyna kiełkować maleńka istotka. Mój syn. Chłopiec, który ocalił świat. Gdzieś w głębi świadomości pośpiesznie mignęły mi ostatnie sceny – narodziny Harry'ego, rok, który spędziliśmy razem w Dolinie Godryka, a także ten ostatni dzień. Ten, który pamiętałam najlepiej. Wrzaski. Kroki. Płacz. Błysk zielonego światła. Koniec.

     Przebudziłam się z cichym jękiem i poderwałam do pozycji siedzącej. Moje plecy wydały z siebie oburzający protest, a wszystkie kręgi strzeliły głucho w mroku i ciszy. Spanie na podłodze ewidentnie nie należało do moich ulubionych zajęć, ale lepsze to, niż próba opadnięcia na brudne i śmierdzące łóżka czy kanapy. W końcu coś, czego nie sprzątało się od siedemnastu lat nie może być zbyt przyjemnie w obcowaniu.

     Poczułam, jak coś muska moją dłoń. Wzdrygnęłam się i zerknęłam w bok. Mimowolnie się uśmiechnęłam. James wciąż spał, ale podświadomie zaczął szukać mojej ręki, by znów móc spleść z nią swoje palce. Bardzo często zasypialiśmy w ten sposób, a gdy jedno nie wyczuwało drugiego, szukało go nawet przez sen. Coś tak zwyczajnego, a mimo to sprawiło, że nie mogłam powstrzymać pojedynczej łzy spływającej mi po policzku.

     Przeniosłam spojrzenie z męża na Harry'ego. Byli do siebie niewyobrażalnie podobni, nawet spali w taki sam sposób, a ich roztrzepane włosy układały się pod identycznym kątem. Moi dwaj dzielni chłopcy. Najodważniejsi mężczyźni, jakich kiedykolwiek poznałam. W końcu miałam okazję, by być z nimi już na zawsze. By dbać o nich tak, jak oni dbali o mnie. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj tak naprawdę nie istnieliśmy.

     Nim ponownie ułożyłam się obok Jamesa i wcisnęłam w jego ramiona, zerknęłam na Syriusza. Był chyba jeszcze bardziej rozczochrany, niż Harry i James, choć wiedziałam, że w jego przypadku wystarczyło przeczesanie dłonią i włosy wyglądały jak po wyjściu z salonu fryzjerskiego. Widząc jego spokojną twarz, zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że tak dobrze sobie ze wszystkim radził. Że pomimo spędzenia tylu lat w Azkabanie, że pomimo uciekania przed wymiarem sprawiedliwości przez resztę swojego życia, teraz wydawał się być taki szczęśliwy. Może, jak zwykle, to obecność Jamesa tak bardzo go zmieniła. W końcu teraz już nie musieli walczyć, nie musieli uciekać, nie musieli obawiać się o swoje życie. Byli razem, jak za dawnych czasów, a w końcu nic tak nie łagodzi cierpienia, jak bliskość tych, których miłość odczuwamy w każdym oddechu, których uczucia widzimy w każdym spojrzeniu. Oni tacy byli. My wszyscy tacy byliśmy. Rodzina na nowo zjednoczona.

ObliteratiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz