14

546 78 37
                                    

(na górze badziewny edit poglądowy mojego autorstwa na wygląd Luke'a w jednych z jego soczewek)

Pes na początku próbowała mnie bronić, ale mężczyzna agresywnie kopnął ją w stronę ściany i teraz leżała tam cichutko piszcząc.

Bałem się, że stało się jej coś poważnego, ale nie mogłem prosić teraz Dacre'a, żeby mnie podwiózł do weterynarza, bo zobaczyłby stan, w którym się znajdowałem.

Gdybym tylko miał zapasy jakichś magicznych, leczniczych roślin...

Będziesz patrzeć jak umiera przez swoją głupotę

Jęknąłem z powodu tego zmęczenia psychicznego, jakie wywołał ten cichy głos w mojej głowie.

- Pes... Nic ci nie jest?

Odpowiedziało mi ciche miałknięcie przepełnione bólem. Jej kolory świeciły w ciemnościach o wiele słabiej niż zwykle.

- Proszę wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz coś wykombinuję... - mówiłem cicho, czując jak przechodzę w stan nieważkości, nieważne jak bardzo się opieram.

Rano odnalazł mnie Luke. Nie miałem pojęcia co tu robił, ale nie zamierzałem narzekać.

Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem jego zmartwioną twarz nad sobą. Co on tu w ogóle robił?

- Mike? Michael słyszysz mnie?

- Pes... - szepnąłem zmartwiony stanem kotki

- Już wszystko z nią okey, bardziej martwię się o ciebie. Co ci się stało?

Wszystko wokół szumiało, głos Luke'a dochodził z oddali, ale powiedziałem sobie, żebym nie zasypiał znowu i powoli powróciłem do stanu, w którym mogłem czysto słyszeć i widzieć blondyna.

Obok niego pojawił się jakiś chłopak. Miał złociste loczki i dziwnie czerwone tęczówki, których trochę się obawiałem. Nie wyglądał na człowieka. Miał na sobie zieloną koszulkę oraz białe rurki co wyglądało zaskakująco dobrze.

- Kto to? - szepnąłem

- Jestem Ashton! - wyszczerzył się, a ja mimo wszystko przestraszyłem się dwóch, ostrych kłów, które ukazał.

- Ash jest synem Banshee, ale jakby to... Wszystkie umiejętności odziedziczył na odwrót.

Banshee... Kobieca wróżka śmierci z folkloru irlandzkiego...

- Mój tata był jakimś wampiropodobnym kimś, ale nie pamiętam go.

Nagle poczułem ostry ból jakby rozprzestrzeniający się przez żyły. Krzyknąłem słabo i zacisnąłem powieki, chcąc aby już przestało boleć.

- Spokojnie, to tylko mój jad. Skutek uboczny... Moja krew leczy, ale zawiera w sobie ten dziwny płyn, który sprawia, że traci się odporność na słońce. - wytłumaczył Ashton śmiejąc się niepewnie mojej reakcji. Luke zasłonił okno, a ból zniknął całkowicie.

Po pewnym czasie czułem się o wiele lepiej i w końcu mogłem porozmawiać z nimi na spokojnie. Pes ulokowała mi się na kolanach, a ja byłem bardziej niż szczęśliwy widząc, że nic jej nie jest.

- Więc tak jakby uwolniłem Ashton'a spod kontroli kultu i nikt mnie nie przyłapał. Był w to wszystko wmieszany, bo używali jego mocy do leczenia się po jakichś masakrycznych obrzędach. A jestem tu, bo dziś jest jakiś wielki dzień próby i nie wolno przebywać wśród innych ludzi z sekty. Tak więc znalazłem się tutaj. Wpuścił mnie Dacre, kiedy wychodził do szkoły. - tłumaczył mój przyjaciel.

- Mam już kupiony bilet na lot do Perth, do rodziny. - opowiadał loczek. Byłem ciekawy co ma teraz w planach, w końcu jest wolny.

Po pewnym czasie Ashton pożegnał się, jeszcze raz podziękował Luke'owi i wyszedł. Zostałem sam na sam z niebieskookim, który miał na sobie czarno białą, paskowaną koszulkę i czarne rurki. Był naprawdę przystojny...

- Na czym polegały te obrzędy? - spytałem niepewnie. Wolałem już pytać się o takie rzeczy, niż żeby spytał się czemu byłem w tak krytycznym stanie.

- Uh no wiesz... Jakaś osoba bardzo mocno się raniła i kiedy już była umierająca, Ashton musiał ją leczyć. Ci, którym "udało się coś zobaczyć" byli ogłaszani "doświadczonymi w śmierci".

- A czy ty... Potrzebowałeś kiedyś pomocy Ashton'a?

Chłopak spuścił głowę przekazując jakby nieme potwierdzenie faktu, do którego nie chciał się przyznać.

Pomieszczenie zatonęło w ciszy. Patrzyliśmy na siebie, niekoniecznie wiedząc co mamy teraz zrobić.

Hey

Więc dodaje rozdział, licząc na ukojenie nerwów, bo ostatnio u mnie wszystko jest nie tak i jakby świat się na mnie uwziął, ale to nie o mnie tu chodzi

Jak tam u was? Śnieżek jest? Zdrowi? Samopoczucie?

Jakbyście mieli powiedzieć rodzicom o czymś dość... No nie Fajnym do mówienia o ( w sensie że boicie się im powiedzieć bo wasza psychika tak ma) to jakbyście to zrobili?

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Sięgając po marzenia / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz