Jej przystojny bohater

833 65 4
                                    



Byłam bardzo zła. Jeszcze nigdy z moim tatą się tak nie pokłóciłam. Może to trochę szczeniackie, ale stwierdziłam, w tamtym momencie, że nie będę pokornie siedzieć w pokoju. Podeszłam do okna. Na szczęście mój pokój nie znajdował się wysoko. Już miałam wychodzić, ale przypomniałam sobie o fotografii. Nie mogłam jej zostawić, jeszcze tata by ją znalazł. Ponieważ na dworze nadal padał deszcz, zarzuciłam na głowę kaptur bluzy i wyszłam przez okno.

Kiedy udało mi się bezpiecznie zeskoczyć z dachówek, przez chwilę nie wiedziałam gdzie pójść. W głowie przewijały mi się różne alternatywy. W końcu przypomniałam sobie o miejscu w którym nie byłam już dawno. Szybkim krokiem poszłam w stronę centrum Storybrooke.

Dotarłam do ratusza. Na parterze znajdowała się zamknięta biblioteka. Okna były zabite deskami, a drzwi zamknięte na klucz. Mieszkańcy raczej omijali to miejsce szerokim łukiem. Jakiś czas temu odkryłam, że z tyłu znajduje się boczne wejście. Odpowiednimi wytrychami dało się je otworzyć. Czytelnia była taką moją ostateczną kryjówką, dlatego używałam jej tylko w skrajnych przypadkach. Wiedział o niej tylko Henry. Gdyby jego matka się o tym dowiedziała, prawdopodobnie nawet osobiście powymieniałaby wszystkie zamki w drzwiach. To miejsce było nasza tajemnicą.

Z łatwością dostałam się do środka. Prawdopodobnie nikogo tu nie było od czasu mojej ostatniej ucieczki. Wszystko leżało tak jak to zostawiłam. Pod ścianą leżał koc, plecak zapasowymi ubraniami i batonikami muesli. To miejsce było swego rodzaju schronem. Z poczuciem bezpieczeństwa owinęłam się kocem i wzięłam książkę, którą czytałam tu bardzo często. „Jej przystojny bohater", nie było to żadne romansidło jak mogło się wydawać, tylko opowieść o tym, że czasem siłę można zastąpić rozumem i dobrymi czynami. Ułożyłam się wygodnie i zajęłam lekturą.

Skończyłam późno w nocy. Co prawda jeszcze nie świtało, ale deszcz ustał. Na szczęście zdążyłam już ochłonąć i złość wyparowała. Odłożyłam książkę na stosik koło mnie i z tylnej kieszeni wyjęłam fotografię. Po raz setny zaczęłam się przyglądać postaciom. Ciekawe czemu ojciec tak bardzo je przede mną ukrywał. Pod powiekami zaczęłam czuć piasek. Ułożyłam się wygodnej pozycji i otuliłam szczelnie kocem. Zasnęłam spoglądając co jakiś czas na zdjęcie.

Obudził mnie gwar ulicy. Przez szpary w oknach wlatywały promienie słoneczne. Przez chwilę kontaktowałam gdzie jestem. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru.

- Cholera dzisiaj poniedziałek! - Powiedziałam sama do siebie. Wyjęłam telefon. Piętnaście nieodebranych połączeń od taty, cztery od Lucy i trzy od Jamesa. Była dziesiąta. Zaspałam do szkoły. Ughhh nigdy mi się to nie zdarza. Szybko zjadłam ostatniego batonika, notując w głowie, że muszę uzupełnić zapasy. W pośpiechu opuściłam bibliotekę, starannie zamykając drzwi i ukryłam wytrychy za obluzowaną deską. W momencie w którym stanęłam na głównej ulicy, stwierdziłam, że mi się nie chce. Serio, nigdy nie opuszczam lekcji, mimo że większość z nich znam już na pamięć. Jak jeden dzień opuszczę to nic się stanie (od autorki: ja sobie też tak mówię, a potem nagle bum). Z braku pomysłów skierowałam swoje kroki na plażę. Większość ludzi, kiedy było ciepło rozkładała się przy samym wejściu, ci najgorliwsi ustawiali się trochę dalej. Mało kto wiedział, że jeżeli minie się wydmy, można trafić do całkiem sporych rozmiarów drewnianego, zamku dla dzieci. Właśnie tam poszłam. Usiadłam na jednej z jego poręczy i patrzyłam się tępo w morze.

- Belle, Belle! - Czyiś krzyk wybudził mnie z letargu. Zdezorientowana zaczęłam rozglądać się na boki. W końcu zauważyłam Henry'ego, biegnącego w moją stronę. Pomachałam mu radośnie. Wtedy pojawiła się za nim kobieta. Drobna blondynka w czerwonej, skórzanej kurtce – na oko, była przed trzydziestką.


- Belle! - Krzyknął uradowany dzieciak, kiedy do mnie dobiegł. - Bałem się, że cie nie znajdę. Byłem w szkole, ale panna Blanchard powiedziała, że cię dzisiaj nie było...a twojego taty wolałem w takim razie nie pytać.

- Gdzie ja byłam? Młody zniknąłeś na prawie cały tydzień. Szalałam z niepokoju. Nie wspominając o twojej mamie. Gdzie zwiałeś? - Spojrzałam się na niego, a potem przeniosłam wzrok pytająco na jego towarzyszkę. - Kim jesteś?

- Emm nazywam się Emma Swan, jestem yyy...- Kobieta wyraźnie się zmieszała.

- Moją biologiczną mamą. - Henry dokończył z nonszalancją. Wytrzeszczyłam oczy. Nie wiedziałam, że chłopak był adoptowany. A tym bardziej, że teoretycznie nie pochodził ze Storybrooke. Spojrzałam na Emmę. Była w niezręcznej sytuacji. Mills za to wydawał się szczęśliwy, podejrzewam, że w przeciwieństwie do Reginy. - Bells, musiałem ją znaleźć.- Wskazał na Swan. - Pamiętasz jak ostatnio byłem bardzo w żałosnym stanie w szkole. - Kiwnęłam głową. - Panna Blanchard chciała mnie wtedy pocieszyć. Dała mi tą książkę z baśniami. - Wyciągnął z plecaka ogromną księgę ze starannie wykaligrafowanymi słowami „Once Upon a Time".

- Henry już ci mówiłam, że to nie jest możliwe...- Zaczęła Emma. Chłopak uciszył ją spojrzeniem. Swoją drogą było to bardzo zabawne. Dziesięciolatek uciszający biologiczną matkę.

- Bella, te opowieści tutaj. One są prawdziwe, rozumiesz. - Powiedział z przejęciem. Jego oczy aż się zaświeciły. - Wreszcie zrozumiałem. Moja matka...Zła Królowa, rzuciła klątwe na was wszystkich. To dlatego czas stoi w miejscu, a raczej stał. - Uśmiechnął się tajemniczo.

- O czym ty mówisz, młody?

- No nie gadaj, naprawdę nie zauważyłaś? - Teatralnie westchnął. - Wczoraj, wskazówki ratuszowego się poruszyły, po raz pierwszy od zawsze. Czekaj chwilę! - Zauważył, że już otwieram usta by mu przerwać.

Chyba mu się mózg przegrzał. No dobra wiedziałam, że tutaj jest coś nie tak. Ale bajkowe postacie? Mam uwierzyć, że jego matka to zła królowa, a mój ojciec to może jakiś czarnoksiężnik z północy.

- Bella, dzisiaj jest poniedziałek, powinno się wszystko zapętlić, a jednak tak się nie stało! Wszystko obserwowałem, ten poranek był inny niż wszystkie. - Był widocznie uradowany. - Sama zobacz! - Podał mi księgę. Spojrzałam się na Emmę. Rzuciła mi jedno z tych spojrzeń w stylu „już w tym siedzisz, więc spraw mu chociaż satysfakcje", westchnęłam i przyjęłam baśnie. Gdy tylko moja ręka dotknęła skórzanej okładki, odleciałam. Znowu. W jednej chwili zaczęła mnie strasznie boleć głowa, zauważyłam tylko, że Emma do mnie podbiega by mnie złapać i zemdlałam.

Leżałam, ale coś było nie tak. Nie mogłam się poruszyć. Żadną częścią ciała, o głowie nie wspominałam. Byłam w stanie tylko wpatrywać się przed siebie. Zwróciłam uwagę, że leże w dziecięcym łóżeczku, a nade mną wisi karuzela, taka samą jaką wiesza się niemowlakom. Zwisały z niej małe, kryształowe różyczki. Były bardzo misternie wykonane. Zaczęłam wyłapywać dźwięki. Koło mnie ktoś czytał na głos. Kobiecy, bardzo delikatny, znajomy. To co mnie zszokowało, to fakt, że znałam czytany tekst. W mojej głowie natychmiast pojawił się tytuł: „Jej przystojny bohater".


Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz