Głębiej w Zaczarowany Las!

223 13 3
                                    

                    

- Jezu, ale od razu musiałaś ją zabijać?

        Przede mną stał – w grubej, szkarłatnej pelerynie – mężczyzna. Jego rude włosy powiewały na wietrze, który jeszcze nie zdążył się uspokoić. Tęczówki lśniły mu intensywnym blaskiem jak fale obijające się o brzeg. Uśmiechał się zimno i wyrachowanie. 

- Ducha zobaczyłaś, czy co? - Zaśmiał się. - Wybornie, nie wiedziałem nawet, że pójdzie tak łatwo.

        Chciałam krzyknąć. Chciałam wrzeszczeć na niego za to co się teraz dzieje. Co z tego, że nawet go nie znam. Krew nadal mi buzowała po tym...po tym co stało się przed chwilą. Poczułam, że coś cieknie mi po twarzy. Uszy nie wyobrażalnie mnie bolały. Otworzyłam usta by się odezwać, ale słowa utknęły mi gardle.

- Dobrze, że chociaż nie gadasz. - Westchnął. - Bałem się, że będę się musiał męczyć z tobą podczas tej cholernej podróży. Ale słońce, powtórzę się. Naprawdę nie trzeba było jej zabijać.

- C-Co? - Udało mi się w końcu odezwać. Przełknęłam ślinę, która zebrała mi się w ustach i poczułam metaliczny zapach krwi.

- Bransoletka od Mulan jest ładna, ale mało praktyczna. Klątwa poparzenia...phi...ona autentycznie była półśrodkiem. - Facet zaczął się do mnie przybliżać. Moje stopy okazały się być ciężkie, a ruchy powolne, nie dając mi nawet sił na ucieczkę.

- Co ty robisz? - Pisnęłam, kiedy był już przy mnie i chwycił mnie za rękę. Adrenalina, którą czułam wcześniej zdecydowanie już opadła. Byłam strasznie słaba. W ślinie znowu wyczułam krew. Skąd ona się do licha tam brała?

- Teraz. - Zaczął powoli, wyjął z kieszeni coś metalowego i zaczął mi wkładać na rękę. Aha? Czemu on to robi. Ja nawet nie jestem w stanie się poruszyć by zabrać dłoń. - Już się nie musisz przejmować swoją mocą. - Jego uśmiech był maniakalny, a oczy błyszczały z...szaleństwa lub zmęczenia...? Mam nadzieję, że to zmęczenie. Oczywiście, że to szaleństwo. - Nie musisz dziękować księżniczko. - Ostatnie słowo powiedział bardzo radosnym tonem. - A teraz już chodźmy.

- Ej, ej, ej. - Nagle poczułam się wolna i zamachałam rękami. - Nikt tu nic nie wspominał to żadnym chodzeniu. Zdejmij to! - Zawahałam się i powtórzyłam. - Z-zdejmij.

- Ale o tępocie to mieli racje. - Westchnął i wzniósł teatralnie oczy ku niebu. - Nie masz mocy, helooł, idziesz ze mną i dziękuje.

- No chyba nie. - Uskoczyłam w chwili w której chciał mnie złapać i rzuciłam się do ucieczki. Równina była idealna do biegu.

- A mówili by nie dodawać proszę. - Usłyszałam jeszcze tylko jego mruknięcie i głowę przeszył mi ból.

        Idź za mną.

Czułam się jakby coś mnie rozsadzało od środka. Zaczęłam się zatrzymywać, ale wokół mnie nadal huczały głosy.

        Idź za mną.

Spojrzałam na mężczyznę. Z tej odległości mogłam zauważyć, że się uśmiechał. Wyciągnął dłoń i pokazał gestem bym do niego wróciła.

      Im bliżej się znajdywałam tym ból się zmniejszał. W końcu usłyszałam nad sobą.

- To co? Jednak pójdziemy w moją stronę?

             

             Maszerowaliśmy już kilkanaście minut w ciszy. Osobiście byłam bardzo przerażona. Można powiedzieć, że jak mnie porywali to chociaż w taki no klasyczny sposób. Ta metalowa bransoleta, którą miałam na sobie, nie tylko blokowała moją energię, ale i zmuszała do posłuszeństwa. O tym to już nawet nie będę wspominać, ale niezmiernie irytowało mnie, że nie czuje mrowienia w palcach, które wcześniej się pojawiało.Było ono na swój sposób przyjemne. 

Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz