15

460 76 10
                                    

- Zbliża się koniec roku szkolnego... - szepnął blondwłosy, bawiąc się kółeczkiem w wardze.

- Boisz się? - spytałem równie cicho co on. Bałem się, że jak podniosę głos o ton wyżej, ktoś mnie usłyszy i doniesie o naszym planie.

- Trochę... Trochę tak. Chciałbym mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. Słyszałeś o Pink? Ona też myślała, że wszystko będzie dobrze...

- Hirfeny... Ta dziewczyna ze szkoły też, co nie?

- Jeszcze nikt nigdy nie pokonał ich prawda?

- Nie wierzysz w historię tej pary z Anglii?

- Tą, że hirfeny zostawiły ją, bo nie poddała się dzięki miłości? Niekoniecznie. To brzmi dość... Książkowo. Nie wydaje się być wiarygodne.

I tak oto był dzień przed zakończeniem liceum. Przyszedłem do szkoły tylko, aby zobaczyć się z Luke'iem. Mieliśmy już wszystko omówione z Dacre i Jack'iem, którzy mieli nam pomóc w tym całym, misternym planie.

Zobaczyłem mroczną sylwetkę przed klasą i od razu podszedłem do niego wesoły.

- Hey Luke! Jak tam? - usiadłem na przeciwko niego, na podłodze i z trudem zmusiłem się do utrzymania spokojnego uśmiechu.

Jego warga była pęknięta dość mocno i opuchnięta, na policzku miał wielkiego siniaka, a nad brwią podłużną ranę.

- Więc, co tam? Jakieś kłopoty z tymi chłopakami z równoległej klasy? - zaśmiałem się sztucznie

Blondyn mruknął dwa razy, co oznaczało "nie". Był to dobry sposób, bo obserwator nie widział, że Luke mówi, a ja mogłem się chociaż trochę dowiedzieć od niego.

- Co robiłeś wczoraj w domu? - "Tak" - Ja grałem na konsoli ze znajomymi.

Jakiś kolejny obrzęd?

Czemu akurat teraz?

Zadzwonił dzwonek, więc wstałem, ale kiedy Luke próbował się podnieść, syknął cicho z bólu i upadł z powrotem na ławkę. Pomogłem mu się podnieść i zauważyłem coś mokrego, powoli sączącego się przez czarny materiał spodni chłopaka. Nie było tego zbytnio widać, jednak cała jego łydka pokryta była plamą krwi.

Ledwo chodził.

- No rusz się Lukey, chemia.

Po piętnastu minutach siedzenia na lekcji, zgłosiłem się i powiedziałem nauczycielce, że Luke źle się czuję i wezmę go do pielęgniarki.

Blondyn był spanikowany, kiedy to usłyszał. Jednak zamiast do pielęgniarki, zaprowadziłem go do łazienki i przytuliłem mocno.

- Usiądź, sam ci to opatrzę. Proszę, nie mów, że nie mogę, bo to cześć procesu. - Posadziłem go parapecie i zakluczyłem drzwi od pomieszczenia.

Uklęknąłem przed nim i zacząłem ściągać ciasne rurki z jego bladych nóg. Chłopak patrzył na mnie z wielkimi oczami. Przyznaje, nasza pozycja wtedy była dość... Kontrowersyjna. Jednak nie chciałem myśleć o... takich... rzeczach i zamiast tego skupiłem się na okropnej ranię rozciągającej się na jego łydce.

Wyciągnąłem z plecaka awaryjne liście Heksamonu, a następnie obłożyłem nimi skaleczenie i owinąłem to wszystko bandażem.

Roślina nazywała się tak dlatego, że jej liście miały kształt przypominający sześciokąt. Dostałem tą drobną roślinkę w doniczce na urodziny od Dacre.

- Jutro powinno być już w miarę zagojone. - pozostawiłem na bandażu drobny całus, aby szybciej się zagoiło, po czym pomogłem mu ubrać z powrotem spodnie i umyłem ręce po raz setny.

- Jutro... - szepnął i uniósł głowę, aby spojrzeć na mnie z uśmiechem.

- Tak... Jutro. - odwzajemniłem uśmiech, a następnie zebraliśmy się i w końcu wyszliśmy z łazienki. Obserwator Luke'a był akurat na jakiejś lekcji, na szczęście nie wiedział o naszym "wypadzie do pielęgniarki". 

tak bardzo przepraszam za tą przerwę! najpierw była szkoła, potem impreza rodzinna i internet ssał i ugh przepraszammmmm

ale mamy trochę Muke'a yay!

Jak wam minął weekend? 

Miłego dnia i nocy!

Sięgając po marzenia / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz