3

663 90 61
                                    

Szybko pożegnałem blondyna i ruszyłem biegiem w stronę mojego pokoju. Oczywiście starszy złapał mnie za kołnierz i zatrzymał.

- Słuchaj gówniarzu, jeszcze raz zobaczę cię z jakimś zadepresionym pedałem, będziesz mieć takie kłopoty...

Zignorowałem go i szybko wywinąłem się z jego uścisku. Słyszałem za sobą wyzwiska, jednak nie brałem ich do serca. Znałem prawdę.

Do wieczora siedziałem z gitarą i myślałem o Luke'u. Był taki przystojny i silny... Ale nie silny jak mój brat, blondyn był silny psychicznie.

Jak można by wydostać Hemmings'a z tego bagna? Co mógłbym dla niego zrobić? Jak pomóc?

Przez ścianę słyszałem rock grający z głośników Dacre'a, oznaczało to, że znów ćwiczy. Dwudziesto trzy latek miał ciało boga, umięśniony, opalony... Włosy na styl lat osiemdziesiątych, jednak całkowicie mu to pasowało. I ten kolczyk... Marzyłem o kolczykach.

Następnego dnia w szkole udawaliśmy, że wszystko było tak samo. Ja dużo mówiłem o niczym, a on odzywał się tylko czasem. Na karteczce w klasie napisał mi, że teoretycznie nie powinien odzywać się w ogóle, chyba że jest odprawiany jeden z rytuałów, jednak każdy czasem nie przestrzega tej zasady. Dowiedziałem się również, że nie można pokazywać ciała, nigdy, ani nikomu.

A jeśli coś by mu się stało? Lekarz odpada. To było chore i Luke również tak uważał, jednak nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji. Ten kult był bardzo niebezpieczny, mogliby zrobić mu wszystko, gdyby powiedział, że odchodzi.

Po szkole, kiedy wychodziliśmy, pod drzwi podjechał z głośnym piskiem opon nikt inny, jak mój brat. Muzykę słychać było z kilometra, a przez okno ulatywał dym z jego odwiecznego papierosa.

- Wsiadaj bachorze. - warknął przez okno, a ja niezręcznie pożegnałem się z trochę przestraszonym niebieskookim. Patrzył na mnie tak, jakby martwił się czy przeżyje dojazd do domu.

- Ojciec wrócił. - rzucił Dacre, a ja ledwo go usłyszałem przez głośną muzykę.

Spojrzałem na starszego zaniepokojony i ściągnąłem z jego rękawa przypinki z kontrowersyjnymi logami zespołów.

- Oddaj to gówniarzu! - Odwrócił się do mnie przestając kompletnie patrzeć na drogę.

- Chcesz, żeby je zobaczył?! - odpowiedziałem krzykiem

- Nie mam zamiaru robić czegokolwiek dla jego satysfakcji, a teraz oddawaj moje przypinki!

On znowu to robił. Wiedział, jak bardzo się tego boję. Skupił wzrok na jezdni i zaczął coraz bardziej przyspieszać. Gdyby teraz ktoś wyjechał zza zakrętu...

- Dacre! Przestań! Zwolnij!

- Więc je oddaj! - Licznik dobijał już do dwustu kilometrów na godzinę, a droga miała ograniczenie do pięćdziesięciu.

I niezależnie od tego jak bardzo się bałem, a moje serce było blisko zawału, nie chciałem ustąpić. Nie tym razem. Bo wiedziałem jedną, ważną rzecz. Starszy jest piekielnie dobrym kierowcą. Nieważne, jak zła byłaby sytuacja, on potrafiłby wyprowadzić nas z tego żywych.

- Cholera! - chłopak walnął ręką w kierownicę i zaczął zwalniać, kiedy licznik wskazywał dwieście trzydzieści kilometrów na godzinę.

Efektownie zaparkował przed naszym domem i wysiadł bez słowa.

Wieczorem, kiedy odrabiałem lekcje muzyka zza ściany umilkła. Zamiast niej, pokój wypełnił się krzykami. Jak zawsze.

Trwało to jakieś piętnaście minut, a po tym drzwi do mojego pokoju się otworzyły.

- Dobry wieczór ojcze. - powiedziałem, starając się ukryć przerażenie.

- Witaj Michael'u, widzę że się uczysz, to dobrze.

- Miłego wieczoru ojcze.

- Dobranoc synu. - powiedział i wyszedł. Miał krew na dłoniach.

Nie minęło pięć minut od tego i kolejna osoba pojawiła się w pomieszczeniu przynosząc ze sobą zapach papierosów i wody kolońskiej. Zakluczył drzwi po czym usiadł na moim łóżku i czekał, aż skończę zadanie z matmy. Wtedy odwróciłem się do niego i mnie zatkało.

Heyy

Więc kończę pisać to do końca! To oznacza, że rozdziały będą pojawiać się regularnie!!!

Kto się cieszy? (ja tak)

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Sięgając po marzenia / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz