Domek Elfów

553 49 3
                                    


- Rose, Rooose! - Usłyszałam. - Roose, uważaj na siebie! - Dotarł do mnie kobiecy głos.

Otworzyłam oczy. Leżałam na zimnej, kamiennej posadzce. Czułam się jakbym spadła z wysokości. Bardzo bolał mnie kark. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Znajdowałam się na...zamkowym korytarzu? Okna sięgały, aż po sam sufit, na którym wisiał złoty żyrandol. Odchodziły od niego trzy wejścia.

Dopiero teraz zauważyłam, że obok jednego nich, wygląda przez okno kobieta. Ubrana była w żółtą balową suknie, z pięknymi złotymi wykończeniami.

- Gdzie ja ją już wcześniej widziałam? - Pomyślałam.

Miała długie kasztanowe włosy, które delikatnie się kręciły. W sumie wyglądały tak jak moje. Niestety nie widziałam jej twarzy, ponieważ stała do mnie odwrócona tyłem.

- Rose! Wracaj już! - Ponownie krzyknęła. Zadrżałam, ten głos. Znałam go. Słyszałam już kiedyś. Nie mogłam sobie w tamtym momencie przypomnieć gdzie.

Czy ta kobieta woła mnie?

- Proszę pani...? - Odezwałam się nie pewnie. - Jestem tutaj.

Zignorowała mnie i dalej patrzyła się przez okno. Może nie dosłyszała. Podeszłam do niej bliżej. Wtedy jedne z drzwi się otworzyły. Na korytarz wszedł mężczyzna. Przystanęłam, ale on nawet na mnie nie spojrzał. Za to ja, kiedy go zobaczyłam – oniemiałam. To był mój tata. Co prawda wyglądał inaczej. Przypominał bardziej tą wersje ze zdjęcia. Właśnie zdjęcia! Tam już widziałam tą sukienkę...Czy to jest...naprawdę ona?

Tata podszedł do kobiety. Objął w pasie i przez chwilę oboje wpatrywali się w widok za oknem.

- Muszę już wyjeżdżać kochanie. - Powiedział. Wow, jego głos brzmiał inaczej.

- Wrócisz za kilka dni Rumple? - Zapytała, na patrząc się na niego. Rumple? Kim jest Rumple? Czy to jest jakieś przezwisko?

- Szybciej niż się zdążysz powiedzieć „umowa". - Zaśmiał się. W tym momencie ona się odwróciła i go pocałowała. Przyglądałam się tej scenie z uwagą. Mój tata był tutaj taki inny. Wydawał się spokojniejszy. - Belle, obiecuje, że za niedługo wrócę. Muszę przypilnować kilku dłużników. Z Rose już się pożegnałem, wypuściła mnie z objęć dopiero jak obiecałem, że coś przywiozę. - Uśmiechnął się. I jeszcze raz przytulił się do kobiety.

- A mnie co przywieziesz żebym cię puściła? - Spytała zadziornie.

- Różę, najpiękniejszą jaką znajdę dla mojej najpiękniejszej żony.

Uśmiechnęła się do niego i powoli puściła. Mężczyzna odszedł. Nadal nie mnie nie zwrócił uwagi. Podeszłam do jednego z okien. Próbowałam poruszyć zasłoną, ale moja ręka przez nią przeniknęła. Widocznie znajdowałam się w czymś na kształt mojego wspomnienia, które mój mózg uaktywnił na widok lalki. Dlatego nikt mnie nie widział i nie słyszał. To wszystko już się zdarzyło.

W tym momencie kobieta się odwróciła. A ja spojrzałam w oczy mojej matki.


Była taka sama jak na zdjęciu. Lekko pucołowate policzki, małe, pomalowane na czerwono usta. I duże niebieskie oczy. Gdybym stanęła obok niej oraz zdjęła okulary, prawdopodobnie można by nas pomylić. Ile miała wtedy lat. Jaka była. W mojej głowie zaczęły się dziesiątki pytań. Co lubiła robić. Jaki był jej ulubiony kolor. Jak poznali się z tatą. Dlaczego...dlaczego nas opuściła?

Skierowała się w stronę jednego z wyjść. W tym momencie jak za dotknięciem magicznej różdżki oby dwie przeniosłyśmy się na zewnątrz. Do ogrodu.

Zobaczyłam...tam siebie! Tylko miałam około pięciu lat. Młodsza ja wyglądała tak samo jak na mojej fotografii, ale również jak na zdjęciach z albumu, który dał mi tata.

- Kochanie musisz już wracać do środka. - Odezwała się Bella spokojnie. - Robi się już ciemno. Chodź poczytam ci książkę zanim położysz się do łóżka.

Dziewczynka wyraźnie się ucieszyła. Doskoczyła do matki i mocno ją przytuliła.

- A jak skończysz to wróci tata? - Spojrzała na twarz kobiety, nadal jej nie puszczając.

- Dzisiaj chyba jeszcze nie, ale kto wie, może jutro jeżeli tylko będziesz grzeczna...- Nie dokończyła. W oddali rozbrzmiał dźwięk rogów. Spojrzałam się w stronę lasu z którego dobiegał.

Bella widocznie go rozpoznała. Natychmiastowo wyraz jej twarzy stał się poważny.

- Rosabelle, musimy iść!

- Ale mamoo, chce się jeszcze pobawić w domku elfów. - Wskazała na kupkę liści i patyków, przy których wcześniej urzędowała.

- Rosabelle, nie teraz! Chodź wezmę cię na ręce. - Podniosła dziewczynkę, rzuciła ostatnie zlęknione spojrzenie na las i odeszła.


Tak samo jak wcześniej w mgnieniu oka pojawiłam się przy niej, w zamku. Widocznie znajdowałyśmy się w dziecięcej komnacie. Była w niej pełno zabawek. Przy jednym z okien ujrzałam dziecięcą karuzelę z różyczkami. Identyczną jak w mojej ostatniej wizji!

Kobieta położyła dziecko na rozłożystym łożu.

- Zaraz przyjdę kochanie, wybierz jakąś książkę. - Uśmiechnęła się lekko nerwowo do córki. - Tylko pod żadnym pozorem nie wychodź z pokoju, ja do ciebie przyjdę. - Podeszła do drzwi i miała już wychodzić, kiedy po raz ostatni spojrzała na dziewczynkę i powiedziała. - Bardzo cię kocham córeczko.

Dziewczynka jej nie odpowiedziała, była już zaaferowana książkami.

W tym momencie ktoś zaczął mną potrząsać. Wspomnienie zaczęło się rozmazywać, a ja poczułam, że wracam do rzeczywistości.

- Rose! Obudź się. - Zawołał Henry. Szybko się podniosłam. Byłam w bibliotece. Spojrzałam w miejsce, gdzie wcześniej leżała lalka. Znikła. Przeniosłam wzrok na chłopaka. Był czymś widocznie bardzo podniecony. W rękach trzymał swoje baśnie. - Jak dobrze, że cie znalazłem. Siedziałem u babci, kiedy zobaczyłem, że tu biegniesz.

- Czego chcesz? - Odburknęłam. Gdyby nie on moje wspomnienie mogłoby nadal trwać, a ja być może dowiedziałabym się więcej.

Mills nie wydawał się zniechęcony moim tonem.

- Już wiem jak zdjąć klątwę! - Rozpromienił się, a ja na widok jego uszczęśliwionej twarzy miałam ochotę mu coś zrobić. Czy naprawdę z powodu jakieś głupiej klątwy, którą pewnie sobie jeszcze uroił, ja musiałam cierpieć. - Rose, to ty jesteś kluczem do uratowania miasteczka!

Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz