Rozdział 13: Merry christmas.

265 15 8
                                    

Agustin •

— Michael, ja naprawdę rozumiem, że nie jesteś z Argentyny i w Meksyku serwuje się inne potrawy na Wigilię niż tutaj, ale jakim trzeba być pajacem, żeby pomylić kurczaka z indykiem? — zapytałem, krzątając się nerwowo po kuchni.

— Kiedyś pomylileś laskę, z którą miałeś się umówić z jej mamą i zacząłeś z nią filtrować, więc proszę nie wyprawiaj mi tu morałów na temat pajacowania — przejął pałeczkę Ronda.

Ja natomiast tylko cicho westchnąłem.

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia organizowaliśmy u siebie w mieszkaniu i zapraszaliśmy na wspólną wieczerzę Valentinę, Carolinę, jej babcię i mojego dziadka. Pewnie zapytacie, co z ich rodzicami oraz Karol i Ruggero. Otóż rodzice Mike wymyślili sobie, że na święta zarezerwują sobie piękny kurort na Dominikanie, Karol i Ruggero wyjechali do swoich domów rodzinnych, a Valentina po prostu wolała zostać ze swoimi przyjaciółmi.

Wymyśliliśmy, że to właśnie my przygotujemy całą kolację i chociaż dziewczęta oferowały nam pomoc, z niej otwarcie zrezygnowaliśmy i uparliśmy się przy tym, żebyśmy w całości sami ją wykonali. Wróżyło im to od początku katastrofą, ale postanowiły dać nam szansę, abyśmy chociażby raz w życiu mogli się wykazać kulinarnie.

— Czy ty właśnie dodałeś do ciasta marchewkowego soli zamiast cukru? Nie wierzę w ciebie, Bernasconi, doprawdy — odparł Michael, strzelając sobie w czoło wyraźnego face-palma.

— Może jednak smak nie zmieni się jakoś bardzo gwałtownie. Mówię ci, będzie pyszne. Mam nadzieję — to  zdanie powiedziałem już nieco ciszej i z niepewnością w głosie. — Dobra, miałeś rację, to jest istna katastrofa.

—Więc co robimy, mistrzu? — spytałem, patrząc na niego.

— Może zamówmy po prostu tacós — wypalił bez zastanowienia Meksykanin.

— Jesteś kretynem. Nie wiem, jak Valentina zdoła spędzić z tobą resztę życia. Biedna dziewczyna.

Ach, ta bożonarodzeniowa magia świąt i miłość.

— Weź zamknij na chwilę tę niewyparzoną gębę i myśl, co robić.

— Dobra, darujmy sobie te jakże miłe odzywki i myślmy lepiej jak to wszystko odkręcić  — wymamrotałem, drapiąc się po karku w geście zastanowienia.

— Dzwoń do Caro albo Valentiny, one na pewno będą wiedziały, co zrobić — wpadł na jakże błyskotliwy pomysł Mike.

— Czy tobie już do reszty rozun wyprało?  — burknąłem. — Robimy to specjalnie po to, żeby Carolina i jej babcia doceniły moje cholerne starania, a ty wyjeżdżasz mi z takim pomysłem. Idź do diabła.

Chłopak zaśmiał się.

— Wyluzuj, stary. Carolina wie, że ją kochasz i się o nią starasz cały czas, więc kolacja wigilijna wcale nie musi być tego udowodnieniem.

— Wcześniej nie musiała, teraz gdy jej to już oznajmiłem i się do tego razem wzięliśmy to musi. Nie chcę jej zawieść. Weźmie mnie za palanta — powiedziałem.

— Przesadzasz. No ale skoro chcesz zgrywać takiego idealnego chłopaka to bierzmy się do roboty. Ja pójdę do sklepu po tego twojego indyka, a ty zajmij się naprawieniem tej katastrofy.

~

Podzieliliśmy się robotą i poszło nam całkiem szybko. Gdy pięknie pachnąca kolacja czekała już na nakrytym przez nas stole, poszliśmy się nieco ogarnąć. Wziąłem gorący prysznic, umyłem zęby, ułożyłem swoją fryzurę, popsikałem się moimi ulubionymi perfumami z Calvina Kleina i przebrałem się w elegancką, jasno-niebieską koszulę oraz czerwoną muszkę, którą Carolina wręcz uwielbia.

last rose from this garden {aguslina}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz