- Zbliża się koniec roku szkolnego... - szepnął blondwłosy, bawiąc się kółeczkiem w wardze.
- Boisz się? - spytałem równie cicho co on. Bałem się, że jak podniosę głos o ton wyżej, ktoś mnie usłyszy i doniesie o naszym planie.
- Trochę... Trochę tak. Chciałbym mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. Słyszałeś o Pink? Ona też myślała, że wszystko będzie dobrze...
- Hirfeny... Ta dziewczyna ze szkoły też, co nie?
- Jeszcze nikt nigdy nie pokonał ich prawda?
- Nie wierzysz w historię tej pary z Anglii?
- Tą, że hirfeny zostawiły ją, bo nie poddała się dzięki miłości? Niekoniecznie. To brzmi dość... Książkowo. Nie wydaje się być wiarygodne.
I tak oto był dzień przed zakończeniem liceum. Przyszedłem do szkoły tylko, aby zobaczyć się z Luke'iem. Mieliśmy już wszystko omówione z Dacre i Jack'iem, którzy mieli nam pomóc w tym całym, misternym planie.
Zobaczyłem mroczną sylwetkę przed klasą i od razu podszedłem do niego wesoły.
- Hey Luke! Jak tam? - usiadłem na przeciwko niego, na podłodze i z trudem zmusiłem się do utrzymania spokojnego uśmiechu.
Jego warga była pęknięta dość mocno i opuchnięta, na policzku miał wielkiego siniaka, a nad brwią podłużną ranę.
- Więc, co tam? Jakieś kłopoty z tymi chłopakami z równoległej klasy? - zaśmiałem się sztucznie
Blondyn mruknął dwa razy, co oznaczało "nie". Był to dobry sposób, bo obserwator nie widział, że Luke mówi, a ja mogłem się chociaż trochę dowiedzieć od niego.
- Co robiłeś wczoraj w domu? - "Tak" - Ja grałem na konsoli ze znajomymi.
Jakiś kolejny obrzęd?
Czemu akurat teraz?
Zadzwonił dzwonek, więc wstałem, ale kiedy Luke próbował się podnieść, syknął cicho z bólu i upadł z powrotem na ławkę. Pomogłem mu się podnieść i zauważyłem coś mokrego, powoli sączącego się przez czarny materiał spodni chłopaka. Nie było tego zbytnio widać, jednak cała jego łydka pokryta była plamą krwi.
Ledwo chodził.
- No rusz się Lukey, chemia.
Po piętnastu minutach siedzenia na lekcji, zgłosiłem się i powiedziałem nauczycielce, że Luke źle się czuję i wezmę go do pielęgniarki.
Blondyn był spanikowany, kiedy to usłyszał. Jednak zamiast do pielęgniarki, zaprowadziłem go do łazienki i przytuliłem mocno.
- Usiądź, sam ci to opatrzę. Proszę, nie mów, że nie mogę, bo to cześć procesu. - Posadziłem go parapecie i zakluczyłem drzwi od pomieszczenia.
Uklęknąłem przed nim i zacząłem ściągać ciasne rurki z jego bladych nóg. Chłopak patrzył na mnie z wielkimi oczami. Przyznaje, nasza pozycja wtedy była dość... Kontrowersyjna. Jednak nie chciałem myśleć o... takich... rzeczach i zamiast tego skupiłem się na okropnej ranię rozciągającej się na jego łydce.
Wyciągnąłem z plecaka awaryjne liście Heksamonu, a następnie obłożyłem nimi skaleczenie i owinąłem to wszystko bandażem.
Roślina nazywała się tak dlatego, że jej liście miały kształt przypominający sześciokąt. Dostałem tą drobną roślinkę w doniczce na urodziny od Dacre.
- Jutro powinno być już w miarę zagojone. - pozostawiłem na bandażu drobny całus, aby szybciej się zagoiło, po czym pomogłem mu ubrać z powrotem spodnie i umyłem ręce po raz setny.
- Jutro... - szepnął i uniósł głowę, aby spojrzeć na mnie z uśmiechem.
- Tak... Jutro. - odwzajemniłem uśmiech, a następnie zebraliśmy się i w końcu wyszliśmy z łazienki. Obserwator Luke'a był akurat na jakiejś lekcji, na szczęście nie wiedział o naszym "wypadzie do pielęgniarki".
tak bardzo przepraszam za tą przerwę! najpierw była szkoła, potem impreza rodzinna i internet ssał i ugh przepraszammmmm
ale mamy trochę Muke'a yay!
Jak wam minął weekend?
Miłego dnia i nocy!
CZYTASZ
Sięgając po marzenia / Muke
FanficW świecie pełnym nadnaturalności dwójka przyjaciół spotyka się ponownie po wielu latach. Postanawiają spełnić swoje marzenie, jednak na drodze znajduje się wiele przeszkód i nie wszystkie da się pokonać...