James
Stanąłem pod sklepem z akcesoriami dla dzieci i zajrzałem przez szybę, robiąc daszek z dłoni, by lepiej widzieć. Właśnie wracałem z pracy, a pomysł, który narodził się w mojej głowie już rano, nie dawał mi spokoju. Co prawda był dopiero październik i do rozwiązania zostało nam, to znaczy Lily, jeszcze sporo czasu, ale jakim byłbym ojcem, gdybym już teraz nie zainteresował się wyprawką? Z pewnością ojcem niegodnym swojego tytułu. Oczywiście miałem w planach jedynie rozejrzeć się za jakimś pięknym wózkiem, którym nowonarodzony członek naszej rodziny będzie podróżował, nic ponadto. W końcu Lily powtarzała, że nie znamy płci dziecka i jeszcze nie ma co szaleć, bo później może się okazać, że zwrócimy wszystko do sklepu, ale mogła mówić za siebie.
Ja byłem pewien, że będzie córeczka tatusia, a i ona sama, przy informowaniu mnie o ciąży, palnęła, że już "ją" czuje. Mogła więc siebie obwiniać za moje przekonania.
Przygładziłem włosy dłonią, mimochodem sprawdziłem, czy zwitek mugolskich banknotów nadal znajduje się w mojej kieszeni (oczywiście wiedząc, że jeszcze nie będzie mi potrzebny) i pewnym krokiem wszedłem do budynku. W środku było pełno ciężarnych kobiet i znudzonych przyszłych tatusiów, którzy z udawanym zainteresowaniem oglądali kolejne śpioszki, podążając za swoimi partnerkami. Uniosłem brwi z dezaprobatą. Co za ludzie. Dla mnie oglądanie nawet głupich śliniaczków było zajęciem wysoce wciągającym.
Sprężystym krokiem skierowałem się w stronę przeróżnych wózków, które zajmowały znaczną część całego sklepu. Nie dane mi było jednak do nich dotrzeć, bo moją uwagę przykuł olbrzymi pluszowy miś, który zajmował pół półki i uśmiechał się do mnie szeroko. W dodatku był wściekle różowy, a na brzuszku miał napis "przytul mnie". Jęknąłem zachwycony, zanurzając palce w jego miękkim futerku. Rozejrzałem się w poszukiwaniu wózka sklepowego, by móc go zabrać i być pewnym, że nikt nie sprzątnie mi tego cudu sprzed nosa. Kiedy już to zrobiłem, mój wzrok powędrował do przepięknych grzechotek. Jedna była w kształcie pszczółki i oprócz posiadania różnych kolorowych zawieszek, wygrywała jeszcze piękne kołysanki, kiedy nacisnęło się na jej odwłok. Wypróbowałem każdą, nie mogąc wyjść z podziwu dla pomysłów mugoli.
W efekcie zanim doszedłem do działu, do którego zmierzałem od początku, z mojego wózka wprost się wylewało. Próbowałem sobie wmówić, że to wszystko wina tego wielkiego misia, bo przecież śpioszki z jeleniami, tuzin butelek, kolorowe smoczki i dziesięć rodzajów różnych grzechotek nie mogą przecież zajmować tyle miejsca. Upewniając się, że chwiejna konstrukcja, którą ułożyłem w wózku nie ma zamiaru runąć, przystanąłem mierząc wzrokiem białe łóżeczko, które miało pokaźny, gruby materac plus pościel w zestawie. Kiedy oglądałem kocyk, sprawdzając na metce jego skład, usłyszałem za sobą ciche chrząknięcie. Zerknąłem nieuważnie przez ramię, żeby zobaczyć, kto zakłóca mój spokój i okazało się, że to jakaś drobna kobieta, którą chyba wcześniej widziałem za ladą.
— Czy mogę panu w czymś pomóc? — zapytała bardzo miłym głosem, przyglądając się bałaganowi, który panował w moim koszyku i zerkając na mnie z uśmiechem.
— Czy ten koc jest wykonany w stu procentach z bawełny? — odpowiedziałem pytaniem na pytanie, nie mogąc doczytać się niczego konkretnego.
— Proszę pokazać — powiedziała, a ja podałem jej materiał, po czym zabrałem się za sprawdzanie miękkości materaca. Pierwsza klasa. Już wiedziałem, co w moim koszyku wyląduje następne. A raczej wylądowałoby, gdyby jeszcze było w nim miejsce.
— Tak, to bawełna — odpowiedziała, oddając mi koc. Z uśmiechem dołożyłem go do swoich zakupów. Zmierzyłem je wzrokiem, zastanawiając się przez chwilę.
CZYTASZ
Obliterati
Fanfiction"Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony". Zwykły cytat. Zwykłe słowa. Ale gdyby tak naprawdę zniszczyć Śmierć? Nie było dnia, by Harry Potter, Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył, nie myślał o tych, których utracił w czasie trwając...