VI

341 47 29
                                        

- O! A, tutaj jest najlepszy sklep muzyczny w tej dziurze. - Gerard wskazał dach małego budynku w centrum. Siedzieli razem z Frankiem, przy komputerze w jego pokoju. Mikey i Ray grali na konsoli w salonie, od czasu do czasu słychać było ich kłótnie lub śmiech. - No co? - uśmiechnął się widząc zdezorientowaną minę czarnowłosego. - Mówiłeś przecież, ze lubisz grać na gitarze, więc raczej powinieneś wiedzieć gdzie jest sklep muzyczny, co nie?

- No tak, racja - chłopak uśmiechnął się.

- Chłopcy - zawołała z dołu Donna. - Kolacja.

- Cholera - zaklął Iero zrywając się z krzesła. - Już tak późno? Obiecałem matce, że wrócę przed szesnastą.

- No troszkę się spóźniłeś - Gerard wskazał na komputerowy zegarek. Wskazywał 18:33.

- Gee - twarz Franka była przeraźliwie blada. - Ona mnie zabije.

- Nie zabije, bo Cię odprowadzę i jej wszystko wyjaśnię - Way także wstał i otworzył drzwi przed czarnowłosym. - Goście przodem - powiedział kłaniając się w pas.

- Dziękuję za chęci ale nie sądzę aby to zbyt wiele dało - zaczął Frank schodząc szybko po schodach. - Moja matka przy tobie będzie milutka i powie, że nic się nie stało, że przecież to normalne się zagadać. Ale jak już pójdziesz to zrobi mi piekło - dokończył wkładając glany w przedpokoju.

- Coś się wymyśli. - Gerard puścił oczko do przyjaciela i sięgną po kurtkę. - Mamo - krzyknął zwracając twarz w stronę sufitu.

- Tak kotku? - Way na słowo kotku przewrócił oczami.

- Idę odprowadzić Franka. Nie wiem kiedy wracam - rzekł i wyszedł nie czekając na odpowiedź.

- Do widzenia Pani Way - mruknął zawstydzony nieco Iero, po czym ruszył za Gerardem.

Frankowi nie było przyjemnie  opuszczać ciepły dom i wychodzić na mróz. Szczegulnie kiedy musiał wracać do innego domu. Domu który był jeszcze zimniejszy niż ten mróz.

Szli w milczeniu, obaj ubrani na czarno. Mdłe światło miejskich latarni oświetlało ich przez co rzucali długie cienie, no przynajmniej jeden z nich. Każdy był pogrążony we własnych myślach i sądząc po minach jakie mieli, można było wywnioskować, że myśli te były jednakowo nie ciekawe.

Gerada martwiło zachowanie nowego przyjaciela. Przez cały dzień wydawał się lekko zdenerwowany. To jednak było normalne, kto nie był by zdenerwowany po raz pierwszy będąc w czyimś domu (nawet jeśli ten ktoś miał by być w przyszłości twoim najlepszym przyjacielem). Nie. Way'a martwiło to jak Iero zachowywał się kiedy wspominał o matce. To nie było normalne. No dobrze, spóźnił się o te dwie i pół godziny. Ale przecież był w nowym miejscu i musiał poznać nowe miejsca, nowych ludzi. To zajmuje trochę czasu. Poza tym matka Franka sama jest sobie winna za to, że nie miała z synem kontaktu. Mogła mu nie zabierać telefonu, Iero powiedział mu o tym kiedy siedzieli razem w pokoju.

Frank z kolei zastanawiał się dlaczego Gerard jest tak źle nastawiony do swojej matki. Kiedy zobaczył jak Gee przewraca oczami w przedpokoju, przypomniało mu się zdarzenie z kawiarni. Od tamtej pory nie dawało mu to spokoju. Donna wydawała się naprawdę miła. Kiedy tylko weszli do domu przywitała ich miło i zaczęła Franka wypytywać o różne rzeczy. Potem, gdy Mikey ze śmiechem powiedział jej żeby już go nie męczyła, zaproponowała im herbatę. Później, mimo tego iż odmówili, przyniosła im ją do pokoju razem z ciasteczkami. Ale w sumie Linda przy ludziach też  była bardzo miła, co innego w domu. Przecież Frank nie znał dobrze Donny i Gerarda też w sumie jeszcze nie.

- Franki - zaczął nieśmiało Way.

- Hmm? - mruknął Iero nadal pogrążony we własnych myślach.

- Czemu aż tak boisz się swojej matki? - zapytał jednym tchem i skulił się trochę, jakby oczekując na cios.

Frank westchnął głęboko.

- To długa historia - rzekł wymijająco.

- Rozumiem - Gerard przygryzł dolną wargę i na powrót pogrążył się w myślach. Znów, jednym głupim pytaniem, kogoś do siebie zraził. Był pewien, że jutro w szkole Frank się już do niego nie odezwie, a teraz pozegna go po prostu przed bramą.

- Hej! - Czarnowłosy ze zmartwioną miną pomachał mu ręką przed twarzą. - Ziemia do Gerarda.

- Przyjąłem. Jakieś problemy tam na dole? - uśmiechnął się lekko.

- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne - warkną urażony tonem Frank ale zaraz potem parskną śmiechem. - Słyszałem wiele uszczypliwości na temat mojego wzrostu, ale ta jest najlepsza.

- Nie to miałem na myśli - odparł Gee też się śmiejąc - ale nieźle wyszło. Pytałeś mnie o coś wcześniej?

- Pytałem, czemu jesteś taki opryskiliwy w stosunku do Donny?

Gerard zastanowił się przez chwilę. Skoro Frank nie chciał mu odpowiedzieć na jego pytanie, to niby dlaczego on miałby odpowiadać. Chociaż z drugiej strony polubił Iero. To był jak na razie jego jedyny przejeciel, nie licząc Ray'a. Miał dużo znajomych ale nie przyjaciół.

- Ona jest zupełnie inna przy kimś - rzekł w końcu. - Kiedy jesteśmy sami w domu nie jest już taka milutka. Ma fiksia na punkcie sprzątania - uśmiechnął się drwiąco. - Dla niej wszystko, zawsze musi być idealne. Chce żebyśmy byli idealną rodzinką. I w sumie jej to nawet wychodzi. Tylko na ja jej zawsze przeszkadzam - prychną. - Od kiedy pamiętam zawsze się na mnie darła, że coś robie nie tak, że jej nie pomagam, że nie tak oddycham. To Mikey był zawsze tym lepszym synkiem a ja tym gorszym.  Dlatego zacząłem prawie co miesiąc malować włosy. Bo to ją denerwuje.

Na moment zapadła cisza. Był to ten rodzaj ciszy, która zapada kiedy się na coś oczekuję. Gerard czekał aż jego przyjaciel coś powie, jakoś to skomentuje. Frank z kolei na dalszy ciąg tej historii. Widząc jednak, że cisza się przedłuża, a Way nie ma zamiaru dodawać już nic więcej, zaczął nieśmiało.

- Przez chwilę wydawało mi się, że opisujesz moją rodzinę - przy słowie rodzinę zrobił w powietrzu zajączki. - Tyle, że moi rodzice rozwiedli się kiedy miałem sześć lat. Ojciec wyjechał do Niemiec a ja zostałem z matką, nawet sukinsyn nie płaci alimentów. - Kopną grudkę śniegu, która potoczyła się spory kawałek do przodu. Matka znalazła sobie innego faceta, Brian'a. Zrobią sobie z nim drugie dziecko. Dziewczynka, Sofii. Nienawidzę ich oboje, troje właściwie. Idealna rodzinka - warknął. - Tylko szkoda, że cały czas drą na siebie ryje. Właśnie dlatego musieliśmy się przeprowadzić, bo sąsiedzi dziwnie na nas patrzyli - prychną. - Od początku byłem dla niej tylko kulą u nogi a od kiedy poznała tego skurwysyna to już w ogóle.

Resztę drogi, nie było jej już z resztą dużo, pokonali w milczeniu. Szli bliżej siebie niż wcześniej. Obaj to zauważyli, ocierali się od czasu do czasu ramionami, ale obaj zwalili to na chłód panujący na dworze.

- No to chodź - rzekł Frank otwierając bramkę. - Witamy w piekle, tylko jeden z nas wyjdzie  stąd tej nocy - dodał smutno.

Bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale jak już pisałam w notce mam ,,problemy" z Internetem.
W ten weekend, jako rekompensata, pojawi się jeszcze jeden (może dwa ale nic nie obiecuję) rozdział.
Miłego weekendu kochani 😘

Carrie Black

Can you feel my heart? / FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz