3. "Wszystko dzieje się z przypadku"

1.4K 63 5
                                    

Chłodne, listopadowe promienie słońca muskają moją skórę przez szczelnie zamknięte okno. W powietrzu czuć stęchły zapach kwiatów oraz farb. Całe pomieszczenie wypełniają nastoletnie głosy, które szepczą najbardziej wulgarne plotki sprzed ostatnich dni. Wszystko odbija się o moich uszu jak mgła. Niby słyszę, ale zarazem nic nie potrafię zrozumieć. Jestem zapatrzona na krajobraz za oknem, który wydaje się ciekawszy niż lekcja sztuk pięknych. Obserwuję samochody na szkolnym parkingu, oblężone przez młodzież. Nad nimi unosi się dym tytoniu oraz marihuany. Jednak mój wzrok spoczywa na jednej osobie. Przystojnym brunecie z blond pasemkami, który siedzi na masce matowego BMW.
Jego włosy są idealnie ułożone, a czarne oprawki okularów idealnie kontrastują z jego białym ubiorem. Żywo rozmawia ze swoimi rówieśnikami, bez przerwy się uśmiechając. Te wykrzywione wargi powodują, że każdego dnia zaczynam go lubić coraz bardziej pomimo tego, że wcale się nie znamy.

Czuję się cholernie źle z tym, że od około pół roku jedynie wzdycham nad jego wyglądem i charakterem. Nie mam nawet odwagi, żeby spojrzeć w jego czekoladowe oczy. Stałam się osobą zbyt nieśmiałą oraz introwertyczną, aby zawierać jakieś znajomości. Czuję się nieswojo w towarzystwie obcych ludzi. A na dodatek boję się odzywać przez swój cichy głos i niedoskonałości na twarzy, które pomimo tego, że zakrywam makijażem, dalej są widoczne.
Zresztą, chłopcy z naszego rocznika są strasznie niepoważni oraz bardzo często traktują nas, dziewczyny jak zabawki.
Poza tym cholernie się boję. Boję się odrzucenia, wyśmiania, kolejnych plotek. Nie chcę, żeby ze mnie szydzono, ponieważ otwarcie wyznałam swoje uczucia. Przecież nie mogę zapanować nad emocjami, które wytwarza mój organizm. Nie mam żadnego wpływu na to, kogo kocham, a kogo nie. Wszystko dzieje się z przypadku. Jestem tylko człowiekiem, więc mam prawo robić rzeczy, których nie powinnam i uczyć się na błędach.

Cicho westchnęłam, przenosząc wzrok na ludzi w sali. Wszyscy są szarzy i płytcy. Bez większych ambicji, zapałów, czy chęci do lepszego życia. Biorą to, co dostają, nie oczekując więcej. Całkowicie są im obojętne ich losy. Każdy uczy się tylko po to, aby zdać. Czterdzieści procent z egzaminów końcowych to norma dla wszystkich nastolatków. Oni żyją tylko imprezami, plotkami oraz kłamstewkami.

Zabrzmiał dzwonek, który oznacza koniec zajęć. Wszyscy gwałtownie zerwali się z ławek, wręcz wybiegając z pomieszczenia. Każdy chcę skorzystać z ostatniego słońca w tym roku. Cóż, za kilka dni zaczyna się listopad, a wraz z nim śnieg, deszcz oraz błoto. Czyli wszystko, czego szczerze nienawidzę.

Mozolnym krokiem wyszłam z sali plastycznej. W czasie wędrówki zaczęłam nakładać na siebie kurtkę, żeby móc szybciej wydostać się z tego budynku, na którego widok mam ochotę wymiotować. Stada młodzieży przepychało się na korytarzach, a większość z nich wybiegała na zewnątrz, gdzie jest świeże powietrze oraz całkowita wolność.
Znudzona kierowałam się za wszystkimi, starając się, żeby nikt mnie nie poturbował. Cóż, więcej niż dwie trzecie uczniów kończy zajęcia o tej samej porze, dlatego zawsze na korytarzach o godzinie piętnastej, snują się zagubione duszyczki. Niestety, mało jest chętny na dodatkowe zajęcia, czemu wcale się nie dziwie, bo sama po szkole jedyne na co mam ochotę to jedzenie oraz spanie.

Wychodząc na zewnątrz poczułam uderzenie wiatru, który przeplatają ciepłe promienie Słońca. Uśmiechnęłam się pod nosem, ruszając w stronę bramy głównej. Moje włosy delikatnie podrygiwały pod wpływem wiaterku. Dzisiaj mam wyjątkowo przyzwoity humor. Nie zadręczam samej siebie, ani nie czuję smutku. Jest...normalnie. Całkowicie jakbym była przeciętną dziewczyną z typowymi problemami. Chociaż każdy doskonale wie, że nigdy już chyba nie doczekam się takiej codzienności.

Obejrzałam się dookoła, próbując znaleźć ciekawe lub nowe twarze. Jednak ludzie chodzą tak szybko, że nie nadążam zarejestrować wszystkich. W oczy wpadają mi jedynie osoby, z którymi mam wspólne zajęcia, czy zamieniłam z nimi chociaż dwa zdania. Różne głosy wypełniają moje uszy, a zapach tytoniu drażni nozdrza.
Skrzywiłam się, idąc przed siebie. Wszystko jest przytłaczające. Nie umiem odnaleźć się w tym tłumie, który zewsząd mnie otacza. Czuję się "przydeptana" przez innych. Moja introwertyczna dusza daje się we znaki. Jednak nie to jest w niej najgorsze. Najgorsze jest to, że przez nią ciężko mi żyć. Każda, krótka rozmowa przyprawia mnie o ogrom stresu, plątanie języka oraz zawstydzenia. Wiem, że reaguje nadzwyczajnie przesadnie. Jednak nie jestem w stanie "od tak" usunąć swojego urazu do ludzi.
Poza tym wiem, jaką mam opinię w szkole i innych środowiskach. Nie chcę niszczyć reputacji innych przez to, że się ze mną zadają. Wolę pozostać cichą myszką, która nikogo nie obchodzi i jest całkowicie obojętna dla każdego. Fakt, czasami również doskwiera mi samotność. Ale jeśli mam być karmiona fałszem, to wcale wolę nie jeść.

Przed bramą główną napotkałam czarnego Chevroleta Camaro, który należy do mojej mamy. Uśmiechnęłam się pod nosem, przyspieszając kroku. Nie spodziewałam się, że znajdzie czas, żeby mnie odwieźć do domu. Jest to miła niespodzianka, która zdarza się raz na tysiąc lat.
Otworzyłam drzwi od strony pasażera, wskakując do auta.

- Cześć, mamo - przywitałam się, zamykając za sobą wejście do samochodu. Pociągnęłam za pas, znajdujący się po mojej prawej stronie i zapięłam go. - Co się stało, że po mnie przyjechałaś? - zapytałam zaciekawiona, przejeżdżając palcami po swoich ciemnych włosach.

- Wracałam ze sklepu, a twoja szkoła była po drodze, więc zajechałam - odpowiedziała, ruszając spod szkoły. Pomruk sportowego silnika spowodował delikatne dreszcze na moich plecach.
Bez bicia przyznaję, że uwielbiam ten dźwięk.

Zaczęłyśmy jechać, a ja zmęczona tęsknie patrzę za szybę. Wszystko miga mi przed oczami. Cały obraz rozmazuje się i zmienia w ciągu sekundy. Jednak czemu się dziwić, skoro moja mama to szalony kierowca, który nie zwraca uwagi ma przepisy.
Smętnie patrzę na krajobraz, próbując nie przymykać powiek. Dopiero teraz czuję skutki dzisiejszych czterech godzin snu. Znów zaczęły dręczyć mnie koszmary, w których przypominam sobie krew lecąca po moich dłoniach i łzy przerażenia. Te wspomnienia wracają bardzo często. I za każdym razem ranią również mocno.

Słowa zawsze bolą mocniej niż czyny.

_______________

Rozdział według mnie nudny, jednak czasami takie muszą być 🙄

Komentujcie i zostawcie votes! <3

FajnaSosna xxx

Love a Loser || Kristian Kostov ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz