Wyprawa za mury | 14

1.5K 146 8
                                    


  Zwiadowcy powoli ustawiali się z końmi przed bramą w rzędach. Spoglądałam powoli na innych, analizując sytuację. Niektórzy wyglądali na spokojnych, a u innych zauważyłam trzęsące się mocno dłonie, które zaciskały się wokół wodzy. Z oddali nawoływały nas entuzjastyczne krzyki mieszkańców. W większej mierze były to dzieci, ale mimo wszystko przyjemnie jest słyszeć jak ktoś wiwatuje na twoją cześć.

Obok mnie po lewej siedział na koniu Farlan, a po prawej Isabel. Levi natomiast był przed nami, dlatego nie mogłam się mu dokładniej przyjrzeć. Przed nas wszystkich wyjechał dumnie Erwin. Zaczął przemowę, która wprawiła moje serce o szybsze bicie z powodu adrenaliny, jaka mi towarzyszyła. Odwróciłam głowę w stronę przyjaciółki i wyciągnęłam rękę, którą rudowłosa szybko pochwyciła. Ona też była tak samo zdenerwowana, jak ja. Nie dziwie się, dzisiaj pierwszy raz mieliśmy wszyscy walczyć z tytanami, których nasza czwórka jeszcze na oczy nie widziała.

Brama się podniosła, a ja tylko usłyszałam wiwaty wszystkich wokół. Następnie wszyscy zwiadowcy jak jeden mąż przyłożyli łydki do boków koni i ruszyliśmy pełnym galopem przed siebie. Patrząc na rozciągający się przed nami teren i niebo z pojedynczymi chmurami, czułam wszechogarniające mnie szczęście, jakbym była wolna od wszystkiego. Teraz nic mnie nie interesowało tylko to, że ogarniało mnie tak niesamowite odczucie. Obejrzałam się na przyjaciół, którzy myśleli zapewne to, co ja, wywnioskowując po ich wyrazie twarzy.

Galopowaliśmy tak przez kilkanaście minut, dopóki dowódca nie wydał rozkazu na wykonanie formacji szerokiego rozpoznania, którego sam jest autorem. Wszyscy przegrupowaliśmy się i ruszyliśmy z daną grupą we właściwą stronę. Ja oczywiście byłam wraz z przyjaciółmi i kilkoma innymi osobami. Spojrzałam na niebo, na którym pojawiały się coraz ciemniejsze chmury. Nie wróżyło to nic dobrego. Po chwili usłyszeliśmy huk z racy. Zanim ciemne chmury przykryły niebo, zauważyliśmy zieloną racę, która wskazywała kierunek, z jakim mamy się poruszać, aby uniknąć ewentualnego spotkania z tytanem.

Pół godziny później zaczęło strasznie padać, zagłuszając wszystko wokół oraz doszła do tego gęsta mgła. Świetnie, jeszcze tego nam brakowało. Mieliśmy dzisiaj porządnego pecha. Nagle zauważyłam jakby wielką rękę, która pojawiła się kilka metrów przed nami i zagrodziła dalszą drogę. Pochwyciła jednego ze zwiadowców i ruszyła ku górze, a po chwili w tym samym miejscu wypadło do połowy nadgryzione ciało. Przełknęłam głośno ślinę i przyśpieszając wierzchowca, wyminęłam potwora. Zapewne to był tytan, którego mamy się pozbyć. W mgnieniu oka zwiadowca za mną ruszył ku olbrzymowi, a następnie usłyszałam wielki huk upadającego cielska. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam potworny, wielki uśmiech. Obok mnie pojawił się ów zwiadowca, który go zabił, a następnie szturchnął mnie, dając nakaz patrzenia przed siebie, by następnie wymijając mnie pognać do przodu. Nie wiemy, ile ich jeszcze jest, ale miałam szczerą nadzieję, że tak szybko nie spotkamy kolejnego.

Po kilku minutach Levi, który jechał przed nami, podniósł prawą rękę. Był to nasz znak, iż mamy zwolnić i zgubić tych przed nami. Posłusznie zwolniłam zwierzę, a wraz ze mną pozostali zrobili to samo. Wolnym galopem ustawiliśmy się obok siebie.

- Już czas. – krzyknął Levi, rzucając na nas pojedyncze spojrzenia.

- Bądź ostrożny braciszku! Nie pozwól, żeby ktoś zauważył, kim jesteś! – krzyczała Isabel, a jej głos przedzierał się przez głośną ulewę.

Wcześniej Levi wykradł plany ustawienia manewru. Zgodnie z tym Erwin znajdował się w środkowej formacji, co ułatwiło tylko nasze plany.

- Damy sobie radę, zaufaj nam! – wykrzyczał tym razem Farlan.

Brunet spojrzał na nas dłuższą chwilę, a następnie mocno przyśpieszył konia.

- Teraz ty! Damy sobie radę, uwierz w nas [Twoje Imię]. – wykrzyczała rudowłosa. Ja jedynie kiwnęłam głową i ruszyłam za przyjacielem. Spojrzałam za siebie i widziałam jak dwójka przyjaciół mi macha. Odwróciłam wzrok i pognałam w odpowiednią stronę.

Dogoniłam go w zaledwie minutę. Kiedy spostrzegł, że za nim jadę, otworzył szerzej powieki.

- Co ty tu robisz?! – krzyknął w moją stronę.

- Obiecałam sobie, że jak coś ci się stanie, nie wybaczę sobie, zarówno jak Farlan i Isabel. To oni wpadli na pomysł, żebym za tobą jechała. – odkrzyknęłam.

Brunet już miał coś powiedzieć, ale spojrzał przed siebie i dostrzegł obniżenie terenu. Natychmiast oboje zatrzymaliśmy konie. Wydałam z siebie krzyk, kiedy zobaczyłam na ziemi martwe ciała. Cała ziemia była poplamiona krwią, którą powoli rozmywał deszcz i tworzył drobne czerwone strużki. Niektóre trupy nie miały głów, a jeszcze inne kończyn. Levi jak zahipnotyzowany spoglądał na szczątki. Nagle oboje doznaliśmy olśnienia. Skoro nie spotkaliśmy na swojej drodze żadnego tytana, to znaczyłoby, że...

- Levi! – krzyknęłam. – Farlan i Isabel są w tarapatach!

Szybko zawróciliśmy konie i jak najmocniej pośpieszyliśmy zwierzęta.

Nie, to niemożliwe. Nie możliwe, że przez tę mgłę wyminęliśmy tytanów. To znaczyłoby, że jadące za nami osoby...

==============================================

Troszkę tu pozmieniłam, więc nie dziwcie się, że jest inaczej, niż w oryginale :)

W następnym rozdziale dowiemy się prawdy, jaką skrywał Erwin i wytłumaczenie słów Smitha.

Miałam zrobił cały, jeden rozdział, ale wyszłoby około 1500 słów, więc go podzieliłam ;p

NIE BIJCIE XD 

Tam gdzie ty | Erwin x Reader - SnKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz