Co stracone...

437 42 1
                                    

                    

Powoli zaczynałam się budzić. Kiedy otworzyłam oczy, przez chwilę oślepiło mnie światło. Pomrugałam kilka razy by móc znów normalnie widzieć. Znajdowałam się na sali szpitalnej. Obok mojego łóżka znajdowało się jeszcze jedno, tyle tylko, że puste. Przez moją głowę przemknęło milion pytań. Skąd się tu wzięłam? Ile tu leżałam? Wtedy uświadomiłam sobie straszliwą rzecz. Nie wiedziałam kim jestem. Próbowałam się skupić by sobie przypomnieć cokolwiek o sobie, ale nadal miałam całkowitą pustkę.

Do pokoju wszedł mężczyzna. Na oko wyglądał po czterdziestce, był ostrzyżony na krótko, raczej średniego wzrostu. Na mój widok oczy mu się rozszerzyły i odetchnął z ulgą. 

- Rose, kochanie...wybudziłaś się. - Podszedł do mnie i mnie objął, a ja nadal nie wiedziałam o co chodzi.

- Przepraszam? - Odepchnęłam go delikatnie. - Kim pan jest?

- Kim jestem...kochanie nie wygłupiaj się. - Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.

- Nie znam pana i kim jest Rose? - Wydawało mi się, że moje pytania są całkiem na miejscu.

- Ty nic nie pamiętasz? - Był zdenerwowany. Pokręciłam głową na znak, ze nic. - Zabije ją! Zabije tą sukę...mieliśmy umowę, zdradziecka bestia! - Wpadł w szał. Starałam się go jakoś uspokoić. Nie miałam pojęcia kim jest, ale nie miałam ochoty by za chwilę zleciały się tu pielęgniarki. W końcu usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach.

- Proszę pana, czy...czy może mi pan powiedzieć kim jestem? - Spojrzał na mnie jakbym była z innej planety. W końcu cicho odezwał się.

- Nazywasz się Rosabelle Gold i od tygodnia byłaś w śpiączce, a ja jestem twoim tatą.

W tej chwili nie wiedziałam już o co chodzi. Co się stało i jak możliwe, że nic nie pamiętam.

- A czy pan...znaczy, tato. - Poprawiłam się szybko. - Powiedziałbyś mi jak się tutaj znalazłam?

- Miałem nadzieje, że to ty mi powiesz. - Westchnął. - Jednak jestem w stanie się domyślić dlaczego nic nie pamiętasz. - Wymamrotał ciszej.

- Powie mi...powiesz mi? - Spróbowałam.

W tej chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Mężczyzna wstał i je otworzył. Stała w nich zapłakana dziewczyna. Wyglądała na mniej więcej w moim wieku. Miała krótkie czarne włosy z kolorowymi pasemkami i niebieskie oczy. 

- Dzień dobry panie Gold, chciałam spytać co z...- W tej chwili mnie zauważyła i rzuciła się w moją stronę by mnie przytulić. Jak tak dalej pójdzie to dzisiejszy dzień spędzę na obejmowaniu i nie rozpoznawaniu ludzi. - Rose! Wybudziłaś się. - Otarła łzy lecące jej z oczu. - Gdybym tylko wiedziała, że już nie śpisz to bym nie przyszła tu w takim stanie! Jak się czujesz?

- Lucy...- Przerwał jej mój tata.

- W szkole wszyscy się o ciebie pytają...

- Lucy...

- W ogóle co ty sobie takiego zrobiłaś?

- Lucy!

- Niech mi pan tak nie przerywa. - Zirytowała się dziewczyna.

- Nie rozumiesz. - Był zły. - Ona nic nie pamięta...straciła pamięć.

- Jak to? Niemożliwe, Rose to najbardziej pamiętliwa osoba jaką znam. - Wtedy na mnie spojrzała i zobaczyła, moją bezradność na twarzy. - Nie wiesz kim jestem?

Pokręciłam ze smutkiem głową. Chyba spotka mnie jeszcze kilkanaście takich sytuacji w najbliższym czasie. Poczułam się winna. Naprawdę oddałabym wszystko by sobie chociaż tych ludzi przypominać.

- To ja. - Powiedziała po w chwili ciszy.

- Co ty?

- Ja i James...my cię znaleźliśmy. Pewnie nie wiesz kim jest James? - Spojrzała się na mnie i kontynuowała. - Szliśmy coś jeść do baru i mieliśmy już wchodzić, kiedy on usłyszał, że za budynkiem coś się dzieje. Pobiegliśmy i tam znaleźliśmy ciebie. Byłaś nieprzytomna, miałaś kilka widocznych siniaków na ciele. Ja zaczęłam płakać, James zachował zimną krew i zadzwonił po karetkę, a potem twojego ojca. - Wskazała na niego głową. - Od tego czasu jestem tutaj codziennie. James też przychodził, ale akurat dzisiaj mu coś wypadło. Spotkałam nawet raz Henry'ego. Wydawał się bardzo wystraszony i powtarzał, że to wszystko jego wina.

- Nic mi te imiona nie mówią. - Powiedziałam ze smutkiem.

- Lucy przynieść ci coś do picia? -Odezwał się milczący do tej pory mój tata. - Rose bezwarunkowo przynoszę wodę, przy okazji powiadomię lekarza o twoim stanie.

- Nie, dziękuje.

Wyszedł z sali zostawiając nas same. Przyglądałam się siedzącej przy mnie dziewczynie. Musiała być moją przyjaciółką. Bawiła się swoimi włosami, starając się patrzeć wszędzie tylko nie na mnie.

- Czyli nazywasz się Lucy? - Próbowałam wznowić rozmowę. - Przyjaźnimy się? Przepraszam, ale nie pamiętam.

- O tak! - Ożywiła się. - Siedzimy razem w ławce, gadamy o chłopakach, chodzimy po szkole na burgery do babci, czasami u ciebie nocuje jak siostry się zgodzą.

- Masz rodzeństwo? - Zapytałam.

Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, a potem wybuchła śmiechem.

- Przepraszam. - Powiedziała jak się uspokoiła. - Zapomniałam, że nie pamiętasz. Siostry zakonne w domu dziecka. Co prawda jestem już pełnoletnia, ale nadal jestem od nich zależna.

- A ten chłopak James? Ten z którym mnie znalazłaś?

Lucy zamilkła. Widocznie chciała przemilczeć ten temat. Czemu. Przecież sama mówiła, że mnie odwiedzał. Może mu coś zrobiłam. Albo pokłóciliśmy się.

- Dlaczego płakałaś kiedy tu weszłaś?

- Too...? A nie ważne...- Odparła szybko. Za szybko. - Problemy w sierocińcu, nic co by cię mogło zainteresować.

- Skoro tak, mówisz. - Wydawało mi się, że była bardzo zdenerwowana, kiedy to mówiła. - Wspomniałaś jeszcze o Henrym...?

- On jest świetny. - Jej twarz rozjaśniła się. - Co prawda jest synem naszej świetnej. - Zrobiła cudzysłów palcami. - Pani burmistrz, ale tak pogodnego dziecka jeszcze nigdy nie widziałam. Często z nim spędzasz czas. Henry ma bardzo bujną wyobraźnie, ostatnio wymyślił sobie, że jesteśmy postaciami z baśni. - Zaśmiała się. - Nawet sprowadził tu Emmę Swan, swoją biologiczną mamę, Regina ma przez to pełno problemów.

W tej chwili do sali wszedł mój tata. W ręce trzymał butelkę wody. Był zdenerwowany. Już chciał coś powiedzieć, kiedy przerwał mu dźwięk smsa. Komórka Lucy zabrzęczała i dziewczyna szybko po nią sięgnęła. Kiedy odczytała wiadomość zbladła i oznajmiła, że musi szybko iść. Pożegnała się ze mną i obiecała, że jutro przyjdzie do mnie znowu. 

- Rosabelle, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. - Powiedział tata, kiedy drzwi się zamknęły. Nie wiem czemu, ale moje imię zabrzmiało w jego ustach bardzo poważnie. Kiwnęłam głową na znak, że słucham. - Proszę cię, wytęż się, spróbuj sobie przypomnieć cokolwiek sprzed wypadku. Gdzie byłaś, z kim rozmawiałaś, albo co chciałaś zrobić.

Nie chciałam go zawieść. Jednak mój mózg ograniczył się tylko do „chciałam". W głowie miałam jedną, wielką pustkę. Żadnych wspomnieć, twarzy czy uczuć. 

Spojrzałam na niego z bezsilnością. Zrozumiał. Podał mi wodę i usiadł mi w nogach. Trwaliśmy kilka minut w ciszy, kiedy zadzwonił mój telefon. Leżał na szafce obok mnie. Sięgnęłam i zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru. 

- „Mam nadzieję, że spotkamy się jak najszybciej, tęsknię i życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia".

Tato, przecież obiecałeśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz