Ogr

303 27 3
                                    

          Muszę mieć otwarte okno, słyszę jak ktoś na zewnątrz gran na jakimś instrumencie. Flet? Przeciągnęłam się na swoim łóżku i sięgnęłam ręką na stolik nocny, by wymacać okulary. Za chwilę pewnie z kuchni zacznę słyszeć odgłosy krzątającego się taty. Chyba dzisiaj jest niedziela. Czemu nie mogę znaleźć tych okularów. Ciekawe co będzie na śniadanie. Może zabiorę potem rodziców na spacer. Gdzie są te cholerne okulary.

         Otworzyłam oczy i zderzyłam się z brutalną rzeczywistością. Nie byłam w Storybrooke. Nad sobą miałam zachmurzone niebo. To co wzięłam wcześniej za muzykę, było śpiewem grupki ptaków, latających nade mną. Gwałtownie usiadłam i aż syknęłam z bólu. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a wszędzie wokół siebie słyszałam ten szaleńczy śmiech. Przez przypadek musiałam się ruszyć i tępe pulsowanie w głowie zmieniło się w ból w nodze. Spojrzałam się na nią i równie szybko odwróciłam wzrok. Była wywinięta pod dziwnym kątem. Starałam się ją w miarę ustabilizować, ale za każdym razem jak ruszałam nogą bardzo mnie to bolało. Zostawiłam ją w pozycji, w której byłam w stanie mniej więcej jasno myśleć i się rozejrzałam.

- Boże gdzie ja jestem?! - Pomyślałam na głos. Jak na razie byłam jedynie stwierdzić, że wokół siebie widzę las. Drzewa. Pełno drzew. Jak ja się tu znalazłam. Ostatnie co pamiętam to to zniknięcie. To była noc? Nie pamiętam dokładnie. Ktoś ze mną jeszcze był? James, on przyszedł...chciał mi coś powiedzieć, tak. Tak, tak, tak...

- Matko, James! - Krzyknęłam przypominając sobie. Kazał mi uciekać. - James! - Chłopak leżał kilka metrów ode mnie na brzuchu. Nie ruszał się. Gwałtownie wstałam i chciałam do niego podbiec. Chciałam. Noga natychmiast mnie zawiodła, a ja upadłam krzywiąc się przy tym z bólu. Modliłam się w myślach, by nie zdarzyło się najgorsze. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. To wszystko co się teraz dzieje jest moją winą! Mogłam nie wychodzić, mogłam nie odbierać tego durnego telefonu. Mogłam zrobić wszystko inaczej, a teraz co? Jestem z pewnie złamaną nogą, sama nawet nie wiem gdzie i nawet nie mogę sprawdzić czy mój przyjaciel żyje. My tu zginiemy. No przecież nie ma szans, że sobie poradzę. Czemu takie rzeczy spotykają zawsze mnie. Nawet jeżeli James żyje, chociaż jakim cudem przeżył upadek z nieba to...jakim cudem ja przeżyłam upadek z nieba! Przecież powinnam tu leżeć z rozwalonym mózgiem tak jak na tych filmach o samobójcach. Dlaczego...

            W pewnym momencie zarejestrowałam, że wokół mnie zrobiła się nagle cisza. Już wcześniej nie było głośno, ale chociaż te ptaki śpiewały. Teraz miałam wrażenie, jakby cały las wziął głęboki oddech i na coś czekał. Rzuciłam spojrzenie na Jamesa i przez chwilę świat się dla mnie zatrzymał. Jego klatka piersiowa. Unosiła się. James żyje. Jezu, jak się ciesze. Żyję. Już nawet nie chce wiedzieć jakim cudem. Oddycha. Jest tylko nieprzytomny.

           Ziemia zaczęła podejrzanie drżeć. Nie tak spektakularnie jak podczas trzęsień, ale kiedy się o nią opierałam byłam w stanie wyczuć pod rękami wibracje. Pomiędzy drzewami zauważyłam, dwie uciekające sarny, a w oddali rozległ się głośny ryk, nie przypominający żadnego, który do tej pory usłyszałam. W jednej chwili ogarnęło mnie przerażenie i spróbowałam wstać by móc się gdzieś schować. Teoretycznie dałabym radę dojść do najbliższych krzaków, które uznałam za potencjalną kryjówkę, ale po drodze nie wytrzymałabym z bólu. Zaczęłam więc powoli się przesuwać w ich stronę. Wtedy ryk rozległ się jeszcze bliżej mnie i brzmiał jeszcze straszniej. Spojrzałam się w stronę, z której pochodził i zamarłam. Jezu jaką ja jestem idiotką. Zostawiłam Jamesa. Pomyślałam tylko o sobie, a zapomniałam, że on przecież nawet nie wie co się dzieje.

             Przesunęłam nogę w drugą stronę i zaczęłam się czołgać w stronę przyjaciela. Z każdą sekundą wibracje stawały się coraz mocniejsze. Przez las znowu przetoczył się zwierzęcy ryk. To coś jest coraz bliżej, a ja mam co najwyżej parę minut.

Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz