Beauty

1.7K 76 2
                                    



        Nazywam się Rosabelle Gold. Mam od dwudziestu ośmiu lat osiemnastkę, w szkole uczę się jak budować karmniki, a mój tata płacze nad rozbitą filiżanką. Stop. Sama się pogubiłam. Może spróbuje wyjaśnić to co sama rozumiem, a dopiero później przejdę do...tej drugiej części.

        Zacznijmy od mojego taty. Elegancki mężczyzna po pięćdziesiątce, właściciel miasta, jego bardziej hobby niż praca to prowadzenie lombardu w samym sercu Storybrooke. A cóż to Storybrooke? Małe miasteczko w Maine, wokół tylko lasy i żadnej żywej duszy. Każdy siebie zna, wszyscy chodzą do tego samego psychiatry, a w święto dziękczynienia większość kupuje tą są kanapkę z kurczakiem „u Babci". Tak, jesteśmy trochę odcięci od cywilizacji. Próbowałam dwa razy stąd wyjechać. Pierwszy trzy lata temu, ale spóźniłam się na busa (to całkiem normalne, że kursuje raz w tygodniu o różnych godzinach),a drugi całkiem niedawno, prawie już miałam opuszczać to przeklęte miasto, ale okazało się, że nie wzięłam pieniędzy i okazja znowu uciekła sprzed nosa.

        Wracając do początku. Macie czasem takie uczucie, że czas leci, a wy nie jesteście ani trochę dojrzalsi , a potem BUM jesteście już na studiach? Mam podobnie, tylko bez tego wyjeżdżania na studia, skończenia szkoły czy chociażby wypadnięcia ostatniego mleczaka. Zatrzymałam się w miejscu, dosłownie! Próbowałam pytać taty, ale on nigdy nie odpowiada, albo sobie idzie i zostawia mnie bez odpowiedzi. Dziwnym trafem później zapominam o tym zjawisku i przez dłuższy czas nawet nie zwracam uwagi na lecący czas.

To jest dziwne.

      Tak jak to, że co tydzień moja nauczycielka powraca do tego samego tematu lekcji. Budowanie karmników weszło mi w krew, mogłabym to dzięki pannie Blanchard robić nawet we śnie. Na to również nikt nie zwraca uwagi. Czasem mam wrażenie, że jestem tu sama, a reszta mieszkańców jest tylko aktorami, którzy są wyuczeni swoich ról na pamięć i odgrywają je jak w jakimś nieskończonym przedstawieniu i tylko ja nie znam swojej.

       I teraz sprawa, której nie umiem wyjaśnić (bo tamte oczywiście wytłumaczyłam perfekcyjnie) dlaczego mój, często pozbawiony uczuć ojciec płakał, kiedy zobaczył na swojej komodzie wyszczerbioną filiżankę w niebieskie wzorki. Próbowałam spytać czemu tak zareagował, ale zbył mnie tak jak zawsze pustymi słowami i sobie poszedł. Mogę mieć tylko podejrzenia. Że to po mojej matce. Jedynej osoby, której jeszcze w tym cholernym miasteczku nie rozgryzłam, a prawdę mówiąc nie poznałam. Jedyne co tata, mi powiedział o niej podczas jednych z tych nieskończonych świąt Bożego Narodzenia i chwili dla ojca z córką to to, że kiedyś jak byłam malutka po prostu znikła i niemożliwe jest bym ją pamiętała, a i nie ma żadnego zdjęcia.

       Trochę to dla mnie niepokojące, nawet nie to, że nie pamiętam mojej matki...ale to, że nie przypominam sobie żadnego fragmentu mojego dzieciństwa. Kolejne pytanie na mojej liście bez odpowiedzi, którą prowadzę od dawna. W sumie tylko ona mi przypomina o tym, że coś jest nie tak, ponieważ czasami mam uczucie, że ktoś chce uśpić moją ciekawość. Ogłupić tak jak resztę mieszkańców.

       Jest jeszcze jedna osoba, która nie poddała się masowej produkcji zombie. Henry Mills, syn pani Burmistrz Reginy. Zauważyłam, że tylko on starzeje się w tym mieście. Pamiętam jak Regina przychodziła do mojego ojca, a ja w tym czasie bawiłam się z tym małym szkrabem. Teraz ma dziesięć lat co jest dla mnie kolejnym argumentem, że w tym mieście ktoś ma jakieś układy z Czasem. Na szczęście chłopak, też chyba nie do końca wierzy wyjaśnieniom swojej matki i  gdy spotykamy się na plaży, rozmawiamy o ucieczce z tego przeklętego miejsca. Mnie się to jeszcze nie udało, ale ostatnim razem młody coś przebąkiwał o znalezieniu pewnego sposobu. Upewnił mnie, że jak tylko mu się uda to dowiem się pierwsza.

       Mam wrażenie, że coś się zaczyna dziać. Dzisiaj podsłuchałam rozmowę, o tym, że Henry Mills uciekł. To było zanim znalazłam zdjęcie. To jedno, które zostało zrobione. Mojego taty z dziwnymi łuskami na twarzy, w śmiesznym stroju jakiegoś średniowiecznego arystokraty. Obok niego stała nieco niższa od niego kobieta, z brązowymi lokami. Miała na sobie śliczną, sukienkę ze złotymi wykończeniami. Trzymała za rękę dziewczynkę, takie same włosy jak u matki. Matki. Skąd wiedziałam, że to jej matka. Najgorsza na tej fotografii była lalka, którą trzymało dziecko. Kojarzyłam ją. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Przed oczami zobaczyłam urywki wspomnienia, w którym owa zabawka wpada do kominka. I krzyk tej dziewczynki.

Beauty

Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz