Rozdział dodatkowy, żeby sprawdzić czy nadal umiem pisać

5 1 1
                                    

-Naturalna dwudziestka... Znowu.

Rethu łypnął spodełba na młodego przyjaciela, który ze złośliwym błyskiem w oczach zacierał dłonie. Coś kazało mu myśleć, że DM coś knuje. Coś co przerwie jego szczęśliwą passę...

-Kula ognia rzucona przez twojego maga jest potężniejsza niż zwykle... Dretch, mimo wrodzonej odporności na ogień, pozostał bez szans na przeżycie... Nie minęła chwila nim zaczął wić się na ziemi, pożerany przez płomienie...

Spojrzenie Nathro pozostawało tak samo sadystyczne

-... Tak samo jak ty i cała twoja drużyna. Pozostało w was tylko tyle sił by podjąć desperacką próbę ucieczki z pomieszczenia... Panie i panowie, kto rzuca inicjatywę?

-Czemu niby?

Rethu usłyszał jak reszta dołącza do sprzeciwu. Decyzja o spaleniu wszystkich postaci wydawała się brać z nikąd.

-A spytałeś się może... No nie wiem... Jak duży jest ten pokój?

Zielonowłosy mężczyzna zamrugał tępo.

-Jak... Duży?

-A żebyś wiedział, jak duży. Bo powiem to tak, niezbyt. Na prawdę niezbyt. Dwa na półtorej metra kwadratowego.

-Dwa... Na półtorej...

Na twarz Nathro wpełzł okrutny uśmiech.

-Oh? Czy fakt, że był tam jeden przeciwnik nie dał wam NIC A NIC do myślenia?

Rethu milczał. Nie chciał się bardziej zbłaźnić. Już sam fakt, że szesnastolatek był w stanie wpędzić go w taką sytuację był dość zawstydzający... Rozejrzał się po reszcie drużyny.

-No... To mógł być bossroom...

Elisabeth najwyraźniej czuła się tak samo jak on. Nie była w stanie podnieść wzroku znad karty postaci.

-Bossroom? Dretch? Beth, błagam, nawet ty?

Chłopiec przejechał wzrokiem po ich twarzach. W tej chwili przestał być małym mechanikiem w trakcie rehabilitacji po wypadku... Został za to katem i sędzią.

-Moi drodzy, słowo DM'a jest ostateczne. To co, kto rzuca inicjatywę?

Wszyscy rzucili.

Od jakiegoś tygodnia byli uwięzieni w jakimś wiejskim porciku, skrajnie nieprzystosowanym do obsługi masywnych szybowców wielkości Albatrosa. Niektórzy spędzali zimowe wieczory w lokalnym pubie, a inni...
No właśnie, inni. Jakoś dwa dni po tym jak ta przeklęta śnieżyca się rozpętała Zan znalazł w jednej z szafek w swojej kajucie pewne pudło. W owym pudle było kilka map, figurek, tubek z zaschniętą farbą i podręczników do kampanii przygodowych. Pierwotnie pan kapitan planował to wszystko spalić, wywalić i ogólnie się tego pozbyć. Całe szczęście pojawiło się kilku "świętych" którzy zechcieli je przejąć. To jest Nathro, Beth, Rovu i on. Później przyplątała się Arleta z Lidią i rozpoczął się chaos. Z początku wszyscy próbowali odegrać rolę DM'a, jednak szybko doszli do wniosku, że Nathro radzi sobie najlepiej. Problem w tym, że najwyraźniej zaliczał się do osób żądających chleba i igrzysk. Chleb miał, nawet z jakąś zupą do tego, a igrzyska sobie załatwił kosztem ich biednych postaci. Na razie nikogo nie uśmiercił, ale była to tylko kwestia czasu...

-Rethu, chcesz kolejną kartkę?

Zdumiewająca słodycz w głosie elfa pięknie współgrała z tłumionym chichotem drużyny i cichą rozpaczą zielonowłosego, ponuro wpatrującego się w kostkę. Po raz pierwszy od godziny wyrzucił coś innego niż dwudziestkę. I była to jedynka.


Mała wprawka przed... Możliwym powrotem. Ostatnio miałam stanowczo za dużą frajdę oglądając filmy z kategorii "D&D storytime" i naszła mnie inspiracja do napisania tego czegoś. O drugiej nad ranem. I udostępnienia jakieś dwa tygodnie później. Sama nie jestem pewna, czy jest to kanioniczne czy też nie, ale w sumie... Sami zdeydujcie, czy uaważacie to za kanon i się upożądkujcie. Ja nic bronić nikomu nie będę.

Wesołych świąt BTW.

Edytowanie na telefonie to ból w zadzie, więc zrobię to potem.

Nie uważajcie tego za pewien powrót, nadal nie jestem pewna czy będę to kontynuować.

Do kiedyś!

Do kiedyś!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Poprzez światy [PROJEKT WSTRZYMANY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz