Rozdział 15,5

18 4 2
                                    

-Hej, słyszałeś coś? 

Amon rzucił nienawistnym spojrzeniem na jednego z "wiernych psów". Musiał opuścić bal z okazji urodzin młodszej kuzynki ze względu na "niebezpiecznego zbrodniarza kryjącego się na pokładzie jednego ze statków". Wywrócił oczami i podszedł do tego imbecyla. Nie wiedział jakim cudem byli na tym samym stanowisku. Gość był totalnym idiotą.
-Nikogo tu nie ma. To szczury.
-Łeeee!
Jakim cudem ta ciota służy w wojsku?
Pogonił współpracownika na niższe piętro a sam zajrzał do pomieszczenia z którego dobiegał hałas.
W środku siedziała dokładnie ta osoba, której się spodziewał.
-Jakim idiotą trzeba być, żeby wracać do miasta w którym jest nagroda za twoją głowę?
Rethu wzruszył ramionami.
-Nie wydaj mnie.
-Jasna sprawa.
Amon w głębi duszy śmiał się z kompletnego nieogarnięcia zaledwie o rok młodszego chłopaka. Rethu nigdy nie był typem radzącym sobie w sytuacjach kryzysowych. Młody kapitan straży opuścił pomieszczenie zostawiając medyka w spokoju. Niech se sam radzi.

--------------------------------------------------------------------------------

Nathro wylegiwał się na dachu. Lubił to miejsce. Słońce nagrzewało ciemne dachówki przez co temperatura była idealna mimo faktu, iż była przeklęta zima. To nie tak, że nie lubił tej pory roku. Ba, wręcz ja uwielbiał, ale przysparzała ona całej załodze dodatkowe zadania pokroju zmiatanie śniegu z pokładu czy pilnowanie aby woda w rurach nie zamarzła. Do tego ogrzewanie wody przed umyciem się, bo Albatros był cholernie stary, trudności z otwieraniem niektórych drzwi i szwankujące mechanizmy. 

Na pocieszenie dostawał piękne widoki, większą szansę na wycyganienie gorącej czekolady lub herbaty z kuchni. No i swoje urodziny. Czyli się wszystko zeruje. A, nie, idzie na plus bo jeszcze dochodzą wolne wieczory. Może w końcu znajdzie czas na przeczytanie książek których nakupował w Wattmore.

Spojrzał na tarczę zegarka kieszonkowego. Było południe. Westchnął i przeturlał się bliżej włazu i zszedł po drabinie. Wypadało by się ruszyć. Miał zamiar jeszcze dzisiaj zabrać swoje rzeczy od Amona i przetransportować je na pokład Albatrosa. Do tego chciał jeszcze pogadać trochę z Marrie i wpaść do kilku znajomych, do tego wypadałoby pożegnać się z rodzeństwem... Oraz uzupełnić garderobę o zimowe ciuchy. Prawdopodobnie Zan zabiłby go gdyby znowu zaczął nosić stary płaszcz.Albo raczej resztki płaszcza. Względnie strzępy. 

Zbiegł po schodach, w połowie drogi wskakując na poręcz i zjeżdżając po niej przez resztę drogi na parter. Gdy miał już wychodzić powstrzymał go karcący głos.

-Przeziębisz się jeszcze, pokurczu. 

Podniósł wzrok na Micris. Starsza siostra jedynie się uśmiechnęła i rzuciła w niego jakimś materiałowym czymś. Konkretniej kurtką jak się okazało. Z wdzięcznością skinął głową i wybiegł z pałacu zarzucając ją na siebie. Od razu skierował swoje kroki w stronę jednej z wielu ponurych uliczek...

--------------------------------------------------------------------------------

Chłopiec zapukał do drzwi niewielkiej kamienicy. Po dłuższy braku odzewu ponowił czynność i tak do skutku. Po paru minutach otworzył mu zmęczony mężczyzna. 

-Czego... Zaraz. Nat?

Amon zmierzył chłopca wzrokiem. 

-Co tu robisz?

-Cóż... Jakby to ująć, ja tu nie wytrzymam. Jest za nudno. 

-Wracasz na Albatrosa?

-Mhm.

Mężczyzna uśmiechnął się i wpuścił chłopca do środka. Kamienica była równie skromna co niewielka, lecz dalej zajmowała wysokie miejsce w rankingu najbardziej przytulnych miejsc w wschodniej cywilizacji. Przegrywała z kawalerką Marrie i kilkoma miejscami w podziemnym mieście, ale i tak było genialne. Po jakimś czasie rozmowy zdecydowali wziąć się do pracy. Zaledwie godzina wystarczyła by spakować cały przybytek młodego mechanika. Ustalili, że Amon zajmie się transportem skrzyni do portu by przypadkiem nikt nie powiązał niedoszłego uciekiniera z załogą okrętu. W końcu nie chciał dać się złapać, nie?



Dobra, to jest krótkie. W cholerę krótkie, ale jak nazwa mówi jest to dokończenie wątku. Od następnego  rozdziału wracamy do zabawy na statku. 

NIE BĘDZIE UROCZO. Hueh :-)

Zimowy Nathro:

Do kiedyś, kochane ludzie! 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Do kiedyś, kochane ludzie! 

Poprzez światy [PROJEKT WSTRZYMANY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz