XIII

273 42 40
                                    

- Ty z nim gadaj - mruknął Way trącając przyjaciela łokciem. - Ja go wolę nie denerwować.

Iero westchnął ciężko i niechętnie podszedł do Brendona. Jego wczorajszy entuzjazm zdążył już nieco przygasnąć, szczególnie po tym jak Linda wyśmiała go wieczorem. Nadal miał w uszach jej śmiech i szydercze słowa.

- Możemy pogadać? - spytał ostrożnie wysokiego chłopaka. Urie zmierzył go niechętnym spojrzeniem ale kiwnął twierdzaco głową. - Chodzi o to... - Frank zawahał się.

Jak miał mu to powiedzieć? Słuchaj Bre zakładamy z chłopakami zespół, mam nadzieję że się cieszysz? Nie, to nie brzmiało zbyt dobrze. Przecież ledwo co znał tego chłopaka.

- Możesz się streszczać mały? - Brendon był już mocno poirytowany. - Jeśli Gerard ma mi coś jeszcze do powiedzenia to niech sam to zrobi, a nie wysyła mi ciebie.

- Tak właściwie to to dotyczy też mnie. I Mikey'go i Raya. My...

- Czyli to jednak prawda? - miejsce zirytowania zajęło zaciekawienie i podniecenie. 

- Ale co prawda? - spytał głupio Iero. Nic nie mógł na to poradzić. Pytanie Brendona zupełnie go zaskoczyło. Przecież nikomu jeszcze nie mówili o swoich planach.

- No to, że macie zakładać zespół - wyjaśnił niecierpliwie brunet. - To prawda? Jeśli tak to uratowalibyście mi dupę.

- No tak - wykrztusił w końcu Frank. - To prawda. Skąd wiesz?

- Obiecałem, że nikomu nie powiem.

Urie uśmiechnął się szeroko i puścił szatynowi oczko, po czym odszedł tanecznym krokiem zostawiając zszokowanego Iero na środku korytarza.

- I? - spytał Gerard podchodząc do przyjaciela. - Franki wszystko okey? - zmartwił się widząc minę młodszego.

-  Co? - Frank w końcu wyrwał się z zamyślenia. - Tak, jasne. Tylko to było... trochę dziwne - zmarszczył brwi.

- Przynajmniej cię nie pocałował - odparł krzywiąc się Gerard.

- No tak, chwała mu za to - zaśmiał się Iero. - Chodźmy już - zmienił temat. Nie chciał aby Gee też zaczął się tym martwić. - Pierwszą mam fizykę a wiesz jaka jest ta baba - rzekł i ruszył korytarzem nadal się uśmiechając.

W sumie co to ma za znaczenie? Czy wiedział, czy nie? Tylko mi to ułatwił. Stwierdził w myślach Iero opierając się o ścianę naprzeciw wejścia do pracowni fizycznej.

***

Gerard

Czekałem na Franka przed szkołą. Sam skończyłem lekcję godzinę wcześniej ale obiecałem mu, że po szkole wrócę z nim do domu. Nie musiałem tago robić, już wiele razy łamałem różne obietnice. Jego jednak nie chciałem zawodzić.

- Co się z tobą dzieje Way? - mruknąłem patrząc na ulicę. Przypomniałem sobie miodowe oczy Iero, nasze rozmowy przez telefon (zazwyczaj zaczynały się o siedemnastej a kończyły o trzeciej w nocy) i uśmiechnąłem się do siebie. - Nie. Zaraz. Stop. Zdecydowanie musisz pójść do jakiegoś dobrego psychologa.

- Skoro gadasz sam do siebie to radziłbym bardziej do psychiatry.

Podskoczyłem słysząc czyjś głos za swoimi plecami. Odwróciłem się z zamiarem powiedzenia temu komuś, żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Kiedy jednak zobaczyłem kto to, zamarłem. Wstałem z murka, na którym siedziałem i cofnąłem się o krok.

Co ty odpierniczasz Gerard? Boisz się jakiegoś przygrubego skina i jeszcze mu to pokazujesz? Ty tępy ośle ogarnij się w końcu, nie możesz cały czas przed nim uciekać.

Zły na siebie spojrzałem mu w oczy.

- Potrzebujesz czegoś Bob? - warknąłem.

- Spokojnie - podniósł ręce w obronnym geście. - Chciałem tylko przeprosić - mrunkął spuszczając głowę. - Od tylu lat męczy mnie to co zrobiłem. Mam straszne wyrzuty sumienia. Bardzo, naprawdę bardzo cię przepraszam - wyciągnął rękę.

Przyjrzałem mu się uważnie. Wyglądał na autentycznie skruszonego. Mineło tyle lat, przecież ludzie się zmieniają. Chociaż z drugiej strony, czy coś takiego można wybaczyć?

- Nie przepraszaj mnie tylko mojego brata - powiedziałem w końcu, ignorując jego wyciągniętą dłoń. - To jego skrzywdziłeś najbardziej. Jeśli on ci wybaczy, to ja też.

- Jasne, oczywiście. Pomyślałem tylko, że łatwiej by było gdybyś mu pokazał, że... No wiesz.

- Nie nie wiem. Myślisz, że mając mnie po swojej stronie łatwiej przekonasz Mikey'go żeby ci wybaczył? - parsknąłem. - Obawiam się, że musisz się bardziej postarać.

- Co mam mu kupić jednorożca? - warknął po czym spuścił głowę i mruknął coś pod nosem. - Postaram sie - szepnął tak cicho, że ledwie to dosłyszałem. - Oj już ja się postaram.

Pomyślałem wtedy, że ma na myśli staranie się o wybaczenie. Nie miałem pojęcia jak bardzo się myliłem i jaką cenę będę musiał za to zapłacić.

- Muszę lecieć - mruknalem słysząc za plecami szkolny dzwonek. - Życzę ci powodzenia.

- Dzięki - uśmiechnął się lekko. - Gee jeszcze jedno. Słyszałem, że zakładacie zespół. Nie potrzebujecie może perkusisty?

- Zastanowimy się - mruknąłem odchodząc. - Ale najpierw przeproś mojego brata.

- Sie wie - krzyknął machając za mną.

***

- Przeprosił cię?

Sam nie wiedziałem który z chłopaków wygląda na najbardziej zaskoczonego.

- Sam nie mogę w to uwierzyc ale tak. I mówił... - zawachałem się chwilkę - że ciebie też ma zamier przeprosić Mikey.

- Świetnie - jego twarz była zacięta. - Może mu nawet wybaczę, ale przyjaciółmi to my na pewno nie będziemy.

- Pytał czy nie potrzebujemy perkusisty - powiedziałem ostrożnie po dłuższym milczeniu.

- Chłopaki - zaczął niepewnie Ray -  nie to, że go bronię albo chce w zespole, ale my naprawdę potrzebujemy perkusisty. Przejrzałem wasze piosenki i tam pasowałaby perkusja. Miałem wam to dzisiaj powiedzieć.

- Czyli co przyjmujemy go? - spytał Mikey.

- Mikey jeśli nie chcesz - zacząłem.

- Chcę - przerwał mi prawie z optymizmem. - Z resztą sam wiesz co mówiła pani psycholog.

Kiwnąłem głową. Doskonale wiem co mówiła przycholog Mikey'go. Jeżeli on kiedykolwiek was przeprosi należy mu wybaczyć. Każdemu należy się druga szansa. Nie byłem jednak przekonany czy w tym przypadku jej rada wyjdzie na dobre. I jak sie później okazało, miałem rację.

Witam
W tym już coś się dzieję ale to i tak nic *szatański śmiech*
No dobra na razie więcej nie powiem
Miłego weekendu/reszty ferii/ferii czy cokolwiek tam macie 😙

Carrie Malfoy

Can you feel my heart? / FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz