XI

277 42 5
                                    

- Nie! Niczego nie będę wystawiać do jasnej cholery! -Krzyk Gerarda niósł się echem po szkolnym korytarzu, na którym nagle zapadła całkowita cisza. 

- Gee błagam cię, uspokuj się, przemyśli sobie to wszystko - błagał Brendon bliski płaczu.

- Nie będę nad niczym myślał! Jak mogliście zrobić to tej kobiecie?! Ona ma małe dzieci a wy wyrzuciliście ją na ulicę!

- Czyli tylko o to...

- Tylko o to?! Ja zawsze wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak, ale nie miałem pojecia, że aż tak! Czy ty siebie słyszysz?! Tylko o to?!

- Co się dzieje? Słychać was aż na piętrze. - Z tłumu uczniów wyłonili się Mikey i Frank. Na twarzy młodszego z Way'ów malowało się przerażenie. Chłopak aż za dobrze wiedział, że jeśli lego brat wpadnie w szał, bardzo trudno jest go uspokoić. A na to się właśnie zapowiadało.

- Wyrzucili nam nauczycielkę od plastyki! To się stało - krzyknął Gerard.

- Czekaj, co? Jaką nauczycielkę? O co chodzi? - Mikey podszedł do brata i położył mu rękę na ramieniu. Starszy Way wyrwał mu się jednak i podszedł do jednego ze swoich obrazów. Popatrzył na niego przez chwilę po czym z krzykiem zerwał go ze ścainy i rzucił na podłogę. Chciał zrobić to samo z kolejnym ale powstrzymały go  czyjeś ręce łapiące jego nadgarstki. Zaczął się wyrywać myśląc, że to Mikey lub Bendon. Przestał jednak napotykając miodowe tęczówki.

- Sami sobie malujcie obrazy i je wystawiajcie - warknął - Puść mnie - mruknął do Franka. Iero przyglądał mu się przez chwile, po czym powoli spełnił polecenie. Kiedy tylko Gerard poczuł, że jego ręce są wolne odwrócił się w stronę wyjścia i odszedł.

- Jesteście potworami - warknął jeszcze w progu i z rozmachem trzasnął drzwiami.

Na korytarzu zapadła całkowita cisza. Wszyscy patrzyli na Brendona, którego zaszklone oczy zatrzymały się na drzwiach.

- No i na co się tak gapicie?! - krzyknął Mikey ciągnąc Urie'go w stronę Franka. Uczniowie jeszcze chwilę na nich patrzyli po czym zaczęli wracać do swoich zajęć.

- Co to, do cholery, było? - spytał szeptem Iero.

- Dyrektor wyrzucił wczoraj Panią Lawrence, nauczycielkę plastyki - wyjaśnił Urie. - Gee miał z nią dobry kontakt.

- O co chodzi? - spytał ponownie Frank. Tym razem z wyraźnym naciskiem. - Bo nie uwierzę, że odstawił coś takiego - wskazał na obraz, a raczej to co z niego zostało- tylko dlatego, że miał dobry kontakt z nauczycielką od plastyki.

- No bo... - Brendon zmieszał się. - No bo ona miała problemy finansowe. Rozwiodła się z mężem, który był alkocholikiem; ma dwójkę dzieci i aktualnie żadnego źródła dochodu. Ja też uważam, że dyrektor postąpił jak ostatnia świnia ale nic nie mogę na to poradzić. Nawet gdybym wstawił się za nią, nic by to nie dało. Jestem tylko uczniem.

Iero westchnął ciężko. Teraz wcale się nie dziwił, że Gerard nie chce wystawić tych obrazów. Sam, na jego miejscu, zrobiłby tak samo.

- Idę z nim pogadać - mruknął.

- Franki - Mikey złapał go za ramię - Gee, kiedy się zdenerwuje woli być sam. Wyżyje się na tobie a potem nie odezwie przez tydzień i będziesz go musiał przepraszać. On taki jest. Zostaw go lepiej w spokoju, niech się wykrzyczy i uspokoi.

- Chyba jednak spróbuję, ale dzięki za ostrzeżenie.

Frank

Szukałem już chyba na całym terenie szkoły a Gee jak nie było tak nie ma. Oparłem się o jedno z drzew rosnące przy budynku. Nie wziąłem kurtki i zrobiło mi się zimno. I nic dziwnego,  w końcu to środek stycznia. Ramiona zaczęły mi lekko dygotać. Już miałem wracać do szkoły i tam poszukać Way'a kiedy nagle coś spadło na mnie z drzewa. Pisnąłem cicho i zdjąłem materiał z głowy. Rozpoznałem w nim skórzaną kurtkę Gerarda. Spojrzałem w górę.

- Ubierz się albo wracaj do szkoły bo się przeziębisz - rozkazał ponurym głosem. Siedział na drzewie i przyglądał się samochodom wolno sunącym ulicą.

- Jak tam wlazłeś? - spytałem, ignorując jego wcześniejsze słowa. Wskazał kciukiem na mur nie odwracając wzroku od ulicy. Przyjrzałem się ścianie. Nawet nie miałem szans się na nią wdrapać, była za wysoka. Westchnąłem i okryłem się skórą, była zaskakująco ciepła. - Możemy pogadać?

- Jasne - mruknął i zeskoczył z drzewa. - Zapytałbym o czym chcesz rozmawiać ale chyba już się domyślam.

- Na twoim miejscu zrobiłbym to samo - powiedziałem. Postanowiłem zacząć od uspokojenia go i pokazania, że jestem po jego stronie. Chyba mi się udało bo lekko się uśmiechnął. No to teraz trudniejsza część. - Ale to nie jest wina Brendona - westchnął ciężko.

- Wiem, zachowałem się jak kretyn - spuścił głowę.

- Gee - dotknąłem delikatnie jego ramienia - działałeś w nerwach. Chyba każdy na twoim miejscu byłby wsciekly. Co nie znaczy, ze nie powinieneś przeprośić Urie'go.

- Wiem - powtórzył. - Zaraz to zrobię. Jeżeli będzie chciał jeszcze ze mną rozmawiać - przygryzł wargę.

- Będzie chciał, nie martw się.

Za naszymi plecami zadzwonił dzwonek oznajmiając rozpoczęcie lekcji.

- Chodź, nie chcę, żebyś miał przeze mnie kłopoty - mruknął Gee wskazujac na budynek.

- Och, jakoś to przeżyję - zaśmiałem się. Ruszyliśmy w stronę szkoły. Nagle Gerard zatrzymał się i złapał mnie za ramię. - Co? Co się stało? - spytalem przestraszony.

- Ja nie wystawię obrazów ale ty możesz zagrać - uśmiechnął się. - Pomyśl tylko, w końcu udowodnisz matce, że masz talent. Pokażesz jej, że ludziom podoba się to co robisz.

- Nie, raczej nie.

- Ale czemu? Przecież grasz świetnie. Wszyscy byliby zachwyceni.

- Jakoś wątpie - mruknąłem, zdejmując jego kórtkę z ramion.

- Frank no błagam. Ty mógłbyś pokazać swój talent a Brendon nie musiałby się tłumaczyć przed dyrkiem. To znaczy musiałby ale i tak miał by mniej kłopotów. No bo... Oj sam wiesz o co chodzi - powiedział otwierając przede mną drzwi.

- Zastanowię się - rzekłem rzucając mu kurtkę.

Część wszystkim
Jak tam u was?
Dawno mnie tutaj nie było
Ale już jestem i mam ferie więc pewnie będzie więcej rozdziałów
Nwm czy kogoś ucieszy taka ciekawostka (mam nadzieję, że tak😂)

Carrie Malfoy

Can you feel my heart? / FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz