- O. Mój. Boże. - Udało mi się wydukać, a w oczach zalśniły mi łzy. To naprawdę ona. Żywa, siedzi koło mnie. Nie to niemożliwe. Niemożliwe jest by ona była cały czas tak blisko. Nie...
Zamknęłam oczy. Chciałam by znikła, by się okazało, że to wszystko tylko jakaś pieprzona halucynacja. Ona nie mogła tu być. Nie, po prostu nie.
Jednak, kiedy otworzyłam je z powrotem ona nadal przy mnie była. Siedziała tuż obok i trzymała moją rękę. Kiedy spojrzałam jeszcze raz w jej twarz musiałam wziąć głęboki oddech. Wyglądała prawie tak samo jak ją sobie zawsze wyobrażałam. Tak samo jak...jak na wizjach. Na twarzy, którą już tyle razy wcześniej widziałam, zaczęłam dostrzegać szczegóły, na które poprzednio nie zwracałam uwagi. Przecież miałam takie samo znamię na czole, po prawej stronie, przy włosach. Ten sam kolor oczu. Jak mogłam to wcześniej przegapić.
- Naprawdę tu jesteś...- Wyszeptałam i głos mi się załamał.
- Rose, słoneczko...wszystko w porządku? Martwiłam się o ciebie, osunęłaś mi się na nogach tak po prostu na ulicy. - Powiedziała Lacey przypatrując mi się uważnie. - Chciałam sprawdzić czy masz gorączkę, pochyliłam się i jak dotknęłam ustami twojego czoła to się obudziłaś...- Nie dokończyła. Nie dałam rady już dłużej powstrzymywać łez. To była ona. Naprawdę ona. Wtuliłam się w nią najmocniej jak mogłam. Kobieta była zdziwiona moim zachowaniem, ale po chwili odwzajemniła przytulenie. Siedziałyśmy w takiej pozycji kilka minut. Wreszcie zrozumiałam dlaczego umiałam się tak dobrze dogadać z Lacey. Dlaczego miałam wrażenie, że jako jedyna mnie rozumie. Spojrzałam na nią oczami mokrymi od płaczu. Na jej twarzy malował się spokój, ale i nie zrozumienie. Dotarła do mnie straszna prawda. Ona nie miała pojęcia kim dla siebie jesteśmy. Powoli oderwałam się od niej. Pociągnęłam nosem i uśmiechnęłam się.
- Nie pamiętasz, mnie prawda? - Słowa zabrzmiały smutniej niż się spodziewałam.
- Jakbym mogła zapomnieć przyjaciółkę. - Odwzajemniła uśmiech nieświadoma. - Proszę nie rób mi więcej takich numerów, nawet nie wiesz jak się martwiłam... Co? - Cały czas się na nią patrzyłam. Nadal nie byłam w stanie uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
- Niee, nic. - Jeszcze raz pociągnęłam nosem, łzy znowu zaczęły lecieć. Nie kontrolowałam ich. - Lacey? Chciałabym, żebyś kogoś poznała. - Udało mi się to powiedzieć nawet spokojnie, ale pod koniec nie kryłam już ogromnego uśmiechu, który pojawił się na mojej zapłakanej twarzy.
- Gdzie ty mnie ciągniesz Rose? - Zaśmiała się brunetka.
- Już, zaraz będziemy! - Pociągnęłam ją za rękę w stronę lombardu. Miałam nadzieję zastać tam tatę. Boże jak on się ucieszy. Lacey proponowała, żebym się trochę ogarnęła, bo ponoć cały tusz mam rozmazany pod oczami, ale ja machnęłam ręką i jak najprędzej wyprowadziłam ją z mieszkania. Przecież on musi się jak najszybciej dowiedzieć. Musi ją zobaczyć. Musi pomóc. Tata myśli, że ona umarła.
Przy sklepie na moment się zatrzymałam. Po raz setny spojrzałam na twarz kobiety i się uśmiechnęłam. Ona naprawdę tu była. Tak po prostu.
- Jesteśmy. - Otworzyłam drzwi do sklepu, a dzwonek przy nich radośnie zadzwonił.
- Nie wiem co kombinujesz, ale może być ciekawie. - Zaśmiała się Lacey i weszła ze mną do środka.
- Tato? - Powiedziałam, kiedy zobaczyłam, że nie ma go w oficjalnej części. - Tato!? - Powtórzyłam, głośniej.
- Już, już idę kochanie. - Dobiegł mnie jego głos z zaplecza.
- Przyprowadziłaś mnie bo chcesz mnie poznać ze swoim tatą? - Wyszeptała zdziwiona kobieta. Oj moja droga ty już go znasz, miałam ochotę odpowiedzieć, ale ugryzłam się w język.
CZYTASZ
Tato, przecież obiecałeś
FanfictionHistoria osiemnastoletniej Rosabelli Gold, zamkniętej w czasie od dwudziestu ośmiu lat, razem z resztą mieszkańców tajemniczego miasteczka Storybrooke. Wolno pisane