XIV

266 45 54
                                    

- Szybko łapiesz - powiedział ucieszony Ray. Razem z Frankiem uczyli Mikey'go gry na gitarze już od dwóch tygodni. Efekty były lepsze niż się spodziewali. Way drugiego dnia nauki potrafił zagrać całą gamę a po tygodniu jedną z piosenek. Dodatkowo chłopak miał bardzo dużo determincji i ćwiczył praktycznie całymi dniami.

Ray zadecydował, że zagrają trzy, góra cztery piosenki więc postęp Way'a bardzo wszystkich cieszył.

- Niedługo będzie można zacząć próby całym - wyraźnie zaakcentował to słowo - zespołem.

Młodszy z braci westchnął ciężko. Bob faktycznie go przeprosił a Mikey faktycznie mu wybaczył. Mimo to, młodszy z Way'ów, nadal starał się unikać kontaktów z nim. Nie był pewien czy jest gotowy spędzać z nim po kilka godzin dziennie w jednym pomieszczeniu.

- No to raczej dobrze nie? - powiedział w końcu udając entuzjazm. - Przecież ta dyskoteka ma być czternastego, im wcześniej zaczniemy ćwiczyć tym lepiej wypadniemy.

- Podziwiam cię wiesz? - mruknął Frank.

- Weź bo niedługo powiesz mi, że jestem twoim bochaterem - Mikey zaśmiał się.

Iero już otwierał usta aby jakoś odpowiedziec kiedy z dołu dobiegł ich krzyk Gerarda.

- ... No jasne, ty nigdy nic nie rozumiesz!

- No nie - jęknął jego brat. - Znowu?

- Co znowu?

- Znowu kłóci się z matką - westchnął Mikey odkładając gitarę. - Ostatnio zdarza im się to coraz częściej i... - zastanowił się nad doborem słów - intensywniej.

- Nie, nie nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę idealny! Pogódź się z tym wreszcie! - W głosie Gerarda słychać było wyraźnie histerię, chłopak prawie płakał.

- Więc przestań się w końcu przeciw wszystkiemu buntować - krzyknęła Donna. Mimo zamknętych drzwi chłopcy słyszeli wszystko bardzo wyraźne. - Czemu nie możesz być normalny jak Mikey'uś?!

- Czyli jestem dla ciebie nienormalny?! - teraz Gee już wyraźnie płakał. - Może od razu zamknij mnie w psychiatryku i będziesz miała w końcu spokój! W końcu będziecie idealną rodzinką!

- Jaki ty jesteś wredny! - krzyknęła Donna z niedowierzaniem w głosie.

Frank zerwał się z łóżka słysząc głośny urywany szloch swojego przyjaciela. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i chwycił za klamkę.

- Frank - Mikey złapał go za ramię. - Lepiej sie nie mieszaj. Pokłócą się, Gee się uspokoi i przyjdzie do nas.

Frank zastanowił się chwilę. Może Mikey miał rację. To w końcu nie była jego sprawa i nie miał prawa się w to mieszać.

Już miał z powrotem wrócić na łóżko kiedy usłyszał ponowny szloch Gerarda. Serce mu się ścisęło. Jego przyjaciel płakał tam a on miał go zostawić? Nie. Okej, może wyjdzie na nachalnego kretyna, wtrącającego  się w nie swoje sprawy ale nie zostawi tak Gerarda.

Frank

Strąciłem rękę Mikey'go ze swojego ramienia i nacisnąłem klamkę.

- Przepraszam ale nie mogę go tak zostawić - mruknąłem. Way nie odpowiedział tylko wywrócił oczami i wrócił na swoje miejsce. Spojrzałem na Ray'a, który kiwnął zachęcająco głową.

Ostrożnie wyszedłem na korytarz zamykając za sobą drzwi. Z dołu dobiegały mnie odgłosy kłótni. Teraz to głównie Donna krzyczala, Gerard tylko płakał. Schodząc po schodach próbowałem zlokalizować z którego pokoju dobiega krzyk kobiety. Wszystko wyglądało na to, że znajdują się w kuchni.

Can you feel my heart? / FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz