40. Coś nowego

1.2K 67 136
                                    

Remus

     Był to pierwszy Nowy Rok, który spędziłem z żoną i synkiem. Był to również pierwszy Nowy Rok, który był tak ponury i smutny. O, ironio. A wyobrażałem go sobie zupełnie inaczej, w każdym razie na pewno nie było w nim odwiedzin na grobie noworodka, a potem siedzenia w czterech ścianach i rozmyślania nad tym, czy aby za dwadzieścia cztery godziny nie zamienię się w wilkołaka i nie rozszarpię komuś tętnicy. Świat bardzo lubił mi udowadniać, że nie zasługiwałem na spokój.

     Starając się odpędzić widmo nadchodzącej masakry, wróciłem do karmienia Teddy'ego, który siedział na kolanach Dory i usilnie domagał się większych porcji obiadu. Na początku trochę się bałem przebywać obok niego w przeddzień pełni, ale strach dosyć szybko mi przeszedł. Do tej pory pełnia atakowała o konkretnych godzinach, nigdy nie spóźniała się ze swoją krwawą niespodzianką i nie przychodziła za wcześnie, a ponieważ kolejna miała nadejść dopiero około czwartej w nocy drugiego stycznia, miałem jeszcze kilka godzin względnego spokoju.

     — Czy Teddy będzie tutaj, gdy pełnia da o sobie znać? — zapytała niepewnie Meredith, która przybyła do nas razem z Syriuszem z samego rana. Na Potterów nie chcieliśmy liczyć, przechodzili teraz swoje własne piekło i nie miałbym serca, by ich tutaj ściągać. Ta dwójka musiała mi wystarczyć.

     — Tak sobie myślałem, że lepiej byłoby gdzieś się zaszyć na ten czas — mruknąłem. — Nie widzi mi się ewentualne demolowanie własnego domu, gdyby coś poszło nie tak. No i mały nie powinien tego oglądać.

     — Skąd w ogóle pewność, że teraz twoja kolej? — spytała Andromeda, machając krótko różdżką; wszystkie brudne naczynia posłusznie wylądowały w zlewie. — A jeśli to spadnie na moją córkę? Lub na Freda?

     — Remus pierwszy wrócił do żywych — wyjaśnił Syriusz. — Więc pójdzie na pierwszy ogień. To potwierdziło się w przypadku Jamesa, mnie i... Lily. Hermiona powiedziała nam, że odczuliśmy skutki pełni dokładnie w takiej kolejności, w jakiej wróciliśmy.

     — Ale i tak będziemy czujni — dodała Dora. — Freda pilnują Weasleyowie, a pieczę nade mną i Remusem będą sprawować Mer i Syriusz. Nie musisz się martwić, mamo. Nie dopuścimy, by to się wymknęło spod kontroli.

     — Wiecie w ogóle, co u Potterów? — zapytałem, próbując zignorować fakt, że samo wspomnienie o nich napawało mnie olbrzymim bólem. To samo czułem kilka godzin temu, gdy razem z Syriuszem poszliśmy na grób małego Felixa. Chcieliśmy odwiedzić Jamesa i Lily, ale uznaliśmy, że to jeszcze za wcześnie, że muszą sami to sobie poukładać. My tylko byśmy im przeszkadzali. — Mer, może ty?

     Dziewczyna pokręciła głową.

     — Nie widziałam ich od pogrzebu. Nie wiem, chyba bałam się do nich zajrzeć. Wciąż mam przed oczami widok tej małej trumienki, zapłakanej Lily i zrozpaczonego Jamesa. To dla mnie za dużo.

     — Miałem do nich wstąpić już wczoraj — powiedział Syriusz. — Ale ostatecznie zrezygnowałem. Stchórzyłem. Nie mógłbym tam siedzieć i patrzeć, jak cierpią.

     — Wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego w ogóle do tego doszło — wyszeptała Dora, całując Teddy'ego w główkę. Zauważyłem, że od pogrzebu Felixa stała się nadopiekuńcza dla naszego syna i nawet na chwilę nie spuszczała go z oczu. W sumie niezbyt jej się dziwiłem. Sam drżałem o jego życie jeszcze bardziej, choć tak naprawdę nic mu nie groziło. — Przecież nie było pełni, a Lily już przeszła swoją dolę.

     — Rozmawiałam z lekarzami, którzy przyjęli Lily na oddział — odparła Mer. — Ponoć problemy z ciążą zaczęły się już dawno, ale nie dawały o sobie znać w postaci jakichkolwiek skutków. Dam sobie rękę uciąć, że to wina pełni, podczas której Lily myślała, że zaraz straci dziecko. Może to przez ten cały stres. Może uzdrowiciel, który potem ją badał coś przeoczył. To był skutek długofalowy, a my nie przypuszczaliśmy nawet, że czeka ją coś gorszego od halucynacji.

ObliteratiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz