Szybko pożegnałem blondyna i ruszyłem biegiem w stronę mojego pokoju. Oczywiście starszy złapał mnie za kołnierz i zatrzymał.
- Słuchaj gówniarzu, jeszcze raz zobaczę cię z jakimś zadepresionym pedałem, będziesz mieć takie kłopoty...
Zignorowałem go i szybko wywinąłem się z jego uścisku. Słyszałem za sobą wyzwiska, jednak nie brałem ich do serca. Znałem prawdę.
Do wieczora siedziałem z gitarą i myślałem o Luke'u. Był taki przystojny i silny... Ale nie silny jak mój brat, blondyn był silny psychicznie.
Jak można by wydostać Hemmings'a z tego bagna? Co mógłbym dla niego zrobić? Jak pomóc?
Przez ścianę słyszałem rock grający z głośników Dacre'a, oznaczało to, że znów ćwiczy. Dwudziesto trzy latek miał ciało boga, umięśniony, opalony... Włosy na styl lat osiemdziesiątych, jednak całkowicie mu to pasowało. I ten kolczyk... Marzyłem o kolczykach.
Następnego dnia w szkole udawaliśmy, że wszystko było tak samo. Ja dużo mówiłem o niczym, a on odzywał się tylko czasem. Na karteczce w klasie napisał mi, że teoretycznie nie powinien odzywać się w ogóle, chyba że jest odprawiany jeden z rytuałów, jednak każdy czasem nie przestrzega tej zasady. Dowiedziałem się również, że nie można pokazywać ciała, nigdy, ani nikomu.
A jeśli coś by mu się stało? Lekarz odpada. To było chore i Luke również tak uważał, jednak nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji. Ten kult był bardzo niebezpieczny, mogliby zrobić mu wszystko, gdyby powiedział, że odchodzi.
Po szkole, kiedy wychodziliśmy, pod drzwi podjechał z głośnym piskiem opon nikt inny, jak mój brat. Muzykę słychać było z kilometra, a przez okno ulatywał dym z jego odwiecznego papierosa.
- Wsiadaj bachorze. - warknął przez okno, a ja niezręcznie pożegnałem się z trochę przestraszonym niebieskookim. Patrzył na mnie tak, jakby martwił się czy przeżyje dojazd do domu.
- Ojciec wrócił. - rzucił Dacre, a ja ledwo go usłyszałem przez głośną muzykę.
Spojrzałem na starszego zaniepokojony i ściągnąłem z jego rękawa przypinki z kontrowersyjnymi logami zespołów.
- Oddaj to gówniarzu! - Odwrócił się do mnie przestając kompletnie patrzeć na drogę.
- Chcesz, żeby je zobaczył?! - odpowiedziałem krzykiem
- Nie mam zamiaru robić czegokolwiek dla jego satysfakcji, a teraz oddawaj moje przypinki!
On znowu to robił. Wiedział, jak bardzo się tego boję. Skupił wzrok na jezdni i zaczął coraz bardziej przyspieszać. Gdyby teraz ktoś wyjechał zza zakrętu...
- Dacre! Przestań! Zwolnij!
- Więc je oddaj! - Licznik dobijał już do dwustu kilometrów na godzinę, a droga miała ograniczenie do pięćdziesięciu.
I niezależnie od tego jak bardzo się bałem, a moje serce było blisko zawału, nie chciałem ustąpić. Nie tym razem. Bo wiedziałem jedną, ważną rzecz. Starszy jest piekielnie dobrym kierowcą. Nieważne, jak zła byłaby sytuacja, on potrafiłby wyprowadzić nas z tego żywych.
- Cholera! - chłopak walnął ręką w kierownicę i zaczął zwalniać, kiedy licznik wskazywał dwieście trzydzieści kilometrów na godzinę.
Efektownie zaparkował przed naszym domem i wysiadł bez słowa.
Wieczorem, kiedy odrabiałem lekcje muzyka zza ściany umilkła. Zamiast niej, pokój wypełnił się krzykami. Jak zawsze.
Trwało to jakieś piętnaście minut, a po tym drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
- Dobry wieczór ojcze. - powiedziałem, starając się ukryć przerażenie.
- Witaj Michael'u, widzę że się uczysz, to dobrze.
- Miłego wieczoru ojcze.
- Dobranoc synu. - powiedział i wyszedł. Miał krew na dłoniach.
Nie minęło pięć minut od tego i kolejna osoba pojawiła się w pomieszczeniu przynosząc ze sobą zapach papierosów i wody kolońskiej. Zakluczył drzwi po czym usiadł na moim łóżku i czekał, aż skończę zadanie z matmy. Wtedy odwróciłem się do niego i mnie zatkało.
Heyy
Więc kończę pisać to do końca! To oznacza, że rozdziały będą pojawiać się regularnie!!!
Kto się cieszy? (ja tak)
Miłego dnia i nocy wszystkim!
CZYTASZ
Sięgając po marzenia / Muke
Hayran KurguW świecie pełnym nadnaturalności dwójka przyjaciół spotyka się ponownie po wielu latach. Postanawiają spełnić swoje marzenie, jednak na drodze znajduje się wiele przeszkód i nie wszystkie da się pokonać...