rozdział 14

24 6 4
                                    

Arleta podniosła wzrok na mury. Do tej pory nie oddalała się zbytnio od statku, więc nie widziała ich dokładnie. Z bliska wyglądały na jeszcze większe... Spojrzała w górę, gdzie dojrzała sylwetkę mężczyzny. Albo chłopca, z tej odległości nie mogła ocenić.

-Paniczu, proszę zejść na dół!

Rzuciła okiem na stojącego nieopodal strażnika.

-Ani mi się śni!

Chłopiec na murze brzmiał tak jakoś... Znajomo.

-Paniczu, błagam, jeżeli stanie ci się krzywda twoja pani matka każe mnie ściąć!

-W sensie? Włosy? Bo jak tak to ci się przyda.

Mężczyzna z impetem uderzył się w twarz.

-Żartuję, no! Żartować nawet nie można? Co za życie...

Chłopak zeskoczył z muru łapiąc się przy tym jednego z kamieni. Ostrożnie zszedł na ziemię i stanął obok strażnika.

-Nie załamuj się, to serio był tylko żart...

"Panicz" pokręcił jedynie głową, a że przez pewien czas stał w miejscu Arleta uznała, że czas najwyższy mu się przyjrzeć. Typowe dla elfów długie włosy miał misternie splecione, zaś ubrany był w dość specyficzny sposób. Górna część jego stroju przypominała trochę szlafrok, do tego rozkloszowane spodnie z plisowanymi nogawkami. Wyglądało to co najmniej dziwnie, w każdym razie według niej. Przez ramię miał przewieszony łuk, z kolei do pasa przymocowany był kołczan. Miała problem z przyjrzeniem się jego twarzy, bo stał do niej tyłem. Arleta pewnie spędziłaby jeszcze sporo czasu na obczajaniu stosunkowo młodego elfa, lecz musieli się śpieszyć. Zan mówił, że muszą spotkać się jeszcze dzisiaj z kilkoma osobami jeszcze przed przyjęciem. Wydawał się jeszcze bardziej poważny niż zwykle, więc nie chciała mu podpaść. Ruszyła za kapitanem w stronę bramy zostawiając wykłócającą się dwójkę za sobą...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nathro z irytacją zaczął gładzić spodnie. Czuł się jak dziecko, które coś przeskrobało i trafiło do dyrektora na dywanik. Nie wiedział, skąd wzięło mu się to porównanie. Nigdy nie chodził do szkoły. Zaczął się niecierpliwie kręcić na krześle czekając na ochrzan. Niepokoiło go milczenie matki.
-Nathro Helaandrusie, spodziewałam się po tobie czegoś więcej. Marsz do pokoju i przemyśl swoje zachowanie.
Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Tak powinnam powiedzieć jako twoja matka i królowa. Jednak wiem, że wychowałeś się w warunkach skrajnie różniących się od życia pałacowego. Nie obwiniam cię o ciekawość świata. Po prostu nie wypada, żebyś połamał sobie nogi w urodziny siostry. Chyba, że o czymś nie wiem i Micris jest sadystką. Wtedy byłby to ciekawy prezent.

Matka uśmiechnęła się łobuzersko. Było widać jej zachodnie korzenie. Nathro również się rozpogodził. Przypomniało mu się, że gdy był młodszy matka zawsze nakłaniała go do wszelakich szaleństw. "Żyj pełnią życia! Nie ważne, co mówi ojciec, baw się puki możesz!". Było to jedno z lepszych wspomnień z dzieciństwa. Teraz znowu śmiali się z jego wybryków, nie tak groźnych jak mogło się wydawać.

-Tęskniłam.

Nathro podniósł wzrok na matkę.

-Ja też...

Przytulił ją, dalej lekko się śmiejąc. Tak. Znalazł swoje miejsce... Ale czy na pewno? Straszliwie  tęsknił za domem w Kapitolu, starym lokajem, który uczył go czytać czy nawet irytującymi rówieśnikami ganiającymi pod oknem. Pełnym ryzyka życiem na statku, bieganiem po pokładzie szukając osób winnych poluzowania uszczelek w rurach, brudnych ubrań i zmywania smaru z włosów. To wszystko stało się częścią jego życia. Obawiał się, że jeszcze kilka tygodni a nie będzie w stanie przemóc się i wrócić do swojego własnego świata. Zamknął oczy. 

Poprzez światy [PROJEKT WSTRZYMANY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz